Dworska tancerka. Kyung-Sook Shin

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dworska tancerka - Kyung-Sook Shin страница 7

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Dworska tancerka - Kyung-Sook  Shin

Скачать книгу

tętniącego życia Banchon mieszały się z pianiem kogutów i ujadaniem psów.

      W letnie wieczory skrzek żab wdzierał się do wnętrza domostw. Nikt nie zamykał tutaj drzwi na klucz, nikt nie musiał strzec domostwa. W takim to właśnie miejscu Jin straciła matkę i pozostała sama na świecie. Miała wtedy pięć lat.

      Tymczasem ochmistrzyni Seo, siostra pani Seo, nieoczekiwanie została przeniesiona do rezydencji królowej. Wcześniej przypisana była do Pracowni Haftu i służyła księżnej Cheolin, która w młodym wieku zasiadła na tronie, choć nigdy nie doczekała się potomka.

      Na tyłach domu pani Seo rósł gęsty zagajnik bambusowy. W tym miejscu wznosili modlitwy wszyscy, którzy żywili miłość do ludzi, do ptaków, do drzew. Modliła się także pani Seo, modliła się, kiedy przygarnęła do siebie Jin. Stawiała miseczkę z wodą i odprawiała obrzęd. Szum krzewów bambusowych kołysał Jin do snu. W tym śnie dziewczynka niezmiennie przywoływała kwitnące kwiaty gruszy. Obraz obsypanych kwieciem drzew jawił jej się nawet wtedy, gdy krzewy bambusowe szumiały w strugach deszczu. Błądziła wśród kwiatów gruszy, a potem dochodziła do stawu, przejrzystego, czystego stawu, którego głębokości nie potrafiła ocenić. Stawała nad tym stawem i bez wahania rzucała się w jego wody.

      Jin zatopiona była w swoim śnie, kiedy ochmistrzyni Seo raźnym krokiem zbliżała się do Banchon. Niosła kolejne rzeczy do szycia, chciała też podarować siostrze odrobinę pieprzu, który nawet na dworze uznawany był za rzadką i cenną przyprawę. Na widok siostry pani Seo wybiegła na dziedziniec w samych tylko skarpetkach. Była starsza, a jednak zwracała się do swojej siostry, używając jej dworskiego tytułu. Ochmistrzyni Seo została przyjęta na dwór w wieku ośmiu lat, szybko dołączyła do świty dworskiej, być może za sprawą pewnej aury elegancji, jaką wokół siebie roztaczała. Weszła do domu, zrzuciła płaszcz jangot, którym przysłaniała twarz. Natychmiast dostrzegła śpiącą dziewczynkę.

      – Co to za dziecko?

      Pani Seo nie odpowiedziała od razu. Nie wiedziała, co ma odpowiedzieć.

      – Czyje to dziecko?

      – Tej kobiety, która często mnie odwiedzała i pomagała w szyciu. Pamiętasz ją, prawda? Mieszkała blisko rzeki… Zmarła. To jej córka. Nie miała gdzie się podziać…

      – Ile ma lat?

      – Skończyła pięć.

      – Jak jej na imię?

      – Nie ma imienia.

      – Nie ma imienia? To jak na nią wołasz?

      – Dziecko. Ot, tak wołam. Czasem nazywam ją kwia­tuszkiem.

      – Kwiatuszkiem?

      – Lubi kwiaty gruszy. W pobliżu jej domu był sad…

      Ochmistrzyni Seo wpatrywała się uważnie w śpiącą dziewczynkę.

      – Imię można nadać, ale bez nazwiska…

      – Nie znasz nazwiska dziecka? Jak to?

      – Z jej matką niby mieszkałyśmy po sąsiedzku, ale ona nie mówiła o swoich osobistych sprawach.

      – Coś musiało się wydarzyć, skoro tutaj się osiedlili.

      – Nie wiem… Może należeli do katolików? Kiedyś coś wspomniała, że w roku 1866 jej rodzinę spotkał dramat. To wtedy katolicy byli masowo prześladowani. Może ich też dotknęły prześladowania? I dlatego tutaj się skryli. To by wyjaśniało, dlaczego ojciec dziewczynki sam zgłosił się do obrony wyspy Ganghwa. Miał pewnie nadzieję, że się zasłuży i życie jakoś im się ułoży… Poszedł i nigdy nie wrócił…

      – Zamierzasz ją wychować?

