Śledztwo Setnika. Davis Bunn
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Śledztwo Setnika - Davis Bunn страница 7
Przed świtem powiał chłodny, kwietniowy wiatr. Księżyc świecił jasno i mocno; do pełni brakowało pięciu dni. Alban patrzył na horyzont i na pobliskie tereny, obmyślając plan dnia. Wiele zależało od tego, czy dopilnuje każdego szczegółu.
Myślami przebiegł taktykę bitwy, którą miał stoczyć, a potem popłynęły one do spodziewanej nagrody. „Nagroda” miała na imię Lea i była bratanicą Piłata. Choć nigdy w życiu jej nie widział, wiedział już wiele o tej kobiecie. Lea służyła w domu Piłata, bo jej rodzina została okryta hańbą, a fortuna przepadła. Wiedział, że jest od niego pięć lat młodsza, czyli posunięta w latach jak na niezamężną kobietę z rzymskiej arystokracji. Słyszał, że nie jest postrzegana wedle rzymskich standardów jako szczególnie atrakcyjna. Była wysoka i silna, podobno niezwykle inteligentna, cicha i powściągliwa. Informator posunął się do stwierdzenia, że jej nos jest zbyt prosty, usta zbyt pełne, spojrzenie zbyt przeszywające. Albana mało obchodziły takie błahostki, a przynajmniej obchodziły go mniej niż perspektywa wżenienia się w rodzinę gubernatora.
Alban był ambitny. Poprosił Piłata o rękę tej kobiety, by osiągnąć własne cele. Teraz był przydzielony do służby w zapomnianym garnizonie na granicy dwóch mało ważnych prowincji, ale miał w sobie determinację, by zajść dużo dalej – może nawet do samego Rzymu. Ta kobieta świetnie się nada do osiągnięcia owego celu – pod warunkiem, że dziś mu się powiedzie.
Jego dwaj oficerowie wstali od ogniska dokładnie wtedy, gdy ruszył ku wejściu. Strażnik odsunął rygle i otworzył bramę, wpuszczając oddział pokrytych pyłem mężczyzn. Zasalutowali zbliżającemu się Albanowi, dysząc przy tym głośno. W świetle pochodni nogi żołnierzy, zakurzone pyłem z drogi, wydawały się białe, jakby pokryte kredą.
– Przynieście im wody – powiedział Alban do strażnika. Następnie zapytał dowódcę oddziału:
– Jakie wieści?
– Jak rozkazałeś, czekaliśmy na potwierdzenie – odpowiedział zdyszany podwładny. – Karawana wjedzie do niebezpiecznego rejonu przy drodze do Damaszku nim nastanie południe.
Alban gestem przywołał sierżanta:
– Budź żołnierzy.
Dowódca oddziału dostał wiadro wody od wartownika i pił łapczywie. Podał je dalej swoim żołnierzom, wytarł usta i dodał:
– Piłat wrócił do Cezarei.
Alban zmarszczył brwi. Tego się nie spodziewał. Gdy Judejczycy obchodzili ważniejsze święta religijne, Piłat zostawał w Jerozolimie, by swoją obecnością dawać do zrozumienia, że Rzym nie pozwoli na żadne zamieszki. Judejczycy przybywali tam z Rzymu, Babilonu, Damaszku, Aleksandrii, a nawet z Galii, ojczyzny Albana. Przez cały okres świąteczny Jerozolima pękała w szwach, ponieważ wiele rodzin, które przyjeżdżały na Paschę, zostawało tam na Szawuot, Święto Tygodni, przypadające pięćdziesiąt dni później. Ryzyko buntu nigdy nie było większe niż w tym czasie.
– Czyli w mieście panuje spokój?
– Były pogłoski o jakiejś rewolucji. Gubernator postawił w stan gotowości cały garnizon. Judejscy przywódcy winią za te problemy Proroka.
Alban przysunął się o dwa kroki, żeby być bliżej rozmówcy.
