Neverland. Maxime Chattam
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Neverland - Maxime Chattam страница 22

W końcu im dłużej przemierzał świat, tym lepiej uświadamiał sobie jego zmyślność i ukryte znaczenia.
Człowiek był zdecydowanie zbyt prymitywny, żeby odszyfrować wyznaczoną przez gwiazdy drogę. Jeszcze nie nadszedł na to czas. To tak, jakby poprosił mrówkę, żeby zastanowiła się nad teorią względności Einsteina.
Matt długo podziwiał świetliste punkciki. Magiczne. I tak odległe.
Potem pomyślał o Amber. Czy widzi w tej chwili te same gwiazdy co on?
Wreszcie zasnął smutny, mając mętlik w głowie.
11
Pakt z diabłem
Leżąc w łóżku, Amber mogła oglądać gwiazdy przez maleńkie okno w pomieszczeniu w podziemiach pałacu, które służyło jej za sypialnię. Umieścił ją tam maester Morkovin. Przez ten wąski prostokąt mogłaby też zobaczyć wewnętrzny dziedziniec.
Rozpoznała Wielką Niedźwiedzicę i przyglądała jej się długo z dziecięcą nadzieją, że gwiazdozbiór zamieni się we wróżkę i zejdzie, by spełnić jedno z jej życzeń. Gdzie są wszyscy jej przyjaciele? Uwięzieni gdzieś na ziemiach imperatora? Czy właśnie organizują się w graniczących z wybrzeżem lasach, starając się przeżyć? A może nie żyją, a ich ciała pożarły na plaży kraby? Najbardziej dokuczała jej niewiedza, to, że nie może uczepić się czegoś pewnego, bez względu na to, czy byłoby to przygnębiające, czy dawałoby nadzieję.
Wszystkie dni tutaj były do siebie podobne. W południe odwiedzał ją maester Morkovin i zadawał tysiące pytań na temat jej historii czy życia z Dojrzałymi. Niczego przed nim nie ukrywała. Postanowiła wyłożyć karty na stół. W Morkovinie było coś innego. W tym, jak okazywał jej szacunek, kiedy się do niej zwracał, w jego spojrzeniu. I Amber nie potrafiła wyrobić sobie na jego temat jednoznacznej opinii. Wydawało jej się, że zdecydował się otworzyć serce przed dzieckiem i to był postęp, z którym nie zetknęła się wśród ludzi w Europie. Jednak czasami dostrzegała ten zimny blask w jego oczach i drżała na myśl, że może być okrutnym i bezlitosnym manipulatorem. Jednak Amber nie miała złudzeń: Morkovin pozostawał maesterem Oza i starał się lepiej ją poznać, aby powiększyć swoją własną moc. Gdyby musiał ją zabić, nie zawahałby się. Mimo to chciała wierzyć, że może przebić się przez pancerz dotkniętego amnezją Cynika, by dotrzeć do głęboko ukrytej dobroci i empatii.
Prawdę powiedziawszy, najbardziej nie cierpiała tej małpy. Była nikczemna i wredna, nie przestawała śledzić jej tymi swoimi maleńkimi fałszywymi oczkami, gdy wdrapywała się na jej ramię, żeby pstryknąć ją w czoło lub pociągnąć za włosy. Źle się czuła w obecności tego zwierzęcia.
W czasie owych kilku dni, kiedy pozostawała w zamknięciu, Amber opowiedziała Morkovinowi całą swoją historię, w tym o Jądrze Ziemi, żeby zrozumiał, jaką siłę reprezentuje w walce z Entropią i Gglem. Nie mogła go okłamać. Astronaks wykazał jej wyjątkowość. Jeśli któregoś dnia maester miałby zostać jej sprzymierzeńcem, musiała być z nim szczera. Uczciwością zyskać jego sympatię i współczucie.
Morkovin okazał się zafascynowany historią jej oraz ChloroPiotrusiofilów, którzy zostali zamknięci w sąsiednich pomieszczeniach. Po raz pierwszy widział takie istoty i chciał dowiedzieć się o nich wszystkiego: skąd się wzięli, skąd ów oryginalny wygląd i czy posiadają szczególną moc. Amber opowiedziała o szpitalu dla dzieci, które były podatne na mutacje genetyczne wywołane przez Burzę, pobycie w olbrzymim lesie i prawdopodobnym wpływie chlorofilu na ich wrażliwe organizmy.
