Pacjenci doktora Garcii. Almudena Grandes

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pacjenci doktora Garcii - Almudena Grandes страница 30

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Pacjenci doktora Garcii - Almudena  Grandes

Скачать книгу

pospieszył z wyjaśnieniami, że to kurewka, która dzięki komisarzowi wycofała się z zawodu. Z wielką chęcią zapoznałby go z dalszymi szczegółami, lecz spojrzenie Manola szybko odwiodło go od tego pomysłu. A Rodríguez, który już zdążył wywrzeć na nim dobre wrażenie, jeszcze bardziej przypadł mu do gustu.

      – Dostaniesz także kontakt wojskowy, do kapitana z Partii Socjalistycznej, od niedawna co prawda. To łącznik Rojo37 z wywiadem. Ten także cieszy się dobrą opinią, ale nie mogę za niego ręczyć. Chyba nie muszę ci zresztą mówić, że masz wolną rękę. Twoim jedynym szefem w tej misji jestem ja.

      Jesús Romero, młodszy niż Rafael, ale nieco starszy niż Manolo, był zawodowym wojskowym: postawny, wykształcony, z porządnej mieszczańskiej rodziny, dużo milszy niż Rodríguez. Od pierwszej chwili Manolo darzył go sympatią, miał wrażenie, że z wzajemnością. Kapitan, ze znacznie większym zapałem niż komisarz, zaproponował mu swoje towarzystwo podczas obiadów czy kolacji, a także pomoc w załatwianiu spraw, głównie dlatego, że nowo przybyły trochę go niepokoił. Romero był prawdziwym paniczykiem, dlatego płynność, z jaką Manolo mówił w kilku językach, jego dyplomatyczne maniery i ujmujący sposób bycia nie zdołały całkowicie zamydlić mu oczu i nieraz wzbudzały wątpliwości. Człowiek Negrína również się wahał, a gdyby musiał postawić wszystko na jedną kartę, obstawiałby, że kapitan Romero pracuje dla piątej kolumny. Wojskowy nigdy nie zrobił fałszywego kroku. Na oko miał bardzo dobre relacje z radzieckimi doradcami, którym przedstawił nowego kolegę z serdecznością niemal zażyłą, ale Manolo i tak nie potrafił oprzeć się podejrzeniom.

      – Jeśli się zgodzisz, będziesz się kontaktował bezpośrednio ze mną. Opracujemy szyfr i dostaniesz dostęp do specjalnego pomieszczenia w Telefónice, strzeżonego przez uzbrojonych ludzi. Dla większego bezpieczeństwa – bez operatora. Ty sam będziesz układał i wysyłał wiadomości, które dotrą bezpośrednio do tego gabinetu. Przemyśl to dobrze i powiedz mi do jutra, co zdecydowałeś. Chętnie dałbym ci więcej czasu, ale nie mogę, bo sam go nie mam.

      Jego dwa oficjalne kontakty trzymały go pod obserwacją od pierwszego dnia. Rodríguez przydzielił mu sprzątaczkę, która codziennie doprowadzała do porządku mieszkanie przy ulicy Infantas, gdzie go zakwaterowano, a Romero dał mu do dyspozycji samochód z szoferem. Zawsze o tym pamiętał i nigdy nie zostawił w domu niczego, co mogłoby go w jakiś sposób zdemaskować, a swoje rozmowy z kierowcą ograniczał do piłki nożnej i kobiet. Pracował sumiennie, bez przeszkód, przez całe lato. We wrześniu był już całkiem pewien, że w Madrycie, który nadal pozostawał oblężonym miastem, otoczonym aktywnymi frontami, nigdy nie dojdzie do takiego powstania jak w Barcelonie. Ta konkluzja mogła zakończyć jego misję, ale wszedł w posiadanie zbyt dużej liczby cennych informacji, by tak po prostu to zostawić.

      – Dziękuję, Manolo. – Kiedy niewiele ponad dwanaście godzin później wrócił do Pałacu Benicarló, by przyjąć misję, Juan Negrín posłał mu spojrzenie, w którym w równych proporcjach mieszały się wzruszenie, troska i duma. Manuel Arroyo Benítez uznałby je po prostu za ojcowskie, gdyby jego ojciec kiedykolwiek zadał sobie trud, by na niego popatrzeć. – Nigdy ci tego nie zapomnę, obiecuję. A teraz proszę cię o coś jeszcze. Nie ryzykuj. Bardzo proszę, nie rób tego. Przy najmniejszym zagrożeniu uciekaj i wracaj tutaj. Jesteś zbyt cenny, by tak po prostu umrzeć, pamiętaj o tym.