– Tego Jezusa?
– Tego samego. Sanhedryn groził buntem, jeśli Piłat nie każe Go ukrzyżować.
To był dla niego cios. Rabbi traktował Kafarnaum jako swoją bazę i nawet uzdrowił ulubionego sługę Albana, młodego Jakuba.
– Czyli nie żyje?
– Niebo było bezchmurne, ale kiedy Prorok wydał ostatni oddech na krzyżu, nagle rozpętała się burza – dowódca oddziału szybko uczynił znak przeciw złemu urokowi.
Alban ukrył swój głęboki żal. Jego zdaniem Jezus był człowiekiem, który nigdy nie wywołałby zamieszek, ani nie rozpętał wojny. Lecz Alban był rzymskim żołnierzem pod rozkazami Piłata. Podwładni nie powinni dostrzec jego zaniepokojenia. Nie mógł ryzykować, że informacje o jego osobistych odczuciach dojdą do uszu jego dowódcy – kogoś, kto decyduje o jego losie.
– Dobrze się spisałeś. Weź swoich ludzi i idźcie odpocząć.
Alban odszedł w cień. Jeszcze nie nastał poranek. Czyli Prorok nie żyje. Ze smutkiem potrząsnął głową, a całe jego jestestwo buntowało się przeciw tej wiadomości. Z pewnością judejscy przywódcy wiedzieli, że nie mają żadnego legalnego powodu, by ukrzyżować tego człowieka.
Młody Jakub żył dzięki Prorokowi – co do tego Alban nie miał wątpliwości. Chłopak był bardzo chory. Lekarze zrobili, co mogli, ale bez skutku, i powiedzieli, że umrze przed zmrokiem. Alban był zdesperowany. Wielu szeptało, że za bardzo się przejmował losem zwykłego służącego, zwłaszcza, że był to tylko judejski chłopak, pochwycony w bitwie z bandytami. Tak, w świetle prawa Alban był jego właścicielem. Ale gdzieś w środku wiedział, że tak naprawdę całym sercem jest za tym chłopcem. Nie miał pojęcia, dlaczego darzy tę sierotę sympatią. Jego własna rodzina niczego go nie nauczyła w sprawach miłości. A jednak wiedział, że za tego chłopca oddałby własne życie.
Z ciemności usłyszał delikatny szept:
– Panie?
Odwrócił się do niższej sylwetki majaczącej w ciemności.
– Tak, Jakubie?
Chłopak wszedł w krąg światła.
– Słyszałem, jak żołnierze mówili o Proroku. Czy On naprawdę nie żyje?
Głos Albana zabrzmiał szorstko:
– Tak mówią.
– Ten Jezus, który mnie uzdrowił?
– Ten sam.
– Ale dlaczego? Czy zrobił coś złego?
– Nie znam powodów. Ale jednego jestem pewien: On czynił tylko dobre rzeczy. Spójrz na siebie. Jesteś zdrowy i silny.
– To dlaczego…? – głos chłopca załamał się.
Alban dotknął ramienia Jakuba. Poczuł, jak szczupłe ciało chłopca drży. Nie miał pojęcia, co powiedzieć, by go pocieszyć. Odsunął się i znów przybrał rolę dowódcy.
– Przygotuj się. Wkrótce ruszamy z misją.
Wyruszyli w blednącym świetle księżyca, godzinę przed świtem. Alban prowadził swój oddział jadąc konno. Jego zastępca był jedynym oprócz niego jeźdźcem. Horaks prowadził straż tylną. Jakub truchtał u boku Albana, trzymając się jedną ręką jego prawego strzemienia. Chłopak miał dopiero dwanaście lat; był o wiele za młody, by brać udział w takiej operacji, ale dziś jej sukces zależał od jego wiedzy i znajomości.
Poruszali się pośpiesznie i cicho. Zeszli do pierwszej doliny w Golan.