Neverland. Maxime Chattam

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Neverland - Maxime Chattam страница 24

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Neverland - Maxime Chattam

Скачать книгу

wiem, może tydzień, może dziesięć dni, trudno powiedzieć. Tyle czasu, ile potrzeba, żeby moje zmysły znowu połączyły się z Jądrem Ziemi. To olbrzymia energia, nie można posiąść jej w jednej chwili. Obroża przerwała wszystkie moje odczucia. To złożony proces.

      Amber była w pełni swoich mocy, mogłaby bez trudu wyciągnąć Jądro Ziemi na powierzchnię i wykorzystać je do oszukania maestera. Jednak coś w środku kazało jej tego nie robić. Jakieś wyraźne przeczucie. Musi zyskać jak najwięcej czasu, by się zorganizować i opracować dokładny plan.

      – Amber, udowodniłem, że ci ufam – nie ustępował maester, bliski gniewu.

      Pan Judasz podskakiwał na swoich długich cienkich nogach, wydając przejmujące okrzyki frustracji. Chciał w ten sposób wyrazić poparcie dla swego pana.

      – Maesterze, poproszę o tydzień. Będę trenować, koncentrować się! Jeśli zajdzie potrzeba, dzień i noc!

      – Och, moja droga przyjaciółko, nie mogę zostawić cię bez obroży, kiedy nie ma mnie w pobliżu. Ale rozumiem twoje potrzeby i znajdziemy jakieś rozwiązanie. Będziesz mi wszędzie towarzyszyć w ciągu dnia i koncentrować się, tak abyś mogła zrobić… to, co powinnaś, żeby znowu kontrolować Jądro Ziemi. Daję ci na to trzy dni.

      – Ale to za ma…

      Władczym gestem nakazał jej ciszę.

      – Byłem hojny! – przypomniał oschle. – Trzy dni, aby mi udowodnić, że ty także potrafisz być hojna. Za siedemdziesiąt dwie godziny, na koniec dnia, uwolnisz dla mnie moc Jądra i pozostaniemy przyjaciółmi. Jeśli tak się nie stanie, jeśli chcąc uzyskać twoją pomoc, będę zmuszony zachować się wobec ciebie jak tyran, zrobię to. Jeżeli nie ukażesz przede mną całej swojej magii, zrecyklinguję jednego z twoich przyjaciół o zielonych włosach. – Pochylił się nad Amber, a jego spojrzenie było bardzo mroczne. – A wiesz, co oznacza recykling, prawda? – dodał, pobrzękując zawieszonymi u pasa fiolkami z Eliksirem.

      12

      Poufne wiadomości

      Na taborecie służącym jako szafka nocna płonęła niewielka świeczka. Wystarczała Amber do czytania. Przynajmniej teoretycznie.

      Poprosiła dwie kobiety, które przyniosły jej kolację, aby położyły stos książek obok niej na materacu. Amber miała dwie godziny, zanim wrócą zabrać tacę i zdmuchnąć na noc świecę.

      Dzień dał się jej we znaki, ale jednocześnie napełnił ją odwagą. Tak dobrze było znowu móc się przemieszczać dzięki własnej woli! Amber rozkoszowała się każdą chwilą tej „niezależności”, nawet jeśli niezupełnie taka była, ponieważ maester Morkovin na minutę nie zostawił jej samej. Siedziała w pobliżu niego, kiedy przyjmował swoich ludzi, podpisywał dokumenty, zarządzał pałacem i co chwila spoglądał na Amber, żeby zobaczyć, co robi. Jeszcze gorzej było z Panem Judaszem. On nie opuszczał jej na krok, pokazując żółte kły, ilekroć się skrzywiła, poirytowana jego nieustannym dozorem. Chwilami Amber koncentrowała się naprawdę, zaraz potem udawała, że podejmuje próby wykorzystania swojej mocy. Pod koniec dnia czuła się jednak w obowiązku dać coś w zamian i używając swego przeobrażenia, skupiła się na długim dębowym stole, który jedną myślą rozcięła na połowę. Stojąca pośrodku waza pękła i omal nie zraniła małpy, która wrzeszcząc, pobiegła schronić się w ramionach swego pana.

      – Och, przepraszam! – powiedziała pospiesznie. – Czuję, że to jest, gdzieś w głębi mnie, ale nie potrafię jeszcze zapanować nad wzrostem mocy!