      W październiku Manolo zdał sobie sprawę, że zapędził się za daleko. Aż do tamtej pory czuł się bezpiecznie, ponieważ wykorzystał do maksimum oficjalne kanały, próbując wycisnąć jak najwięcej z tego, co stopniowo odkrywał. Skontaktował się z wieloma osobami, które udzielały schronienia uchodźcom politycznym, z dyplomatami, zagranicznymi dziennikarzami, przedstawicielami kościołów protestanckich, a nawet zakamuflowanymi faszystami, w obecności których z trudem powstrzymywał mdłości. Nigdy nie należał do żadnej partii, gdyż przypisanie do jakiejś konkretnej opcji politycznej działałoby na szkodę jego pracy w Genewie czy Londynie, jednak identyfikował się z poglądami Azcáratego, a w jeszcze większym stopniu Negrína. Teraz liczyło się przede wszystkim, żeby wytrwać, uratować Republikę i wygrać wojnę. Tego przekonania trzymał się w trudnych momentach i podporządkował mu wszystkie swoje wysiłki. Dzięki informacjom, które wysyłał do Walencji, rząd odrzucił hipotezę o możliwym buncie w Madrycie. Zaczął także, z dobrym skutkiem, wywierać presję na kierownictwo partii, na Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, Radę Porządku Publicznego i delegację radziecką, aż stało się jasne, że ktoś w Madrycie pracuje dla Negrína.

      – Mogę pana o coś spytać? – W przeddzień wyjazdu jadł z premierem kolację w siedzibie rządu.

      – Oczywiście, pytaj, o co tylko zechcesz.

      Rano po przyjściu do biura wyczuwał coraz bardziej zagęszczającą się atmosferę. Nie miał powodów sądzić, że ktoś go o coś podejrzewa, ale zauważył, że panuje ogólna nieufność, bo gdzieś znikły rozmowy na korytarzach, wspólne kawy, polecenia wykrzykiwane z pokoju do pokoju, żarty. Podwoił środki ostrożności i nie czuł się zagrożony aż do siódmego listopada, kiedy usiadł obok komisarza Rodrígueza na uroczystości upamiętniającej pierwszą rocznicę najchwalebniejszego dnia obrony Madrytu. Być może się mylę, szepnął mu policjant, nim zaczęły się przemowy, ale ten, który to robi, nie ma wystarczająco mocnych zębów i ten kęs utknie mu w gardle… Manolo spojrzał na niego i przytaknął, nie biorąc tej uwagi do siebie. Rodríguez położył mu rękę na ramieniu i nie powiedział nic ponadto. W tym momencie Manuel Arroyo zrozumiał trzy sprawy. Po pierwsze – że komisarz jest świetnym policjantem, bo potrafił powiązać zapał, z jakim oddał się tropieniu trockistowskich i anarchistycznych brygad, nie poświęcając nigdy uwagi represjom ze strony innych partii, z napływającym do Walencji strumieniem informacji dotyczących akurat tych organizacji, które pozornie go nie interesowały. Po drugie – choćby doskonale wiedział, że jest całkiem niemożliwe, by dwie różne osoby przeprowadzały jednocześnie dwa różne, lecz zadziwiająco zbieżne dochodzenia, Rodríguez nigdy nie doniósłby na niego. Po trzecie i najważniejsze – że właśnie nadszedł moment, by Rafael Cuesta Sánchez natychmiast ulotnił się z Madrytu.

      – Kim był Rafael Cuesta Sánchez?

      – Nikim.

      Nie miał czasu. Uroczystość dobiegła końca. Nie wybiła jeszcze siódma, ale już się ściemniło. Szybko opuścił siedzibę Rady, żegnając się ze wszystkimi z całą naturalnością, do następnego dnia. Przez chwilę zastanawiał się, czy wrócić do domu, czy raczej wyjechać natychmiast. Drugi wariant był lepszy, ale na nocnej szafce w jego sypialni zostało miękkie wydanie Bailén38, opublikowane przez Piąty Regiment – tekst, którego używał do szyfrowania swoich wiadomości. Jeśli podczas ucieczki wynikną jakieś kłopoty, ta książka mogła się okazać jego ratunkiem i dlatego w końcu zdecydował się zaryzykować i wrócić po nią. Ruszył pieszo na ulicę Infantas, upewniając się, że nikt go nie śledzi, jednak udało mu się dotrzeć jedynie do bramy.

      – Wymyśliliśmy go od początku do końca, bo uznaliśmy, że tak będzie najlepiej. Najbezpieczniej dla ciebie.

      Kiedy zamknął za sobą bramę, ktoś wymierzył mu cios w głowę, po którym stracił przytomność. Wcześniej zdążył tylko pomyśleć, że czekali na niego. Później, że go zabiją.

      – Wymyśliliśmy postać, której przeszłości w tym momencie nie można sprawdzić. Talavera de la Reina jest w innej strefie.

Скачать книгу


<p>37</p>

Vicente Rojo Lluch (1894–1966) – pułkownik hiszpański (później generał) walczący po stronie republikańskiej, szef Sztabu Centralnego Sił Zbrojnych i Sztabu Generalnego Wojsk Lądowych.

<p>38</p>

Poświęcona bitwie pod Bailén powieść Benita Péreza Galdósa.