Tajemnice walizki generała Sierowa. Iwan Sierow

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow страница 49

Tajemnice walizki generała Sierowa - Iwan Sierow

Скачать книгу

zakończyło się niepowodzeniem, ponieważ w górach atakuje się inaczej niż na równinie – stosuje się manewr skrzydłowy, najlepiej z przewagą wysokości. Musimy to uwzględnić na przyszłość.

      W środku dnia podliczyliśmy straty – 120 zabitych i ponad 200 rannych. Wpadłem w minorowy nastrój. Wojska i tak brakuje…

      Po kilku dniach dzwonią ze sztabu, wykorzystując zwykłą łączność przewodową. Domagają się natarcia. Odpowiadam, że poprzednie zakończyło się niepowodzeniem. Odmawiam. Nalegają. Odmawiam ponownie. Rozkazują, bym wyjechał do Suchumi. Obiecuję, że jutro będę. Nalegają, że jeszcze dziś. „Nie dam rady do końca dnia pokonać konno 60 kilometrów po górach!” – oponuję. „Przygotuj lądowisko dla U-2!” – nakazują… Samolot po trzecim nawrocie ledwo wylądował. Polecieliśmy do Suchumi. Samochodem dostarczono mnie do willi Berii.

      Po drodze przyjrzałem się mieszkańcom Suchumi – odświętni, jakby żadnej wojny nie było. Kierowca Gruzin z oburzeniem opowiedział, jak to w nocy przyleciał niemiecki samolot, zrzucił bombę i w całym mieście zgaszono światło itd. Chciałem mu powiedzieć, że na nas Niemcy od rana do wieczora ciskają miny i czasem do ust nie mamy co włożyć, a nie narzekamy.

      W sztabie kierownictwo „wypoczywało”. Urządzili się jak w raju, jak na jakiejś rządowej daczy – dokoła kwiaty, palma, bambusy rosną. Nie ma porównania z nami, gdzie śpimy na gołej ziemi, na podściółce z gałęzi, jak turyści…

      W Suchumi przy Berii uwijali się Tiuleniew, Kobułow, Lesielidze i inni…

      Dwaj pierwsi mi opowiedzieli, jak to Budionny w odwrocie spod Noworosyjska dotarł aż tu ze swoją świtą i stajnią. Kiedy zjawił się w Suchumi, przewodniczący Prezydium Abchaskiej SRR wydał na jego cześć wystawne przyjęcie. Pili całą noc przed przylotem Berii127.

      Kiedy się rankiem o tym dowiedzieli, przewodniczącego niezwłocznie pozbawiono stanowiska128, a Beria wysłał do Stawki meldunek o dziwactwach Budionnego, jego niezdolności do kierowania frontem i w końcu napisał, że Tiuleniew wcale nie jest lepszy, ponieważ nie zapewnił obrony przełęczy kaukaskich, wykazał niefrasobliwość itd. Jeżeli już wybierać między tymi dwoma „dowodzącymi”, to lepiej niech już Tiuleniew dowodzi frontem, a Budionnego należy odwołać do Moskwy. Po kilku godzinach z Kwatery Głównej nadeszła zgoda.

      „Beria dał depeszę do przeczytania Tiuleniewowi, który podziękował mu za zaufanie i pocałował go w rękę” – zakończył Kobułow129.

      Minuta do śmierci

      Z dowództwem rozmowa była krótka: „Atakować!”. Wykazałem im niecelowość takiej akcji i sam przeszedłem do słownego natarcia. „Wojsk nie starcza, proszę o dodatkowy pułk żołnierzy” – powiedziałem stanowczo. Obiecano mi pułk strzelców górskich, za dzień lub dwa.

      Ze swej strony obiecałem przeprowadzić atak nocny, zastrzegając jednak, że poczekałbym ze dwa tygodnie i nie tracił ludzi nadaremnie – kiedy w górach spadnie śnieg, Niemcy sami wycofają się w kierunku północnego Kaukazu. Nie zgodzono się ze mną i nakazano nacierać.

      Wróciłem na front i kazałem organizować atak. Uwzględniłem wszystkie popełnione przedtem błędy. Niemcy jednak też byli czujni. W nocy dotarliśmy do ich stanowisk, ale otworzyli huraganowy, chociaż niecelny ogień i nasi żołnierze musieli zalec.

      Mój chytry zamysł, by zajść Niemców od tyłu, nie powiódł się. Dowódca 4. kompanii po przeprawieniu się przez rzekę Kłydż stchórzył, porzucił żołnierzy i powrócił samotnie. Złapano go i doprowadzono do mnie.

      Chyba dla kontrolowania moich poczynań przyjechali z Suchumi członek Rady Wojennej frontu Sadżaja* oraz sekretarz KC Gruzji o nazwisku Szerozija*. Skorzystałem z ich obecności, pytając, jak mam postąpić z dowódcą kompanii, który nie wykonał rozkazu w warunkach bojowych. „Rozstrzelać” – zawyrokowali.

