Włócznia. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Włócznia - Louis de Wohl страница 13
– Kto ci o tym powiedział? – zapytał szybko Balbus. Patrzył badawczo na twarz, którą miał przed sobą. Brak snu, ale nie tylko brak snu. Rozpacz. I rezygnacja.
– To bez znaczenia, kto mi powiedział – odparł Kasjusz. – Wiem.
Balbus zaczął chichotać.
– Tak to jest w miłości i interesach – wzloty i upadki, mój drogi chłopcze, wzloty i upadki.
– Mój ojciec jest ci winien sto tysięcy sestercji ponad to, co już wziąłeś – zgadza się?
– Tak sądzę – zgodził się lekko Balbus. – Prowadzę tyle różnych spraw, że nie mogę pamiętać każdego szczegółu. Czy przypadkiem przyszedłeś mi zapłacić?
– Tak.
Balbus zerwał się na nogi.
– Kto ci dał pieniądze?
– Chyba cię niepokoi, że chcę spłacić długi ojca – odrzekł sucho Kasjusz.
Oczy Balbusa zwęziły się w szparki.
– Musisz zrozumieć, że nie mogę przyjąć pieniędzy, nie wiedząc, skąd pochodzą.
Kasjusz parsknął śmiechem.
– Czy zawsze przestrzegałeś tej zasady? Ale uspokój się. Nie mam pieniędzy. – Patrzył cynicznie na wysiłki, jakie czynił Balbus, by ukryć ulgę. – Ale przyszedłem ci złożyć propozycję – dodał.
– Obawiam się… – zaczął Balbus.
– Nie martw się – przerwał mu Kasjusz. – Nie będę proponował, byś dał mi więcej czasu na spłatę.
Balbus uniósł brwi.
– Więc co mi proponujesz?
– Najpierw oddam ci dwadzieścia tysięcy, które od ciebie wygrałem.
– Zostaje osiemdziesiąt tysięcy.
– Tak. Na dworze zostawiłem konia, trzylatek, rasy hiszpańskiej, wałach. Wart sześć tysięcy.
– Być może.
– Zostają siedemdziesiąt cztery tysiące – powiedział Kasjusz. – I to jest moja propozycja. Nie dbam o siebie. Ale nie mogę pozwolić, by mój ojciec w jego wieku mieszkał na Suburze pośród farbiarzy, fryzjerów i karczmarzy. Jedną z posiadłości, które „nabyłeś” przez swoich „agentów” jest małe gospodarstwo na Wzgórzach Albańskich. Ojciec kupił je za trzydzieści tysięcy. Chcę, byś mu je oddał, by mógł tam spokojnie żyć do końca swoich dni.
– To znów zwiększyłoby dług do ponad stu tysięcy. – Balbus wzruszył ramionami. – Jesteś szalony. Czemu miałbym to zrobić? Poszedłem dzisiaj do pretora, a on wydał nakaz aresztowania twego ojca. Prawdopodobnie został już wykonany.
– Nie sądzę – padła lodowata odpowiedź. – A ty nie dałeś mi dokończyć. Dla pełnej spłaty długu proponuję ci siebie.
Zapadła cisza.
– Chcesz powiedzieć… jako…
– Tak, jako niewolnik.
Znów zapadła cisza.
Po chwili grubas zaczął się uśmiechać.
– To w zasadzie ciekawa propozycja. Ale dlaczego chcesz to zrobić?
– Sam dla siebie nic nie znaczę – padła niewzruszona odpowiedź. – Ale chcę, by mój ojciec żył w spokoju.
– Nic nie znaczysz dla siebie – czemu więc myślisz, że dla mnie jesteś wart sto tysięcy sestercji? – Balbus najwyraźniej dobrze się bawił. – Jakie masz zalety i umiejętności oprócz cnoty synowskiego oddania i pewnej wprawy w rzucaniu włócznią?
– Nienawidzisz mnie, prawda? – Kasjusz uśmiechnął się z pogardą. – Gdybyś był patrycjuszem, twoja nienawiść byłaby dla ciebie warta tych pieniędzy. A tak muszę ci dać inny powód. Do czterech razy więcej płacono za niewolnika pierwszej klasy, jak gramatyk Termonides albo lekarz Malik. Nie mam ich wiedzy ani erudycji, to prawda. Ale są inne wartości. Jedną jest przewidywana długość życia. Termonides miał sześćdziesiąt lat, kiedy Sejan go kupił, by nauczał jego córkę. Ja mam dwadzieścia i mógłbyś mnie zatrzymać na pięćdziesiąt lub więcej lat, jeśli twój brzuch pozwoli ci tak długo żyć.
– Ty zuchwały psie – warknął Balbus. – Mógłbym cię kupić i codziennie kazać wychłostać, a wtedy zobaczymy, który z nas pożyje dłużej.
– Nie jestem jeszcze twoim niewolnikiem, więc panuj nad sobą – rzekł lodowato Kasjusz. – Oprócz przewidywanej długości życia oferuję ci swoje umiejętności wojownika. Mógłbym wygrać dla ciebie jakiś zakład, albo zostać zabity. Jestem pewny, że to miła dla ciebie alternatywa.
– To prawda – warknął Balbus. – Szczególnie to drugie.
– Nie wątpię.
– Ponad sto tysięcy sestercji… – zaczął grubas.
– Nie ma sensu się targować – przerwał mu Kasjusz. – Nikt nie może dać więcej, niż ma, a ja daję ci to, co mam – moje pieniądze, mojego konia, moją wolność i moje usługi. Ale muszę wiedzieć, że mój ojciec będzie bezpieczny w swoim małym gospodarstwie.
Balbus rozważał to przez chwilę.
– Dobrze – powiedział w końcu. – Wezmę cię od razu do pretora.
Pretor był mężczyzną o końskiej twarzy z wyrazem stałego smutku.
– Przyszedłeś trochę za wcześnie – powiedział Balbusowi. – Moi ludzie zapieczętowali dom dłużnika i mamy jego niewolników, oprócz dwóch, ale jego samego nie było i dotąd dowiedzieliśmy się tylko, że odjechał wynajętym powozem razem z dwoma brakującymi niewolnikami. Może minąć kilka dni, zanim go znajdziemy.
Balbus wyjaśnił, dlaczego przyszli, a pretor słuchał go bez cienia emocji.
– Dobrze – powiedział. – W takim razie trzeba będzie oczywiście wycofać nakaz aresztowania dłużnika.
– Pewnie tak – odrzekł niechętnie Balbus.
Kasjusz zamknął oczy, aby ukryć ulgę. Ale potem obserwował procedury z wyostrzoną uwagą. Trzeba było spisać dokument za dokumentem. Akt przywracający ojcu prawo własności gospodarstwa. Pokwitowanie na dwadzieścia tysięcy sestercji i konia wartego sześć. Kiedy przyszło do sprzedaży jego wolności, pretor spojrzał na niego ponuro i zapytał, czy w pełni rozważył sprawę.
– Jesteś przecież ekwitą.
Kasjusz zdjął z palca pierścień.
– Muszę spłacić długi ojca. Podjąłem