Dworska tancerka. Kyung-Sook Shin

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Dworska tancerka - Kyung-Sook Shin страница 9

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Dworska tancerka - Kyung-Sook  Shin

Скачать книгу

Smakuje ci przecież, więc skąd te łzy?

      Królowa wyciągnęła dłoń i otarła łzy wzbierające w oczach Jin.

      A potem znowu zaczęła zeskrobywać miąższ z soczystej gruszki. Jin otwierała buzię i pozwalała się karmić, jak pis­klę dzikiej gęsi. Czuła, jak napiera na nią jakaś nieokreślona tęsknota. Jej buzię wypełniał słodki sok, w jej oczach zbierały się łzy. Jak przez mgłę zaczęła do niej docierać myśl, że już nigdy nie wróci w tamto miejsce, gdzie kwiaty gruszy wirowały lekko na wietrze, że już nigdy nie powróci ten czas, gdy była razem z mamą.

      Chłopiec znad stawu

      Osoba samotna powita obecność dziecka, jak wita się ciepły powiew wiatru.

      Księżna Cheolin każdego ranka wyczekiwała przybycia Jin. Sama nie wiedziała, jak to się stało, że zaczęła tęsknić za towarzystwem dziewczynki, która przypominała listek młodej jabłoni rajskiej. Mając ją u swojego boku, wsłuchiwała się w jej oddech, przysłuchiwała się jej szczebiotom, przyglądała niewinnym psotom – i rzadziej wytykała damom dworu ich błędy. Złagodniała bruzda, przecinająca jej czoło między brwiami, częściej się odzywała, przychylniej patrzyła na swoją świtę, z większą też przyjemnością spożywała posiłki.

      Choen, gwi, man, nak – „niebiański”, „bogaty”, „obfity”, „radosny”… Ilekroć księżnej Cheolin doskwierała samotność, pokazywała Jin chińskie znaki, wyryte na murze otaczającym jej rezydencję. Gang, man, nyeon, chun – „kres”, „liczny”, „rok”, „wiosna”… Jin wprawiała wszystkich w zadziwienie, powtarzając bezbłędnie znaki i kryjące się w nich słowa modlitwy, które słyszała po raz pierwszy. Za każdym razem, gdy z jej małych ust padała odpowiedź, księżna Cheo­lin uśmiechała się szeroko. Nie upominała Jin, gdy ta siadała zbyt blisko przy stole, gdy zaczynała jeść pierwsza i sięgała po potrawy, których ona sama nie zdążyła jeszcze spróbować. Nie upominała Jin, gdy nabazgrała coś tam na pałacowym murze.

      W ciągu dnia Jin była hołubiona przez księżnę Cheolin, w nocy opiekowała się nią pani Seo. Policzki Jin zaokrągliły się zdrowo, nabrały rumieńców. Jin w niczym nie przypominała tej smutnej sieroty, jaką była po śmierci matki. Szyja i ramiona nabierały siły, jej czarne włosy lśniły blaskiem. Pani Seo czesała jej włosy przed wyjściem do pałacu. Robiła to także księżna Cheolin. Sadzała Jin przed sobą i raz jeszcze rozplatała jej włosy, by je ponownie uczesać. Kiedy Jin zapadała w drzemkę, księżna Cheolin kładła dłoń na lśniącym czole Jin. Czasami wydawała z siebie westchnienie i długo wpatrywała się w twarz dziewczynki.

      Coraz trudniej przychodziło księżnej Cheolin rozstać się z Jin, więc Jin wracała do Banchon coraz później i później.

      Z polityki wycofał się Wielki Książę, który rządził państwem ponad dekadę. Władzę przejęła Partia Modernizacji. Japonia siłą wymusiła otwarcie portów koreańskich. Wieść tę z entuzjazmem przyjęły wszystkie mocarstwa zachodnie, począwszy od Francji i Stanów Zjednoczonych, które na próżno usiłowały nawiązać relacje handlowe z Koreańczykami i bezskutecznie starały się złamać militarny opór Korei – tego odległego, odciętego od całego świata kraju, położonego na wschodnim krańcu kontynentu euroazjatyckiego. Wielkie mocarstwa ruszyły pospiesznie w kierunku Półwyspu Koreańskiego, obawiając się, że Japonia ustanowi Koreę strefą swoich wpływów. W tym samym mniej więcej czasie siedemdziesięciu sześciu emisariuszy koreańskich udało się do Japonii, by przez dwadzieścia dni obserwować zachodzące w tym kraju przemiany. Jin skończyła siedem lat i już od ponad dwóch lat towarzyszyła księżnej Cheolin.