Każdego ranka dwie kobiety przychodziły pomóc Amber w porannej toalecie, potem w jedzeniu. Pomagały jej rozprostować zdrętwiałe nogi, żeby nie wytworzyły się na nich odleżyny, i wracały pod koniec dnia, by znów jej pomóc. To, że nie mogła posługiwać się już swoim przeobrażeniem do przemieszczania się ani sprawić, że przedmioty same do niej przylatywały, było dla dziewczyny najtrudniejsze. Więzienne pielęgniarki nie okazywały jej odrobiny sympatii, po prostu wykonywały swoją pracę. Z taką samą delikatnością prałyby bieliznę nad brzegiem strumyka. To jednak one przynosiły Amber czyste rzeczy, ubierały ją codziennie rano w płócienną sukienkę w kolorze brunatnym lub khaki, wkładały jej sandały, a wieczorem czesały włosy. Ale nie traktowały jej po przyjacielsku: robiły swoje, bez słowa i bez odrobiny ciepła. Szczególnie ze strony kobiet trudno było znieść tę całkowitą obojętność.
Burza zmieniła dorosłych w niemożliwy do zaakceptowania sposób. Pozbawiając ich pamięci, odcięła od wszystkiego, co najistotniejsze: dorobku całej ewolucji oraz ich ludzkiej natury. Czy to nieprzewidziany skutek wielkiego sprzątania, któremu poddana została planeta, czy też kryje się za tym jakaś szczególna wola? Jaki to ma cel? Jakież okrutne doświadczenie przeprowadzane jest w ten sposób?
Morkovin zgodził się, żeby przynoszono jej książki. Pomagały Amber zabijać nudę, a w kącie pokoju nagromadził się spory stos powieści i podręczników ogrodnictwa, majsterkowania oraz książek o różnych dietach.
Każdego dnia brała kilka z nich do ręki i udawała, że przegląda z zainteresowaniem. Potem, kiedy była już pewna, że nikt jej nie obserwuje przez judasza, wprowadzała w czyn swój plan.
Amber pragnęła coś robić. Nie zamierzała czekać na jakiegoś zbawiennego deus ex machina, który może nigdy nie przybędzie. Na tyle, na ile mogła, starała się nie myśleć, tylko koncentrowała się na rytmie swego serca, oddechu i na postrzeganiu ciepła w dole brzucha. Przez pierwsze dni nie dało to żadnych efektów. Nie czuła absolutnie żadnej łączności. Potem powolutku zaczęła odczuwać falujące w niej ciepłe włókna, które delikatnie się poruszały.
Jądro Ziemi było w niej i znowu zaczynali nawiązywać dialog.
Tutaj Amber okłamywała maestera. Kiedy pytał, dlaczego nie posłuży się Jądrem Ziemi, odpowiadała niezmiennie smutnym i zawstydzonym tonem, że obroża pozbawiła ją jakiegokolwiek czucia.
Domyślała się, że Morkovin niebawem wymieni jej obrożę na nową, ze świeżego soku skararmeuszy. Maester wiedział o czasowym ograniczeniu mocy pęta, a jednak nie wydawał się ani spieszyć, ani niepokoić. Czy był pewien swoich zdolności uzyskanych dzięki piciu Eliksiru, że nie był nieufny, czy też jej nie doceniał?
Czwartego dnia pobytu w tych murach Amber poczuła, że znów jest gotowa czerpać z Jądra Ziemi. Wystarczyło, żeby się skoncentrowała, a mogłaby latać albo nawet wyrwać drzwi z zawiasów. Wolała jednak nie używać przeobrażenia. Zbyt szybkie ujawnienie atutów mogłoby doprowadzić do porażki, a przecież musiała uwolnić ChloroPiotrusiofilów i uciec z pałacu maestera.
I jeszcze ta historia z astronaksem, którą chciała wyjaśnić. Jak się tu znalazł?
Kiedy Morkovin zapukał do drzwi, zmusiła się, by nie okazać radości, którą odczuwała od rana. Zrobiła więc tak samo zrezygnowaną minę jak zawsze.
– Jak