Włócznia. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Włócznia - Louis de Wohl страница 12
Tym sposobem, o ile bogowie nie spuszczą gromu z jasnego nieba, cesarstwo było dość bezpieczne.
A to jest wejście do domu Klaudii.
Zmierzał w tamtą stronę. Krążył myślami wokół gwardii pretoriańskiej, cesarstwa i niewolników, aby ukryć przed samym sobą, że jedzie do Klaudii. Nierozsądnym było, oczywiście, spotkać się z nią tak szybko. Co mógłby jej powiedzieć? Kiedy widział ją ostatni raz, był zwycięzcą, teraz… sam nie wiedział, czym. A jednak wtedy był tylko niemądrym chłopcem, a dziś mężczyzną idącym do kobiety, którą kocha. Ile godzin minęło, odkąd mógł o niej pomarzyć? Nie będzie się dłużej przed tym bronił. Owładnęła nim, wypełniając jego umysł, rozpalając krew i nic nie było ważne prócz tego, by znów ją zobaczyć, i to zobaczyć natychmiast.
Prześliznął się obok majordomusa, który otworzył drzwi, i wbiegł do środka, a ona tam była, sama i piękniejsza niż jego sny; przystanął, wpatrzony w nią, i nie mógł znaleźć słów.
Była nieskazitelna, powściągliwa i chłodna. Nie uśmiechnęła się. Wciąż szukał słów, kiedy przemówiła:
– Nie powinno się narażać przyjaciół.
Cofnął się odruchowo o krok.
– Nie rozumiem.
– O tak, rozumiesz. Dobrze wychowany mężczyzna nie wciąga bezbronnej kobiety w takie sprawy jak twoje!
– Ależ, Klaudio…
– Nie mam z tym nic wspólnego. Żyję własnym życiem i nie dam się wciągnąć w sprawy polityczne. – Podniosła piskliwie głos.
– Klaudio, wysłuchaj mnie, błagam…
– Słyszałam wszystko o tobie i twoim drogim ojcu. Myślę, że odegrałeś tamtą cudowną scenę dwa dni temu, bo liczyłeś na moją pomoc. Cóż, nie mogę nic dla ciebie zrobić. Cesarz ma liczną rodzinę, a jest już zbyt stary, by pamiętać wszystkich. Mnie z pewnością nie pamięta.
– Klaudio, niemożliwe, żebyś ty to mówiła! Jeśli chodzi o obecne kłopoty mojego ojca, sam o nich nie wiedziałem dwa dni temu, a kto mówi ci inaczej, kłamie.
– Chyba uważasz mnie za bardzo naiwną. Nie mogę ci pomóc swymi cesarskimi koneksjami i nie mogę ci pomóc pieniędzmi. Nie mam stu tysięcy sestercji oszczędności. Czy to wyjaśnia wszystko?
– Balbus – rzekł ochrypłym głosem. Zakręciło mu się w głowie. Balbus przemawiał ustami Klaudii.
Gdzieś w podświadomości usłyszał chłodny, uprzejmy głos Seneki. „Mało wiem o Klaudii. Pewnie nie więcej niż ty”.
– Będę wdzięczna, jeśli przestaniesz do mnie pisać – powiedziały bezlitosne usta. – A teraz muszę cię poprosić, byś mnie opuścił.
– Klaudio – szepnął. – Klaudillo…
Dotknęła dźwigni małej rzeźby z brązu na stoliku koło niej. Maczuga Herkulesa spadła z łoskotem na tarczę wystraszonego Tytana.
Pojawił się majordomus.
Kasjusz odwrócił się powoli i wyszedł. Miał suche usta i drżały mu kolana. Przedtem czuł się tak tylko raz w życiu – w dniu, kiedy umarła jego matka. Był wtedy dzieckiem i myślał, że życie się skończyło. Ale nie. A teraz tak.
Nic nie miało już znaczenia.
Dopiero za trzecim razem udało mu się dosiąść konia.
Nie wiedział, że może istnieć taki ból, tak palący, okrutny, rozpaczliwy ból. Czuł się chory. Czuł się nieczysty, jak trędowaty, którego dotknięcia należy unikać, którego samej obecności trzeba się wystrzegać.
Pluton poniósł go przez zamazane ulice, mijając niewyraźne, pozbawione znaczenia twarze.
„Klaudillo – pomyślał – dlaczego mi to zrobiłaś, Klaudillo?”
Czy piękno było tylko powłoką tchórzostwa i zła, pękającą przy pierwszej próbie?
„Jak możesz kiedykolwiek być szczęśliwa, Klaudillo, jeśli zniszczyłaś miłość?”
Powinien był ją o to zapytać. Teraz było za późno. Nigdy już jej o nic nie zapyta. Ona umarła.
„Umarłaś, Klaudio, moje życie, moje serce, umarłaś.”
Pluton znalazł jakoś drogę do domu.
Przed bramą Kasjusz nagle się przebudził. Była zamknięta.
Ogród był opuszczony, a w domu nic się nie poruszało.
Wtedy zobaczył na bramie wielką pieczęć pretora.
1 Tessera – kostka lub żeton używane w starożytnym Rzymie do różnych celów; tu: oznaka rekomendacji – przyp. tłum.
Rozdział piąty
Kiedy służący Balbusa oznajmił:
– Szlachetny Kasjusz Longinus – grubas natychmiast podniósł wzrok.
– Sam?
– Tak, panie.
– Zdenerwowany?
– N-nie, panie.
Balbus zagwizdał cicho.
– Niemniej – rzekł – chcę tu dwóch Numidyjczyków… – wskazał ruchem głowy ciężką kotarę z tyłu. – Uzbrojonych, Firminusie.
– Tak, panie.
– Kiedy tu będą, niech ten młody człowiek wejdzie – nie wcześniej. Czy to jasne?
– Tak, panie.
W parę minut później Kasjusz wszedł.
– O bogowie, wyglądasz na chorego, drogi chłopcze – rzekł