      Morkovin nie wydawał się ani trochę rozgniewany, wręcz przeciwnie, uśmiechnął się i pokiwał głową na znak, że ma tak robić dalej.

      Widowiskowe przejawy mocy mogą tylko usatysfakcjonować maestera.

      Amber zastanawiała się, jakie są jego rzeczywiste motywacje. Czy naprawdę może liczyć na pomoc z jego strony? Czy jak ujrzy lądujące w jego mieście straszliwe hordy Entropii, nie zmieni zdania? Nie zaproponuje przymierza potworowi, chcąc się go w ten sposób pozbyć albo przynajmniej, żeby ocalić życie?

      Morkovin zmieniał zdanie zależnie od okoliczności. Dziś współczujący, opiekuńczy i dodający otuchy, równie dobrze mógł okazać się bezlitosny i obojętny. W jego wzroku można było wyczytać niepokojącą determinację, gdy mówił o hierarchii, Luganoffie czy Ozie.

      Amber chciała mu ufać, była to nadzieja małej dziewczynki, którą zbyt często zawodzili dorośli, a jednocześnie żyjący w niej Piotruś nakazywał ostrożność.

      Żeby nie skończyć w jednej z fiolek u pasa maestera.

      Wzięła do ręki czarno-zieloną książkę, która ją interesowała. Jak niemal wszystkie, napisana została po francusku. Nikt nie pomyślał, by ją zapytać, czy potrafi czytać w języku Moliera! To kompletny idiotyzm z ich strony! Od czasu Wielkiego Przebudzenia Oz zarządził, że urzędowym językiem staje się angielski, tak aby wszyscy dorośli mogli się zrozumieć. Ale narzucając jeden język, imperator tak bardzo zubożył ludzką kulturę i zuniformizował codzienność, że ludzie już nie rozpatrywali spraw pod różnymi kątami. Wszystko wokół było dla nich tak samo linearne jak ich myśli.

      Potrząsnęła książką i wypadła z niej kartka. Była to jedna z ostatnich stron, czysta strona! Amber zaczęła wycinać litery, fragmenty wyrazów, delikatnie, to tu, to tam, żeby nie wzbudzić niczyjej uwagi, gdyby ktoś zechciał szybko książkę przekartkować. Czubkiem palców umieszczała fragmenty na stronie i przyklejała na ślinę.

      Stopniowo na tym patchworku z pożółkłego papieru zaczęły rysować się zdania, litera po literze, wyraz po wyrazie, nie zawsze równo ułożone, ale zawsze doskonale zrozumiałe: „Szukam sposobu, by się stąd wydostać. Poproście o książki, żeby skontaktować się ze mną. Bądźcie gotowi”.

      To już dobry początek. Teraz pozostało najtrudniejsze. Amber zwinęła kartkę w kulkę, uważając, żeby litery się nie odkleiły, i schowała ją w kieszeni.

      Uniosła się na łokciach i wysunęła w stronę brzegu łóżka, jedną rękę opierając na podłodze, żeby zamortyzować zejście. Opuściła w ten sposób nogi, trochę za mocno jak na swój gust, ale prawie nic nie poczuła. Następnie, dynamiczna i pewna siebie, podczołgała się do drzwi. Poobcierała trochę kolana, ale nie zwracała na to uwagi.

      Judasz był otwarty. Nadzorczynie zamykały go tylko od czasu do czasu, kiedy o tym pomyślały.

      Amber złapała końcami palców żelazne okucie drzwi u dołu. Zaczęła się podciągać. Dyszała ciężko, z całych sił opierała się o żelazne drzwi, aż w końcu udało jej się uczepić brzegu judasza i stanąć niemal w wyprostowanej pozycji.

      Skrzywiła się. Wstrzymała oddech, aż się upewniła, że w korytarzu oddzielającym obie cele nie ma nikogo. Nieco dalej, w przejściu, w pobliżu ukrytego włazu, wystawała jakaś noga. Strażnik. Amber zaczerpnęła tchu. Jeśli nie narobi hałasu, żołnierz niczego nie zauważy. Mógł spać we wnęce, opierając się o ścianę.

      Judasz w celi ChloroPiotrusiofilów także był otwarty.

      Doskonale!

Скачать книгу