Idiota. Федор Достоевский
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Idiota - Федор Достоевский страница 27
– O, ja nie potrzebuję aż takich przeprosin – pospieszył z odpowiedzią książę. – Rozumiem przecież, że ma pan duże nieprzyjemności i stąd wypływa pańska złość. Chodźmy do pana. Będzie mi bardzo miło…
„Nie, teraz go nie wolno wypuścić – myślał Gania podczas drogi, popatrując na księcia złowrogo. Ten oszust wszystko ze mnie wyciągnął, a potem nagle zdjął maskę… To coś znaczy. Zobaczymy, co! Wszystko się wyjaśni, wszystko, wszystko! Jeszcze dzisiaj”.
Gania i książę zatrzymali się przed domem.
VIII
Mieszkanie Gani znajdowało się na trzecim piętrze, na które prowadziły dosyć czyste, przestronne i widne schody. Składało się ono z sześciu lub siedmiu pokoi i pokoików, wprawdzie bardzo skromnych, ale i tak nie na kieszeń obarczonego rodziną urzędnika, choćby zarabiał nawet dwa tysiące rubli. Przeznaczone ono jednak było dla lokatorów, wraz z wyżywieniem i posługą. Samo mieszkanie zostało wynajęte przez Ganię i jego rodzinę nie więcej niż dwa miesiące temu, ku wielkiemu niezadowoleniu samego Gani, a na prośby i nalegania Niny Aleksandrowny i Warwary Ardalionowny, które również pragnęły być pożyteczne i chociażby w niewielkim stopniu powiększyć rodzinny budżet. Gania dąsał się i boczył, że wynajem pokojów lokatorom to hańba. Wyglądało na to, że wstydził się tego przed towarzystwem, w którym przywykł uchodzić za młodzieńca otoczonego pewnym blaskiem i wiele obiecującego na przyszłość. Konieczność ustępstw na rzecz losu i wszechobecna ciasnota bardzo irytowały Ganię i głęboko raniły jego duszę; od pewnego zaś czasu zaczęły go drażnić najmniejsze drobnostki i to w sposób nieproporcjonalny do ich prawdziwego znaczenia, i jeśli znosił je jeszcze, to tylko dlatego, że postanowił w najbliższym czasie radykalnie zmienić swoje życie, choć zarówno sama ta zmiana, jak i wybrana przez niego droga, która do niej prowadziła stanowiły zadanie nieproste i jego wykonanie mogło się okazać bardziej kłopotliwe i męczące niż dotychczasowe życie.
Mieszkanie Gani dzielił na dwie połowy prowadzący od samego przedpokoju korytarz. Po jednej stronie znajdowały się trzy pokoje przeznaczone dla „szczególnie poleconych” lokatorów, a w samym końcu korytarza, przy kuchni – czwarty, najciaśniejszy ze wszystkich, który zajmował sam ojciec rodziny, emerytowany generał Iwołgin. Spał on na szerokiej kanapie, a przez domowników był zobowiązany wchodzić i wychodzić z mieszkania kuchennymi schodami. W pokoiku tym mieszkał również trzynastoletni brat Gawriły Ardalionowicza, gimnazjalista Kola, który musiał się tam uczyć, spać na drugiej, bardzo starej, wąskiej i krótkiej kanapce przykrywanej dziurawym prześcieradłem i, co najważniejsze, pilnować ojca, coraz bardziej potrzebującego tego rodzaju opieki. Księciu przeznaczono pokój środkowy; w pierwszym mieszkał Ferdyszczenko, trzeci zaś stał jeszcze pusty. Na początek jednak Gania zaprowadził księcia do części zajmowanej przez rodzinę. Składała się ona z dużego pokoju, który w miarę potrzeb zamieniano w jadalnię, z salonu, który był salonem tylko z rana, gdyż wieczorem służył jako gabinet i sypialnia Gani, oraz z trzeciego pokoju, ciasnego i zawsze zamkniętego na klucz, będącego sypialnią Niny Aleksandrowny i Warwary Ardalionowny. Jednym słowem mieszkańcy tego domu tłoczyli się i gnieździli w ciasnocie, na co Gania tylko zgrzytał zębami. Widać było, że jest w rodzinie despotą, chociaż może próbował odnosić się z szacunkiem do matki.
