Pacjenci doktora Garcii. Almudena Grandes

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pacjenci doktora Garcii - Almudena Grandes страница 28

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Pacjenci doktora Garcii - Almudena  Grandes

Скачать книгу

w Zjednoczonym Królestwie, co raczej jej przedstawiciela przed Komitetem Nieinterwencji25, który działał w brytyjskiej stolicy od miesiąca i który nie zareagował, ani nie miał zareagować przez resztę wojny, na ciągłe bezczelne pogwałcenia porozumienia w postaci pomocy płynącej z Berlina i Rzymu dla obozu puczystów. Praca Manola polegała na wskazywaniu kolejnych odstępstw, dostarczaniu dowodów dotyczących działalności Bernhardta i HISMA, Ciana i włoskich wolontariuszy, transportów samolotów, wojsk, amunicji, których Lord Windsor-Clive, prezes Komitetu i najlepszy z aliantów, jakiego Franco mógłby sobie wymarzyć, nigdy nie uznawał za wiarygodne, wystarczające czy ostateczne.

      W rezultacie nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że wyrwano go z rozkosznego luksusowego uzdrowiska, by wrzucić w jeden z kręgów piekła; wręczono mu niezbyt duże wiaderko, za pomocą którego miał opróżnić morze, dbając przy okazji o dostarczenie rozrywki obojętnej publiczności. Tak właśnie się czuł, oddając uśmiechy i ściskając dłonie wszystkich tych laburzystów, socjalistów i socjaldemokratów, którzy słuchali go bardzo poruszeni. Nieraz wręcz stawały im w oczach łzy współczucia pośród uroczystych zapewnień o solidarności, a potem nawet palcem nie kiwnęli w jego sprawie. A to jeszcze wcale nie było najgorsze. Koktajle w Londynie to było prawdziwe pole minowe dla republikańskich dyplomatów, którzy konwersując z kieliszkiem w dłoni, musieli liczyć się z każdym słowem, nie okazywać nigdy oburzenia, rozczarowania lub gniewu, skrywając je za uprzejmym uśmiechem. Manuel Arroyo Benítez nigdy dotąd tak wiele razy nie dochodził, w duchu, do wniosku, że stojący przed nim człowiek to podły skurwysyn. W żadnym razie jednak słowa takie nie padały z jego ust i nie zakłócały dalszego przebiegu rozmowy.

      Nie przestając tęsknić za samą Meg, bardzo odczuwał również brak jej zaangażowania i wspólnictwa, bezwarunkowego poparcia, które uczyniłyby bardziej znośnym jego przygnębiające życie i bezowocne zabiegi. Pisał do niej niesamowicie długie listy, w których nie mógł poruszyć żadnego naprawdę ważnego tematu, a ona odpowiadała mu równie obszernymi i nie mniej trywialnymi epistołami niż te, które otrzymywała z Londynu. Jedyną ważną informacją, jaką mogła mu przekazać, było stwierdzenie czegoś, co i tak już zauważył. „Przykro mi, że tak bardzo się nudzisz, pisała, ale nie mam żadnego przyjaciela w Anglii, który mógłby dotrzymać Ci towarzystwa, więc będziesz musiał upijać się sam…”. Zdążył się zorientować, że nie może liczyć na nikogo z ambasady Stanów Zjednoczonych, która dawała Republice wsparcie werbalne większe niż ktokolwiek inny, z tymi samymi, czyli zerowymi, skutkami praktycznymi. To była jedna ze spraw, którymi zajmował się codziennie, i w grudniu, kiedy ambasador zaprosił go na kolację, zapowiadając, że chce mu powierzyć misję specjalną, nie spodziewał się przełomu. Po geście, jakim przywitał go Azcárate, pojął, że się mylił, jeszcze nim szef zdążył potwierdzić jego przeczucie dwoma starannie dobranymi przymiotnikami.

      – To delikatna sprawa – urwał, obrzucając go uważnym spojrzeniem – a zapewne także niebezpieczna.

      Podróż do Walencji, raz w miesiącu, w charakterze łącznika pomiędzy Pablem de Azcárate i jego przyjacielem Juanem Negrínem, ministrem skarbu w rządzie Largo Caballero, przypominała urlop znacznie bardziej niż jakiekolwiek inne zadanie, którego mógł się podjąć Manuel Arroyo jako pracownik ambasady w Londynie.

      Jego misja była delikatna i właśnie dlatego niebezpieczna. Jedynym powodem, dla którego Azcárate chciał informować bezpośrednio Negrína i znać na bieżąco jego zdanie, jedynym powodem, dla którego ministrowi skarbu zależało na podtrzymywaniu tego kanału kontaktu obok innych oficjalnych sposobów komunikacji, był ten, że obaj panowie darzyli się bezgranicznym zaufaniem, jakiego nie mieli do swojego wspólnego przełożonego. Francisca Largo Caballero, premiera i ministra wojny, uważali za równie niezdatnego na każde z tych stanowisk, lecz gdyby wyszło na jaw, że wysłannik ambasadora w Londynie, który okresowo obraduje z rządem, równolegle wymienia informacje z jednym z jego członków, łańcuch zerwałby się w miejscu najsłabszego ogniwa, którym bez wątpienia był Manolo.

