Bastion. Стивен Кинг
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Bastion - Стивен Кинг страница 37
– Zamieniłem się z Harrym Mastersem – odparł Peter. – Fran już mi powiedziała o ciąży, Carlo. Będziemy dziadkami.
– Dziadkami! – krzyknęła i wybuchnęła nieprzyjemnym, ochrypłym śmiechem. – Dowiedziałeś się o tym pierwszy, ale nic mi nie powiedziałeś. W porządku. Spodziewałam się tego. Jednak teraz mam zamiar zamknąć drzwi i załatwić tę sprawę w cztery oczy. – Uśmiechnęła się złowieszczo do Frannie. – Tylko… my dwie.
Położyła dłoń na klamce, zamierzając zamknąć drzwi. Frannie, wciąż jeszcze lekko oszołomiona, nie potrafiła pojąć, skąd w jej matce wzięło się tyle jadu i wściekłości.
Peter powoli i jakby z wahaniem wyciągnął rękę, zatrzymując drzwi.
– Chcę, abyś pozostawił to mnie – syknęła Carla.
– Robiłem tak w przeszłości, ale nie tym razem – odparł.
– To nie jest twoja działka.
– Jest – stwierdził spokojnie.
– Tatusiu…
Carla odwróciła się w stronę córki. Jej policzki poczerwieniały ze złości.
– Nie odzywaj się do niego! – wrzasnęła. – Nie z nim masz do czynienia, tylko ze mną! Wiem, że zawsze potrafisz go przekabacić, ale dziś, moja panno, masz do czynienia ze mną!
– Przestań, Carlo.
– Wynocha!
– Przecież nie wszedłem do środka. Chyba to wi…
– Nie żartuj sobie ze mnie. Wynoś się z mojego salonu!
Ponownie naparła na drzwi. Z pochyloną głową i naprężonymi ramionami wyglądała jak rozjuszony byk.
Ojciec z początku powstrzymywał ją bez trudu, ale teraz musiał włożyć w to trochę wysiłku. Żyły na jego szyi nabrzmiały – mimo że Carla była kobietą i ważyła kilkadziesiąt funtów mniej niż on.
Frannie pragnęła ich powstrzymać, miała ochotę krzyknąć, aby ojciec przestał i poszedł sobie. Nie chciała widzieć matki w takim stanie – w napadzie gwałtownego, irracjonalnego rozgoryczenia, które zawsze czaiło się gdzieś w jej wnętrzu, a teraz opanowało ją bez reszty. Jednak jej usta nie poruszyły się, jakby były zamarznięte – zawiasy zardzewiały i nawet nie drgnęły.
– Won z mojego saloniku! Wynoś się! Wynoś się! Won! Ty draniu, puść te cholerne drzwi i wychrzaniaj stąd!
Wtedy ojciec ją spoliczkował. Nie był to mocny policzek. Dziadkowy zegar, słysząc to, nie rozpadł się w proch, lecz nadal spokojnie odmierzał czas równomiernym tykaniem, jakby nic się nie stało. Meble również nie zaprotestowały. Mimo to wrzaski Carli ucichły jak ucięte skalpelem. Upadła na kolana, a drzwi otworzyły się na całą szerokość, uderzając w wiktoriańskie krzesło z wysokim oparciem, przykryte ręcznie haftowaną narzutą.
– Och, nie… – wyszeptała Frannie.
Carla przyłożyła dłoń do policzka i uniosła wzrok, z osłupieniem patrząc na męża.
– Należało ci się to od dobrych dziesięciu lat – stwierdził Peter. Jego głos drżał lekko. – Zawsze mówiłem, że tego nie zrobię, ponieważ nie jestem zwolennikiem bicia kobiet. Ale kiedy ktoś zamienia się w psa i zaczyna kąsać, należy go uspokoić. Żałuję tylko, że nie zdobyłem się na to wcześniej. Oszczędziłoby to nam obojgu sporo cierpienia.
– Tatusiu… – zaczęła Frannie.
