Włócznia. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Włócznia - Louis de Wohl страница 10
– Tak, paniczu. – Tullus był zbyt dobrze wyszkolony, by okazać zdumienie.
Kasjusz poszedł zobaczyć się z ojcem. Stary generał zmagał się z wkładaniem nowej tuniki, przy niewprawnej pomocy Euforusa.
– Co znowu? – zapytał gburowatym tonem. – Przyszli po mnie?
Jeszcze wczoraj Kasjusz miał uczucie, że jego ojciec zdziecinniał. Dzisiaj był starym, bardzo starym człowiekiem, zniedołężniałym i bezradnym.
Seneka pewnie by powiedział, że życie człowieka jest kołem i w starości znów spotykamy się ze swoim dzieciństwem. Przeklęty Seneka i jego filozofia! Potrzebna była pomoc, praktyczna pomoc.
– Odejdź, Euforusie – powiedział Kasjusz. – Jeszcze przedwczoraj nie ośmieliłby się wydać polecenia służbie w obecności pana tego domu.
Lekarz usłuchał.
– Nikogo tu nie ma, ojcze, ale myślę, że znalazłem rozwiązanie.
– Co? Rozwiązanie? Nie ma rozwiązania. Nawet Seneka go nie znalazł. Dużo wczoraj mówił. Nic z tego nie pamiętam. Tylko słowa. Prawnicy, ech.
– Właśnie – zgodził się Kasjusz. – Potrzebujemy działania.
– Działania? Nic nie mogę zrobić. Wierzyciele będą działać. Przyjdą tutaj lada moment.
– Posłuchaj mnie, ojcze. Potrzebujesz kilku spokojnych tygodni na wsi. Jedź do swego gospodarstwa na Wzgórzach Albańskich.
Przez moment twarz starca rozjaśniła się niespodziewaną radością. Potem spochmurniał.
– Nonsens. Sprzedałem je. Mówiłem ci o tym.
– Wiem. Ale ten dom też sprzedałeś, a wciąż w nim jesteś. Prawdopodobnie wkrótce przyjdą, by go zająć, masz rację. Ale z gospodarstwem nie będą tak się spieszyć. Jest ponad sześćdziesiąt kilometrów stąd i nie ma dla nich wielkiej wartości. Pojedziesz tam i odpoczniesz. W międzyczasie spróbuję zdobyć pieniądze, które jeszcze jesteś im winien. To przecież nie tak strasznie wielka suma. Mam przyjaciół – mogę to z łatwością zebrać w ciągu paru tygodni. Seneka porozmawia z wierzycielami i przedłuży czas płatności. Jeśli będę miał szczęście, dostanę trochę więcej niż sto tysięcy, a wtedy odkupimy gospodarstwo i będziemy tam spokojnie żyć.
– Nonsens – burknął generał. Ale Kasjusz widział, że ten pomysł zaczyna przybierać jakiś kształt w jego umyśle.
– Potrzebujemy tylko więcej czasu – powiedział z zapałem Kasjusz.
– To oznacza ucieczkę – sprzeciwił się stary człowiek. – Ucieczkę przed wrogiem. Nigdy nie byłem w tym dobry.
– To strategiczny odwrót – padła szybka odpowiedź – i sam Cezar zrobił to parę razy. To także fortel – wycofujesz się do kraju wroga. Gospodarstwo należy teraz do nich, ale oni nie będą wiedzieć, że potajemnie je zajmujesz.
Stary człowiek zaczął chichotać.
– Niezłe. Całkiem niezłe.
– Świetnie, ojcze. Zamówiłem powóz. Weźmiesz ze sobą Tullusa i Euforusa.
– Zamówiłeś powóz, co? Jeszcze zanim się zgodziłem. Łobuz. Ale to dobry pomysł. Dobry pomysł.
Kasjusz rozpromienił się. Żeby tylko starzec wytrzymał podróż. Sześćdziesiąt pięć kilometrów w wynajętym powozie, większość pod górę po złych drogach. Ale trzeba było zaryzykować.
Znalazł Euforusa. Lekarz kręcił łysą głową na pomysł podróży, ale pobiegł posłusznie po swoją apteczkę i parę ubrań. Był gotowy, kiedy Tullus zjawił się z powozem.
Kasjusz spojrzał na woźnicę, grubokościstego mężczyznę z siwymi włosami. U lewej dłoni brakowało mu dwóch palców.
– Byłeś żołnierzem?
– Tak, panie. Panonia pod wodzą generała Emilianusa, Germania z generałem Druzusem i generałem Tyberiuszem – chciałem powiedzieć, boskim cesarzem Tyberiuszem, panie.
– Wtedy nie był boski – uśmiechnął się Kasjusz.
– Nie, panie, wtedy tego byś nawet nie zgadł.
– Dobrze. Wynajmę cię na dzień jazdy tam i z powrotem. To na początek. – Przyjemnie było patrzeć, jak mężczyzna uśmiecha się z zachwytem na widok monet. Dla niego wciąż byli bogatymi ludźmi. – Euforusie, idź po mojego ojca. Tullusie, weź trochę ubrań i ciemny płaszcz generała. Nie pozwól, by sam zaczął pakować rzeczy. Za pięć minut musicie być w drodze.
Zdążyli. Euforus przyniósł także podróżny kapelusz generała, ściskającego małą skórzaną torbę i kilka zrolowanych pergaminów.
„Klejnoty matki”, pomyślał Kasjusz. Nie mogły być wiele warte, ale stanowiły dla ojca cenną pamiątkę.
– Lepiej weź także tę sakiewkę, ojcze.
– Co? Co w niej jest?
– Pieniądze, które wygrałem od Balbusa. Mogą teraz posłużyć dobremu celowi.
– Nie mnie. Ty je zatrzymaj. Wtedy będziesz miał mniej do pożyczenia. Nie będę potrzebował pieniędzy na wsi.
– Jak sobie życzysz, ojcze. Niech bogowie będą z tobą.
– I z tobą.
Uścisnęli dłonie. Nie objęli się – to nie byłoby stosowne przy służbie. Ale gdy podawali sobie ręce, stary człowiek spojrzał Kasjuszowi prosto w oczy i lekko skinął głową, a uścisk jego palców mówił bardzo wiele. Ranny dowódca przekazywał swoją laskę oficerowi następnemu rangą.
I nagle Kasjusz zrozumiał, że nigdy nie był tak blisko serca tego starego człowieka i po raz pierwszy poczuł, jak wilgotnieją mu oczy.
Generał odwrócił się gwałtownie.
– Pomóż mi wsiąść, Euforusie. Nie bądź taki niezdarny. No już.
Lekarz zajął miejsce obok niego. Tullus usiadł koło woźnicy.
– Jedźcie już! – skinął głową Kasjusz.
Stukanie kopyt, skrzypienie kół mielących żwir – po chwili powóz skręcił za rogiem i zrobiło się cicho.
W głowie Kasjusza wzbierały niedorzeczne myśli. „Już nigdy go nie zobaczę” i „Zabiera ze sobą moją młodość” i „Zostaje tylko ból i gorycz”.
Następna rzecz była naprawdę niemożliwa. Samo podjęcie próby było dość dziecinne. Kasjusz jednak to zrobił.