Nina Aleksandrowna była w salonie wraz z Warwarą Ardalionowną. Obie zajmowały się jakimiś robótkami i rozmawiały z gościem, którym był Iwan Pietrowicz Pticyn. Nina Aleksandrowna miała lat pięćdziesiąt, chudą, mizerną twarz i duże cienie pod oczami. Wyglądała na osobę schorowaną i zbolałą, ale jej twarz i spojrzenie robiły dość przyjemne wrażenie. Już pierwsze jej słowa świadczyły o powadze i poczuciu godności, i pomimo zbolałego wyglądu, czuło się w niej twardy, a nawet stanowczy charakter. Ubrana była nad wyraz skromnie, w jakąś czarną staromodną suknię, ale jej maniery, sposób bycia i prowadzenia rozmowy zdradzały, że niegdyś nieobce jej było i lepsze towarzystwo.
Warwara Ardalionowna była dwudziestotrzyletnią szczupłą panną średniego wzrostu, o twarzy niezbyt może pięknej, ale umiejącej się podobać i przyciągać bez urody. Była bardzo podobna do matki – nawet w pozbawionym wszelkiej wystawności i ozdobności sposobie ubierania się. Spojrzenie jej szarych oczu można byłoby niekiedy nazwać wesołym i serdecznym, gdyby nie fakt, że najczęściej gościło w nim zamyślenie i powaga, w ostatnich czasach nawet nadmierne. Twardość charakteru i stanowczość malowały się i na jej twarzy, ale sąsiadowała z nimi wyraźnie wyczuwalna, większa niż u matki, energia i przedsiębiorczość. Warwara Ardalionowna była dość wybuchowa i jej brat bał się niekiedy tej wybuchowości. Bał się jej nieco również i obecny gość Warwary Ardalionowny – Iwan Pietrowicz Pticyn. Był to jeszcze dość młody człowiek około trzydziestki, ubrany skromnie i elegancko, o przyjemnych, ale zbyt jakoś solidnych manierach. Jego ciemnoblond bródka świadczyła o tym, iż nie piastuje żadnego urzędowego stanowiska. Umiał rozmawiać mądrze i interesująco, częściej jednak milczał. Ogólnie wywierał na ludziach raczej przyjemne wrażenie. Warwara Ardalionowna nie była mu najwyraźniej obojętna i swoich uczuć wobec niej nie starał się ukrywać. Ona zaś traktowała go po przyjacielsku, ale ciągle unikała zdecydowanej odpowiedzi na pewne jego pytania, a nawet ich nie lubiła. Pticyna zresztą bynajmniej nie zbijało to z tropu. Nina Aleksandrowna była dla niego życzliwa, a ostatnimi czasy zaczęła mu nawet wiele rzeczy zawierzać. O Pticynie wiedziano zresztą, że zajmuje się pożyczaniem pieniędzy na krótkoterminowy procent pod mniej lub bardziej pewny zastaw. Z Ganią pozostawał w bardzo przyjacielskich stosunkach.
Po wyczerpującej, choć niezbyt składnej rekomendacji Gani (który bardzo oschle przywitał się z matką, w ogóle nie podszedł do siostry i od razu wyszedł dokądś z Pticynem) Nina Aleksandrowna zwróciła się do księcia z kilkoma miłymi słowami i poleciła wyglądającemu zza drzwi Koli, aby odprowadził go do środkowego pokoju. Kola był chłopcem o dość wesołej i miłej fizjonomii; miał ufny i prostoduszny sposób bycia.
– A gdzie pański bagaż? – spytał, wprowadzając księcia do jego pokoju.
– Mam węzełek, zostawiłem w przedpokoju.
– Zaraz panu przyniosę. Cała nasza służba to kucharka i Matriona, więc i ja pomagam. Waria wszystkiego pilnuje i złości się. Gania mówił, że pan dzisiaj przyjechał ze Szwajcarii?
– Tak.
– Dobrze jest w Szwajcarii?
– Bardzo.
– Góry są?
– Są.
– Przyniosę pańskie tłumoki.
Weszła Warwara Ardalionowna.
– Matriona zaraz przyniesie panu pościel. Ma pan walizkę?
– Nie, tylko węzełek. Pani brat poszedł po niego do przedpokoju.
– Tam niczego nie ma oprócz tego węzełka. Gdzie pan położył resztę? – spytał Kola, wróciwszy do pokoju.
– Nic nie mam oprócz tego – oznajmił książę, biorąc swój węzełek.
– A-a! A ja już się zacząłem martwić, że Ferdyszczenko zgarnął.
– Nie gadaj głupstw – rzekła Waria, która i z księciem rozmawiała oschle, zdobywając się ledwie na ton uprzejmości.
– Chére