– Cicho, córeczko – przerwał jej i znowu spojrzał na nieruchomą, zszokowaną twarz żony. – Mówisz, że Frannie jest egoistką, ale to ty nią jesteś. Od śmierci Freda przestałaś się troszczyć o nasze drugie dziecko. Uznałaś wtedy, że miłość może przynieść zbyt wiele bólu, i stwierdziłaś, że bez niej będzie ci łatwiej. Zaczęłaś żyć tylko dla siebie, a twoje życie ograniczyło się do tego pokoju. Właśnie tu dawałaś pokazy swojego egoizmu. Żyłaś przeszłością, w świecie umarłych, zapominając o żyjących. A kiedy Frannie przyszła do ciebie, bo znalazła się w kłopocie, i poprosiła o pomoc, założę się, że przede wszystkim pomyślałaś o tym, co powiedzą kobiety z Flower and Garden Club… albo czy będziesz mogła pójść na ślub Amy Lauder. Ból zmienia człowieka, ale żaden ból nie zdoła zmienić faktów. Byłaś i nadal jesteś egoistką.
Wyciągnął rękę i pomógł jej wstać. Podniosła się jak lunatyczka. Jej oczy nadal były rozszerzone i pełne niedowierzania.
– To moja wina, to przeze mnie ta sytuacja trwała tak długo – powiedział po chwili Peter. – Nie chciałem robić zamieszania. Nie chciałem wszczynać kłótni. Też byłem w pewnym sensie egoistą. Kiedy Frannie poszła do szkoły, pomyślałem: „Nareszcie Carla nie będzie ranić nikogo oprócz siebie, a jeżeli ktoś nie wie, że rani samego siebie, nie czuje się pokrzywdzony”. Myliłem się. Zresztą myliłem się już wcześniej, ale jeszcze nigdy tak bardzo jak wtedy. – Zacisnął palce na ramieniu Carli i dodał: – Jeżeli Frannie zechce tu zostać, to zostanie! To jest także jej dom. Jeżeli będzie potrzebować pieniędzy, dam jej, jak zawsze. A jeżeli zdecyduje się zatrzymać dziecko, zatrzyma je i będziemy się wspólnie o nie troszczyć. Poza tym, jeśli sądzisz, że nikt do niej nie będzie przychodził, to się mylisz. Nasza córka ma kilka serdecznych przyjaciółek, które na pewno będą ją odwiedzać. I jeszcze jedno: jeżeli Fran zechce ochrzcić swoje dziecko, stanie się to właśnie tu, w tym cholernym saloniku.
Carla otworzyła usta, z których wydobył się dźwięk przypominający świst pary buchającej z czajnika.
– Twój syn leżał w trumnie właśnie w tym pokoju… – jęknęła.
– Tak, wiem. Ale właśnie dlatego wydaje mi się, że nie ma lepszego miejsca, w którym można by ochrzcić nowe życie – odparł Peter. – Carlo, Fred nie żyje już od wielu lat. Do tej pory na pewno zżarły go robaki.
Krzyknęła i przyłożyła dłonie do uszu. Pochylił się i zmusił ją do opuszczenia rąk.
– Ale nie dostały twojej córki i jej dziecka – dodał. – Nieważne, jak zostało poczęte. Ono żyje. A ty zachowujesz się, jakbyś chciała, żeby Fran wyniosła się z domu. Co by ci wówczas zostało? Nic oprócz tego pokoju i męża, który znienawidziłby cię za to, co zrobiłaś. Gdyby ci się to udało, oprócz Freda straciłabyś jeszcze Frannie i mnie.
– Chcę pójść na górę. Muszę się położyć – wymamrotała Carla. – Mam mdłości.
– Pomogę ci – zaproponowała Frannie.
– Nie dotykaj mnie. Zostań z ojcem. Chyba oboje to zaplanowaliście. Zamierzacie mnie zniszczyć. Dlaczego nie miałabyś zamieszkać w moim saloniku, nanieść błota na dywan i nasypać popiołu z kominka do tego starego zegara, Fran? Dlaczego nie? Dlaczego nie?
Wybuchnęła