      Przed frontem kompanii moździerzy spytałem: „Ten oto dowódca 4. kompanii dwa razy porzucił swoich żołnierzy i haniebnie zdezerterował. Na co zasługuje?”. „Rozstrzelanie!” – odpowiedzieli chórem. W ten sposób nasze postanowienie poparli sami żołnierze oburzeni zachowaniem takiego dowódcy. Wyrok wykonano natychmiast. Wieczorem „wierchuszka” wyjechała.

      Niedługo cieszyłem się względnym spokojem. Po kilku dniach przysłano mi uzupełnienie – pluton pracowników politycznych z ormiańskiej uczelni wojskowej. Przywitałem ich, porozmawiałem i pod wieczór skierowałem do Korobowa.

      Późnym wieczorem zadzwoniłem do niego z pytaniem o tych politruków. Odpowiedział: „Jeszcze ich nie ma”. Zaniepokoiłem się i wysłałem oficera sztabowego, by ich odnalazł. „Nie ma ich nigdzie” – meldował po powrocie. Dziwne! Chyba rano przyjdą – pomyślałem sobie.

      Około 11 wieczorem zadzwonił generał Sładkiewicz z Gwandru i zameldował o przybyciu 121. pułku strzelców górskich 9. Górskiej Dywizji Strzeleckiej pod dowództwem pułkownika Arszawy*. Lesielidze dotrzymał słowa! Przez telefon Arszawa przedstawił się i poprosił o pozwolenie na przenocowanie.

      Odczuwałem jakiś niejasny niepokój, szczególnie po zaginięciu tego plutonu, nakazałem więc, by po nakarmieniu żołnierzy pułk w pełnym składzie wyruszył do mnie (trzeba był przejść 12 kilometrów). Po półgodzinie ponowny dzwonek – musiałem się ubrać i ze swego namiotu człapać te 150 metrów do pomieszczenia sztabowego.

      Melduje mi: „Gdy tylko dotarli, padli jak nieżywi, nawet posiłku odmówili. Przeszli tego dnia po górach 50 kilometrów. Pozwólcie tu przenocować i rankiem wyruszyć”.

      Poczułem, że zaraz stanie się coś niedobrego. Kazałem ogłosić dla pułku alarm bojowy i wyruszyć natychmiast. O wyruszeniu żołnierzy zameldować mi osobiście. Sładkiewicz zamilkł, po czym karnie odrzekł: „Tak jest!” – i odwiesił słuchawkę.

      Zadzwoniłem do Korobowa i spytałem, jak sprawy się mają. Też z jakiegoś powodu nie spał, mimo że minęła północ. Odpowiada, że panuje spokój i Niemcy też milczą, wbrew swoim zwyczajom. „Pilnujcie ich!” – nakazałem.

      Złapałem się na tym, że czuję strach przed Niemcami. Zacząłem analizować przyczyny takiego stanu – i tak, i nie.

      Skąd te nagłe obawy? Ponieważ powstała sytuacja niebezpieczna nie tylko dla mnie osobiście, lecz i dla innych. W czym się te obawy przejawiają? W niepokoju, zdenerwowaniu, przeczuciu nieszczęścia. Doszedłem do wniosku, że realne podstawy do niepokoju istnieją. Pluton zaginął, Niemcy się zaczaili, do tego oczekiwane nadejście pułku się opóźnia. Jaki z tego wniosek?

      1. Nie wykazywać miałkości ducha.

      2. Nie okazywać tchórzostwa przede wszystkim.

      3. Mobilizować całą silę woli do poszukiwania prawidłowego rozwiązania.

      Po godzinie zadzwonił Sładkiewicz i zachrypniętym głosem poinformował, że pułk wyruszył zgodnie z rozkazem.

      Między nami, Sładkiewicz choruje na odmę płucną. Z mojego rozkazu

Скачать книгу


<p>127</p>

Przyszły marszałek Związku Sowieckiego i minister obrony A. Greczko pisał w pamiętnikach, że Beria przyjechał do sztabu 46. Armii w Suchumi 23 sierpnia 1942 r. „Zamiast udzielenia dowództwu konkretnej pomocy w organizacji mocnej obrony Beria faktycznie wniósł nerwowość i dezorganizację w pracę sztabu, co prowadziło do zamieszania w kierowaniu wojskami”. (A.A. Greczko, Bitwa za Kawkaz, Wojenizdat, Moskwa 1967, s. 142).

<p>128</p>

Nie bardzo wiadomo, o kogo chodzi, gdyż przewodniczącym Prezydium Rady Najwyższej Abchaskiej SRR w latach 1938–1948 pozostawał niezmiennie Michaił Dełba (1905–1992).

<p>129</p>

Generał Tiuleniew pozostał dowódcą Frontu Zakaukaskiego do końca wojny. Jego imieniem nazwano ulice w Moskwie i Uljanowsku.