Bastion. Стивен Кинг

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Bastion - Стивен Кинг страница 38

Bastion - Стивен Кинг

Скачать книгу

obawiała, iż runie w dół. Spojrzała na nich, najwyraźniej zamierzając coś powiedzieć, ale rozmyśliła się i ponownie odwróciła.

      Po chwili usłyszeli trzask zamykanych drzwi sypialni.

      Frannie i Peter popatrzyli na siebie.

      Dziadkowy zegar tykał nieprzerwanie.

      – Wszystko się jakoś ułoży – powiedział ojciec. – Carla też dojdzie do siebie.

      – Na pewno? – spytała Frannie. Podeszła do ojca i przytuliła się do niego, a on objął ją ramieniem. – Nie sądzę.

      – Nieważne. Nie myślmy o tym teraz.

      – Powinnam wyjechać. Ona nie chce, abym tu została.

      – Powinnaś zostać i być tutaj, kiedy Carla dojdzie do siebie i przekona się, że nadal ciebie potrzebuje…

      Oparła głowę na jego piersi.

      – Och, tato, tak mi przykro… tak bardzo mi przykro.

      – Ciii – powiedział, gładząc ją po włosach. Ponad jej głową widział promienie popołudniowego słońca wpadające przez szyby. – Ciii, Frannie. Kocham cię, córeczko.

      ROZDZIAŁ 13

      Zapłonęło czerwone światełko, rozległ się syk pomp i drzwi się otworzyły. Mężczyzna, który wszedł do środka, nie był ubrany w biały kombinezon – przed zarażeniem chronił go jedynie niewielki, wkładany do nosa filtr przypominający dwuzębny widelczyk, którym wyciąga się ze słoika oliwki.

      – Witam, panie Redman – powiedział, przechodząc przez pokój. Wyciągnął dłoń w gumowej przezroczystej rękawiczce i zaskoczony Stu uścisnął ją. – Jestem Dick Deitz. Denninger powiedział, że nie zamierzasz współpracować, dopóki się nie dowiesz, co jest stawką w tej grze.

      Stu kiwnął głową.

      – W porządku – mruknął Deitz i usiadł na brzegu łóżka. Był niskim śniadym mężczyzną i trochę przypominał krasnala z filmów Disneya. – Więc co chcesz wiedzieć?

      – Pierwsze pytanie: dlaczego nie ma pan na sobie tego kosmicznego skafandra?

      – Dlatego, że Geraldo uważa, iż nie jesteś zarażony – odparł Deitz, wskazując świnkę morską za podwójną szybą.

      Zwierzątko siedziało w klatce, obok której stał Denninger z pozbawioną wyrazu twarzą.

      – Geraldo?

      – Tak. Oddychał tym samym powietrzem co ty, przez konwektor. Choroba, którą złapali twoi przyjaciele, łatwo przenosi się z ludzi na świnki morskie i vice versa. Gdybyś był zarażony, Geraldo prawdopodobnie już by nie żył.

      – Ale wolał pan nie ryzykować – stwierdził Stu, wskazując tkwiący w jego nosie filtr.

      – Tego nie ma w moim kontrakcie – odparł z cynicznym uśmieszkiem Deitz.

      – Więc czemu mnie tu trzymacie? – zapytał Stu.

      – Cóż… widocznie musimy.

      Stu nic na to nie odpowiedział.

      – Chcesz mnie uderzyć?

      – To chyba nic by nie dało.

      Deitz westchnął i podrapał się po nosie, jakby od rurek filtra swędziały go nozdrza.

      – Posłuchaj… – zaczął. – Kiedy sprawa jest naprawdę poważna, zazwyczaj żartuję. Niektórzy palą wtedy papierosy albo żują gumę, a ja żartuję. Pewnie wielu ludzi ma lepsze sposoby, aby się nie załamać… Ale z badań przeprowadzonych przez Denningera i jego kolegów wynika, że jesteś zdrów jak ryba. Nie jesteś zarażony.

      Stu pokiwał głową. Miał wrażenie, że temu małemu facecikowi udało się zajrzeć pod maskę jego pokerowego oblicza i dostrzec głęboką ulgę, jaką poczuł, kiedy to usłyszał.

      – A co złapali inni? – zapytał.

      – Przykro mi, ale to zastrzeżona informacja.

      – Jak to się stało, że ten Campion zachorował?

      – Ta informacja również jest zastrzeżona.

      – Przypuszczam, że był wojskowym i w jednej z baz wydarzył się jakiś wypadek… Taki jak z tym masowym zdychaniem owiec w Utah przed trzydziestu laty, tyle że tym razem jest znacznie gorzej.

      – Panie Redman, gdybym panu coś zdradził na ten temat, odpowiadałbym za to przed sądem.

      Stu pogładził się po podbródku, na którym pojawił się już świeży zarost.

      – Powinien się pan cieszyć, że nie mówimy panu więcej niż potrzeba – stwierdził Deitz. – Chyba zdaje sobie pan z tego sprawę?

      – Pewnie po to, żebym mógł lepiej służyć krajowi – mruknął Stu.

      – Nie, to należy do Denningera – odparł Deitz. – Ale tak naprawdę Denninger i ja jesteśmy tylko pionkami, a on jest jeszcze mniej ważny niż ja. To tylko wykonawca, nic więcej. Powinieneś się jednak cieszyć, bo jesteś teraz „zastrzeżony”. Zniknąłeś z powierzchni ziemi, a ponieważ za dużo wiesz, ktoś z góry mógłby uznać, że najbezpieczniej byłoby cię usunąć… Wtedy zamknąłbyś się na zawsze.

      Stu był wstrząśnięty.

      – Ale nie przyszedłem tu, żeby ci grozić. Potrzebujemy twojej współpracy, panie Redman. Bardzo.

      – A co z innymi, których przywieźliście tutaj razem ze mną?

      Deitz wyjął z kieszeni kartkę.

      – Wszyscy nie żyją – odparł. – Victor Palfrey. Norman Bruett i Robert Bruett. Thomas Wannamaker. Ralph Hodges, Bert Hodges i Cheryl Hodges. Christian Ortega i Anthony Leominster.

      Lista tych nazwisk rozbrzmiewała echem w głowie Stu.

      Chris – barman, który zawsze trzymał pod barem obrzyna. Pewien kierowca ciężarówki myślał, że żartuje, kiedy powiedział, że w razie potrzeby nie zawaha się go użyć, ale srodze się pomylił.

      Tony Leominster jeżdżący wielkim internationalem z radiem CB typu Cobra. Czasami wpadał do Hapa, jednak nie było go tam tego wieczoru, kiedy Campion rozwalił swoim wozem dystrybutory.

      Vic Palfrey… Chryste, znał Vica przez całe życie. Czy to możliwe, że Vic nie żyje?

      Ale największym ciosem była dla niego wiadomość o śmierci Hodgesów.

      – Wszyscy? Cała rodzina Ralpha? – zapytał.

      Deitz odwrócił kartkę.

      – Nie,

Скачать книгу