      – W takim wypadku – otwarcie uprzedził go Azcárate – musielibyśmy cię poświęcić i chcę, żebyś o tym wiedział. Jeśli Largo się dowie, powiemy, że konspirowałeś na własną rękę i że nie wiemy ani dlaczego, ani dla kogo, bo ja nigdy ci tego nie zlecałem, a minister skarbu przyjmował cię wyłącznie przez wzgląd na przyjaźń ze mną. Dlatego chcę, żebyś porządnie to sobie przemyślał, nim coś zdecydujesz. Nie muszę ci chyba wyjaśniać konsekwencji, jakie pociągnęłaby za sobą twoja wpadka, dlatego nie będę miał do ciebie żalu, jeśli odmówisz.

      Manolo przyjął misję. Cieszył się intensywnym południowym światłem i niemal już zapomnianym smakiem pomarańczy. Niezrównaną przyjemnością było przesiadywanie o pierwszej w południe w kawiarnianym ogródku, gdzie popijał piwo, pogryzał w słońcu oliwki i przyglądał się kobietom, które przechodziły obok, stukając obcasami. Z ulgą przyjmował, że nie musi rozmawiać w żadnym obcym języku, delektował się łagodnym ciepłem od Morza Śródziemnego. Równocześnie odkrył w sobie pewne predyspozycje do tej pracy, o które nigdy się nie posądzał, i ani przez chwilę nie żałował, że przyjął zlecenie, które zakończyło się dopiero wraz z awansem ministra skarbu na fotel premiera. Mimo to wrócił do Walencji dwudziestego dziewiątego maja 1937 roku. Negrín piastował nowe stanowisko od niecałych dwóch tygodni, gdy wezwał go do swojego gabinetu w Pałacu Benicarló, by wyznać mu, że bardzo boli go głowa.

      Siadając naprzeciw premiera, młody dyplomata odkrył, że Negrín źle znosi ciężar odpowiedzialności. Miał przed sobą mężczyznę nagle postarzałego, znacznie bardziej zmęczonego niż czterdziestopięcioletni minister sprzed półtora miesiąca. Wówczas jego spojrzenie zachowało w sobie resztki dociekliwości naukowca, którego poznał w dzieciństwie. Ten ślad zgasł zupełnie w surowym geście, zmatowiałej cerze, zapuchniętych powiekach człowieka, który sypia zbyt mało, a sen nie przynosi mu bynajmniej wytchnienia; przytył, bo źle się odżywia, czasem nie je prawie wcale, czasem zbyt obficie, zawsze nie w porę. Taka była cena jego odwagi. Manolo nauczył się w Londynie, że trzeba było straszliwego heroizmu, niemal samobójczego, by w maju 1937 roku wziąć na swoje barki brzemię rządzenia Republiką.

      – Nie gratuluj mi – Negrín wyczytał w jego oczach te wszystkie myśli; a on, który zawsze go podziwiał, teraz zaczął szanować go jeszcze bardziej – bo sytuacja nie nadaje się do gratulacji. Szczególnie kiedy usłyszysz, o co chcę cię prosić…

      Dwudziestego ósmego czerwca 1937 roku Manuel Arroyo Benítez zameldował się w hotelu w Madrycie, posługując się dokumentami, którym nie można było nic zarzucić, ponieważ zostały wystawione przez Generalną Dyrekcję do spraw Bezpieczeństwa Republiki, a które zarazem były całkowicie fałszywe, gdyż figurował w nich jako Rafael Cuesta Sánchez, funkcjonariusz Ministerstwa Spraw Wewnętrznych26, urodzony w Talavera de la Reina dwunastego stycznia 1904 roku, członek UGT27 od 1929 roku, żonaty, zamieszkały w Walencji. Nie było ani słowa prawdy w tej tożsamości, pierwszej z wielu, jakimi miał się posługiwać w swoim życiu.

      – Wezwałem cię, Manolo, bo ci ufam, co na twoje nieszczęście, czyni cię kimś szczególnym. Prawda jest taka, że niemal nikomu już nie wierzę. I nie będę wierzył, póki nie zaprowadzę porządku na naszym własnym podwórku. Bunt w Barcelonie był bardzo poważny. Nie możemy sobie pozwolić, by to się powtórzyło. Jeśli dalej będziemy się nawzajem wyrzynać, już po nas…

      Nominację Rafaela Cuesty Sáncheza

Скачать книгу


<p>25</p>

Comité de No Intervención en España – komitet powołany w 1936 roku z inicjatywy Francji i Wielkiej Brytanii w celu zapobieżenia ingerencji państw postronnych podczas hiszpańskiej wojny domowej, a tym samym rozprzestrzenieniu się konfliktu zbrojnego na inne kraje.

<p>26</p>

Ministerio de Gobernación.

<p>27</p>

Powszechna Unia Pracujących (Unión General de Trabajadores) – jeden z najstarszych hiszpańskich związków zawodowych.