      Pewnego wieczora, kiedy Jin wróciła do Banchon, ujrzała na podwórzu obcego mężczyznę, stał pod drzewem moreli. Przytulona do pleców dwórki Yi otwarła ze zdziwienia oczy. Pierwszy raz w życiu widziała taką twarz, nigdy wcześniej nie widziała takiego stroju. Ten obcy mężczyzna miał na sobie czarny płaszcz, który sięgał do kolan. Był wysoki, brązowa, kędzierzawa broda opadała w dół aż po szyję, na białej twarzy odbijał się wyraźnie duży nos i niebieskie oczy.

      Dwórka Yi była równie zaskoczona, zaczęła się więc cofać, potknęła się i straciła równowagę. Jin przygryzła sobie przez to wargę, która zaczęła puchnąć i krwawić. Dwórka Yi zdjęła z pleców Jin, postawiła ją przed panią Seo, wciąż nie mogła oderwać wzroku od tego obcego mężczyzny.

      – O, mon dieu!

      Na widok zakrwawionej buzi Jin ten obcy mężczyzna wyrzucił z siebie obce słowa.

      Pani Seo wbiegła do domu po chusteczkę, wróciła i zaczęła wycierać usta Jin. Dwórka Yi wybiegła pospiesznie przez furtkę, nie bacząc na całe zamieszanie.

      U boku obcego, niebieskookiego mężczyzny stał chłopiec. Miał na sobie lnianą bluzę jeogori, całą poszarzałą z brudu. Wyglądał jak mewa, która nigdy nie znajdzie swego miejsca.

      Z ogorzałej w słońcu twarzy spozierała samotność i bieda, ale też tliła się wola przetrwania każąca mu gnać zawsze do przodu i walczyć ze wszystkim, co stare, krepujące, obezwładniające. Narzucona luźno lniana bluza odsłaniała nagie barki i ramiona. Plecione ze słomy sandały, zniszczone w długiej tułaczce, rozpadały się na oczach, obnażając wystające palce.

      Chłopiec był wychudzony. Ilekroć napotkał na wzrok Jin, zaczynał kopać pień stojącego obok drzewa moreli i liście białej rzodkwi.

      – To jest ojciec Blanc.

      – Blanc…

      Jin powtórzyła za panią Seo ściszonym głosem, naśladując ruch jej ust, dokładnie tak samo, jak naśladowała ruch ust księżnej Cheolin, gdy ta powoli odczytywała jej znaki choen, gwi, man, nak… Blanc patrzył, jak Jin wymawia jego nazwisko. Krew zaschła, lecz na delikatnej skórze utrzymywała się wciąż opuchlizna. Uśmiechnął się i wyciągnął w stronę Jin dłoń.

      – Tak, nazywam się Blanc. Jean Blanc!

      W Jin wpatrywały się niebieskie oczy księdza, a z jego ust popłynęły koreańskie słowa.

      Jin odsunęła się zawstydzona. Ksiądz uśmiechnął się i pogłaskał ją po główce. Jin uniosła oczy i zobaczyła naszyjnik z krzyżem, który kołysał się na czarnym płaszczu księdza.

      – Odpocznijcie tutaj.

      – To chyba najlepsze rozwiązanie.

      Jin przywarła do nóg pani Seo i tylko w milczeniu przyglądała się księdzu. Pani Seo namawiała ją, by przywitała się z księdzem, ale ona coraz bardziej chowała się w fałdach jej spódnicy.

      – Jest nieśmiała.

      Na słowa pani Seo ojciec Blanc roześmiał się i popatrzył przyjaźnie na Jin.

      – Pewnie też wystraszona. Czy to o niej wcześniej mówiłaś?

      – Tak.

      – Wróciła z pałacu?

      – Tak.

      Słysząc obcy akcent ojca Blanc, Jin jeszcze mocniej przylgnęła do nóg pani Seo. Wyglądała, jakby miała

Скачать книгу