Włócznia. Louis de Wohl
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Włócznia - Louis de Wohl страница 11
– Tyberiusz nigdy nie potrzebował dziewięciu kohort, kiedy był w kraju wroga. Wystarczała straż pięćdziesięciu mężczyzn pod wodzą zaufanego setnika.
Każdy wiedział jednak, że nie był to pomysł cesarza, tylko prefekta gwardii pretoriańskiej, Lucjusza Eliusza Sejana. Nikt inny nie umiał tak dobrze wykorzystać podejrzliwości starego cesarza.
Kiedy cesarz wyjechał na Capri na nieokreślony czas, być może na zawsze, Palatyn stał się królestwem cieni, senat nieskutecznym zgromadzeniem niepewnych, niezdolnych do działania figurantów, a Castra Praetoria na Wiminale sercem i mózgiem świata.
Pretorium, zbudowane jak każdy obóz wojskowy w cesarstwie, dominowało w centrum – cztery kolczaste mury z wieżyczkami, cztery bramy główne i plac defilad tuż za murami. Prócz tego był tam labirynt dodatkowych budynków, w których prowadzono najważniejsze interesy Rzymu.
Strażnik przy głównej bramie uderzył włócznią w ziemię na widok pierścienia ekwickiego na palcu Kasjusza, ale jego twarz była maską zimnej arogancji pod lśniącym złotym hełmem, uwieńczonym pękiem końskiego włosia ufarbowanego na pretoriański szkarłat.
– Gdzie znajdę prefekta? – zapytał Kasjusz.
– Nie znajdziesz, panie.
– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Prefekt przyjmuje tylko gości, których sam zaprosił. Gdybyś był jednym z nich, miałbyś tesserę1. Gdybyś miał tesserę, wiedziałbyś, gdzie iść.
– Kowal mógłby uczyć cię grzeczności – warknął Kasjusz. – Zawołaj swojego oficera.
Setnik zjawił się, szczękając zbroją i niedbale trzymając długą laskę będącą symbolem jego pozycji. Nosił srebrną koronę herbową na złotym napierśniku.
– Szlachetny ekwita chce się widzieć z prefektem – rzekł szorstko wartownik.
– Dlaczego mu nie powiedziałeś, że nie może?
– Zrobiłem to, panie.
Setnik spojrzał na Kasjusza góry.
– Czy chcesz pisemnego zaświadczenia, że prefekt nie może cię przyjąć? – zapytał z sarkazmem.
– Jestem synem generała Longinusa – rzekł groźnie Kasjusz. – Gdzie znajdę prefekta?
Setnik zasalutował wyniośle.
– Budynek pomocniczy numer cztery to biuro, gdzie goście mogą się zapisywać.
– Dziękuję – odrzekł lodowato Kasjusz i odjechał.
Przy budynku pomocniczym numer cztery, długim, niskim baraku pełnym pomieszczeń biurowych, nie było wartownika. Kasjusz zostawił konia pod opieką jednego z żołnierzy i wszedł. Korytarze były pełne czekających ludzi. Ku swemu zdziwieniu Kasjusz zobaczył pośród nich czterech senatorów, siedzących ramię w ramię z resztą. Nikt specjalnie mu się nie przyglądał – tak, jakby był niewidzialny.
Wojskowi urzędnicy w szkarłatnych tunikach bez zbroi przemykali tam i z powrotem z plikami dokumentów, wszyscy z takim samym wyrazem wyniosłej pogardy.
Zatrzymał jednego z nich.
– Gdzie mogę znaleźć prefekta?
Mężczyzna zmierzył go wzrokiem.
– Gdzie twoja tessera, panie?
– Przyszedłem po nią.
– Pokój jedenasty.
Urzędujący w pokoju jedenastym był sekretarzem wyższej rangi.
– Imię i nazwisko proszę.
Kasjusz je podał.
– Cel wizyty?
– Powiem to samemu prefektowi.
– Wykluczone.
– Kiedy miałem siedemnaście lat – rzekł porywczo Kasjusz – przedstawiono mnie boskiemu cesarzowi na Wzgórzu Palatyńskim. Nie musiałem mu wtedy podawać celu swojej wizyty.
– Teraz musisz – odrzekł sekretarz.
– Dobrze. Cel wizyty: zobaczyć się z prefektem jako przedstawiciel mojego ojca generała Longinusa, który jest zbyt chory, by zjawić się osobiście.
Sekretarz wstał.
– Chwileczkę – powiedział i poszedł do przyległego pokoju. Wrócił po kilku minutach. – Tessera zostanie przesłana we właściwym czasie – oznajmił uprzejmym głosem.
– Kiedy?
– Powiedziałbym, że za jakieś trzy miesiące.
Kasjusz przygryzł wargę.
– O trzy miesiące za późno. To sprawa życia i śmierci.
– Nie dla prefekta – odparł z uśmiechem sekretarz.
Przez chwilę Kasjusz stał bez ruchu.
– Następny, proszę – warknął sekretarz i do pokoju wszedł, szurając nogami, jeden z senatorów, ujmująco pogodny mężczyzna z łysiną i brzuszkiem.
Kasjusz odwrócił się i wyszedł. Na dworze znów wsiadł na Plutona i odjechał, starając się zachować niewzruszoną twarz.
Nie spodziewał się tak naprawdę, że zostanie przyjęty, prawda? Po prostu chciał spróbować wszystkiego. Co powiedziałby Sejanowi? To mogło się skończyć bardzo źle.
Po placu defilad maszerowała cała kohorta z oficerem ryczącym komendy. Lśniący żołnierze dawali wspaniały pokaz. Poruszali się z doskonałą precyzją jak jedno ciało, jedno wielkie, błyszczące ramię, rzymskie, ale wzniesione, by bronić cesarza przeciw Rzymianom.
Uczono ich władać tym wielkim miastem złożonym z cegieł, płyt, marmuru i różnych zapachów, a ludzie ich nienawidzili za arogancję. I bali się ich, bo przejęli przynajmniej część tajnych zadań policji. Oni z kolei pogardzali ludźmi – jednakowo obywatelami, wyzwoleńcami i niewolnikami, tak samo jak regularną armią. Służyli Augustowi jako straż przyboczna i zgodnie ze starożytnym prawem obecność trzech, a nawet jednej kohorty w obrębie miasta była poważną nieprawidłowością. Teraz stanowili państwo w państwie jako butni rywale trzech tysięcy policjantów miejskiego prefekta, a jednocześnie efektowny znak cesarskiej siły i splendoru.
Kiedy ojciec Kasjusza gościł starych wojskowych przyjaciół, niezmiennie lamentowali, że cesarstwo popada w ruinę. Może starzy oficerowie w stanie spoczynku zawsze tak mówili. Ale sprzeczali się między sobą gwałtownie o początek tej schyłkowej tendencji. Niektórzy mówili, że zaczęła się niedawno – prawdopodobnie z ich odejściem z czynnej służby – inni oskarżali Augusta lub Cezara. Co powiedziałby Seneka? Niech Hades pochłonie Senekę.