Star Force. Tom 9. Martwe Słońce. B.V. Larson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Star Force. Tom 9. Martwe Słońce - B.V. Larson страница 13
– Jesteśmy już w zasięgu ich broni cząsteczkowej – powiedziałem. – Kierują się prosto na nas i nie decelerują.
Jasmine sama z siebie wyświetliła odliczanie. Mieliśmy jeszcze dziewięćdziesiąt sekund, zanim nas staranują.
Wiedziałem, że teoretycznie powinienem wystrzelić do Robali, zmienić kurs, albo przynajmniej ich odstraszyć. Nie wybrałem żadnej z tych opcji.
– Marvin, wyślij im serię piktogramów. Powiedz, że witamy ich na honorowym polu.
Nagle większość jego kamer zwrócona była na mnie. Kilka innych spojrzało na Jasmine w oczekiwaniu na jej reakcję.
– To może nie być rozsądne, pułkowniku – powiedziała. – Mogą uznać, że przyjmujemy wyzwanie na pojedynek.
– Zrozumiano, kapitan Sarin – odparłem. – Ale to właśnie chcę im powiedzieć. Prześlij wiadomość, Marvin.
Usłyszałem za sobą jakiś jęk. Odwróciłem się i zobaczyłem admirała Newcome’a. Wyglądało na to, że zjawił się na mostku niepostrzeżenie i przyglądał sytuacji z przerażeniem. Jego zwykle czerwona twarz była teraz blada.
– Dzień dobry, admirale. Miło, że się pan zjawił. Ktoś musiał dać panu znać, że mamy mały kryzys.
Spojrzałem z ukosa na Jasmine, która skupiała się na konsoli.
– Pułkowniku – odezwała się. – CAG na pokładzie Eliksiru prosi o pozwolenie na wystrzelenie myśliwców.
– Prośba odrzucona. To tylko trzy okręty Robali.
– Naruszono nasze protokoły, pułkowniku – odezwał się w końcu Newcome. – Są zbyt blisko. Mamy prawo się bronić.
– To nie bitwa, admirale. To negocjacje polityczne.
– W takim razie proszę o pozwolenie na manewry unikowe.
– Prośba odrzucona.
– Zaraz wlecą prosto na nas! – odpowiedział z frustracją w głosie. – Nawet jeśli nie wystrzelą, mogą nas staranować. Energia kinetyczna powstała nawet przy otarciu się o jeden z nich zniszczy nasz okręt!
– To rozsądne założenie, admirale. Ale uważam, że tak się nie stanie.
– Ryzykuje pan nasze życie dla przeczucia?
– Jeśli mogę coś wtrącić… – odezwał się Marvin.
Obaj na niego spojrzeliśmy.
– Admirale, pułkownik Riggs często opierał swoje decyzje na kryteriach, których inni początkowo nie rozumieli. Często członkowie załogi zgłaszali obiekcje, które były ignorowane.
– Co próbuje mi powiedzieć ten robot? Mamy mniej niż trzydzieści sekund!
– Powiedz mu, Jasmine – odezwałem się.
Odwróciła się do Newcome’a.
– Powiedział, że Riggs często robi szalone rzeczy i lepiej się do tego przyzwyczaić.
– Właśnie. – Pokiwałem głową.
Gdy mijały ostatnie sekundy, widziałem, jak Newcome się denerwuje, ale okręty Robali zmieniły kurs, zanim się z nami zderzyły. Trzy jednostki rozdzieliły się i przyjęły spiralne kursy.
– Sir? – odezwała się Jasmine, ale ja nie zwracałem uwagi. Byłem zbyt zajęty chełpieniem się.
– Widzicie? – Wskazałem na okręty Robali. – Nie zaatakowali nas. To był jakiś rodzaj testu, pokaz brawury. Zdaliśmy go, nie mrugając jako pierwsi.
– Mrugając, sir? – spytał Newcome. – Nie rozumiem.
– Grał pan kiedyś w tchórza z kumplami albo wrogami na ciemnej drodze, po nocy? – spytałem.
– Oczywiście, że nie!
– No dalej, człowieku, nawet jak byłeś młody i szalony?
– To nigdy nie było w moim stylu.
Westchnąłem.
– Nie, zapewne nie. Cóż, w każdym razie Robale chciały się tylko zabawić. A teraz…
– Pułkowniku Riggs? – Jasmine odezwała się bardziej stanowczo.
– Tak, kapitan Sarin?
– Wygląda na to, że zbliża się kolejna jednostka.
Spojrzałem na stół, a następnie na holotank. Widniała na nim pomarańczowa kropka. Była mała, wielkości paru pikseli.
– Co to jest, do diabła? – spytałem.
– Nie wiadomo. Robale wystrzeliły to, gdy leciały w naszą stronę.
– Wystrzeliły? – jęknął Newcome. – To musi być bomba albo mina. Proszę o pozwolenie na kurs unikowy albo zlikwidowanie obiektu.
Marszcząc brwi, spoglądałem na ekran. Braliśmy udział w międzygatunkowym pokazie sił. Dwaj wojownicy spotykający się na polu i uderzający się w piersi, zanim uścisną sobie dłonie. Czemu więc wystrzelili w naszą stronę jakiś obiekt?
– Nie rozumiem.
Newcome wyczuł moją niepewność i zrobił się odważniejszy.
– Czy mogę w takim razie podjąć działania w celu ochrony okrętu?
To była rozsądna propozycja.
– Dobrze. Proszę tego nie zestrzeliwać, ale może pan przejąć ster.
Wykrzyczał ciąg rozkazów. Oficerowie zabrali się do pracy i uniknęliśmy zderzenia z obiektem. Przeleciał niespiesznie obok.
– Jeśli to był atak, to kiepski – stwierdziłem.
– Nigdy dość ostrożności – odparł Newcome.
Spojrzałem na niego z ukosa. Tego mi było trzeba – kolejnego nerwowego oficera na mostku. Już żałowałem, że zabrałem go ze sobą.
– Czy teraz mogę to zestrzelić, pułkowniku? – spytał.
– Co? Absolutnie nie. To może być równie dobrze jakiś prezent. Nie ma potrzeby…