      – Chyba nie mam innego wyjścia.

      Ochmistrzyni Seo położyła delikatnie swoją dłoń na czole dziewczynki, ukołysanej we śnie.

      – Śliczna dziewuszka. Że też musiała stracić rodziców…

      Jin spała i śniła, że błądzi między drzewami gruszy. Była niczym dzika gęś, pochwycona na suchym lądzie.

      – Może… Może zabiorę ją na dwór?

      W dniu, w którym strugi letniego deszczu rozszeleściły się w krzewach bambusa, Jin przekroczyła próg pałacu. Przyniosła ją na plecach dwórka Yi, wysłana przez ochmistrzynię Seo. Miłość zawsze musi wspierać empatia. Panią Seo dręczyły rozterki, bo nie wiedziała, czy dobrze uczyniła, że posłała dziecko do pałacu. Serce podpowiadało, by zatrzymać dziewczynkę przy sobie. „Obecność dziewczynki w pałacu nie oznacza wcale, że zostanie ona dwórką” – wyjaśniła ochmistrzyni Seo.

      W rezydencjach pałacowych smutny żywot wiodły trzy księżne, które nie wydały na świat potomka. Jedną z nich była księżna Cheolin i to jej ochmistrzyni Seo służyła swego czasu. Teraz miała nadzieję, że dziecko wniesie trochę ciepła w jej samotne życie. Że dziecięce psoty i niewinne figle rozwieją samotność jej dawnej pani. „Tylko na kilka lat” – powtarzała – „a potem zastanowimy się nad przyszłością dziecka”.

      Każdego ranka mała Jin żegnała się z panią Seo i na plecach dwórki Yi udawała do pałacu. I każdego wieczora żegnała się z ochmistrzynią Seo i na plecach dwórki Yi wracała do Banchon, do pani Seo.

      Kwiatek gruszy, kwiatek gruszy, buźka mojej dziewuszki jest jak kwiatek gruszy…

      Nuciła pani Seo, szyjąc, fastrygując i dziergając, a Jin bawiła się obok koszykiem z kolorowymi nićmi, po czym zwykle zasypiała kołysana melodią pieśni. „Baw się dobrze, dziecko, ładnie się uśmiechaj” – powtarzała każdego ranka na pożegnanie, gdy dwórka Yi brała Jin na barana i wyruszała do pałacu.

      Jednak wraz z zapadnięciem zmierzchu Jin zawsze wracała do Banchon, do pani Seo. Dlatego, że była dzieckiem. A przede wszystkim dlatego, że między godziną czwartą i piątą budziła się ze snu i sztywna z przerażenia zanosiła się płaczem do utraty tchu. To właśnie o tej godzinie zmarła jej matka.

      Jin zabawiała księżnę Cheolin. W pustej sali tańczyła dla niej i śpiewała. Drobnymi paluszkami masowała jej plecy, które drętwiały pod ciężarem peruki, ozdobionej kosztownymi spinkami. Czasami ogarniało ją znużenie i zapadała w drzemkę, gdyż z natury małomówna księżna wolała przesiadywać w ciszy. A czasami wyciągała rezolutnie rączki, żeby dotknąć spinki do włosów i kolorowych koralików, które kołysały się niczym wielkie, nabrzmiałe krople wody i zdawały się spływać po włosach księżnej. A kiedy księżna o wyznaczonej porze udawała się na spacer do ogrodu, Jin dreptała za nią małymi kroczkami po moście Geumhwa.

      Wszystko to zatarło się w pamięci. Wyraźny pozostał tylko jeden obraz – wspomnienie jednego popołudnia.

      Tamtego popołudnia Jin wędrowała po krętych alejkach ogrodu królewskiego, z jakiejś przyczyny była sama. To chyba wtedy księżna weszła niechcący w brudną kałużę i stąpając ostrożnie na palcach, wróciła do swojej rezydencji. Mroczny cień

Скачать книгу