Czarna Kompania. Glen Cook
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Czarna Kompania - Glen Cook страница 51
![Czarna Kompania - Glen Cook Czarna Kompania - Glen Cook Fantasy](/cover_pre460629.jpg)
Zastanawiałem się, dlaczego przyjechał konno? Kiedy chciał, potrafił poruszać się niezwykle szybko. Stwierdziłem, że to dlatego, iż był blisko. Wtedy przestraszyłem się, że mogą zjawić się tu jego żołnierze.
Ponownie wstał i zaczął chodzić po polanie, zbierając szyszki i rzucając nimi w powalonego giganta po drugiej stronie. Niech to cholera, żałowałem, że nie możemy go załatwić i mieć tego z głowy.
Wierzchowiec Kulawca poderwał głowę do góry. Zarżał. Kruk i ja opadliśmy w dół i skryliśmy się wśród cieni i igieł za naszym pniem. Z polany promieniowało wyczuwalne przez skórę napięcie.
W chwilę później usłyszałem chrzęst igieł miażdżonych kopytami. Wstrzymałem oddech. Kącikiem oka dostrzegłem, jak biały koń mignął pomiędzy drzewami. Szept? Czy nas zobaczy?
Tak i nie. Dzięki bogom, tak i nie. Przejechała w odległości piętnastu metrów i nie zobaczyła nas.
Kulawiec zawołał coś. Szept odpowiedziała melodyjnym głosem, który zupełnie nie pasował do szerokiej w barkach, twardej, nieurodziwej kobiety, którą dostrzegłem. Miała głos przecudnej siedemnastolatki, wyglądała zaś na kobietę czterdziestopięcioletnią, która zdążyła już trzykrotnie objechać świat dookoła.
Kruk szturchnął mnie łagodnie.
Podniosłem się mniej więcej tak szybko, jak rozkwita kwiat, przestraszony, że usłyszą trzask moich ścięgien. Wyjrzeliśmy ponad obalonym drzewem. Szept zsiadła z konia i ujęła jedną z dłoni Kulawca w obie swoje.
Sytuacja nie mogłaby być korzystniejsza. Byliśmy w cieniu, oni zaś oświetleni promieniem słońca. Złocisty pył połyskiwał wokół nich. Ponadto ograniczali nawzajem swoje ruchy, trzymając się za ręce.
To musiało być teraz. Obaj to wiedzieliśmy. Obaj napięliśmy łuki. Obaj przyczepiliśmy do swej broni dodatkowe strzały, gotowe do założenia na cięciwę.
– Teraz – rozkazał Kruk.
Nerwy nie dokuczały mi, dopóki strzała nie znalazła się w powietrzu. Potem przeszył mnie zimny dreszcz.
Strzała Kruka trafiła Kulawca pod lewym ramieniem. Schwytany wydał z siebie odgłos przywodzący na myśl pisk nadepniętego szczura. Wygiął się w stronę przeciwną do tej, w której stała Szept.
Moja strzała ugodziła ją w skroń. Miała na głowie skórzany hełm, byłem jednak pewien, że impet ciosu zwali ją z nóg. Upadła w stronę przeciwną niż Kulawiec.
Kruk wypuścił drugą strzałę. Ja spaprałem strzał. Rzuciłem łuk na ziemię i przeskoczyłem nad kłodą. Trzecia strzała Kruka przeleciała ze świstem obok mnie.
Gdy dobiegłem, Szept podniosła się już na kolana. Kopnąłem ją w głowę i odwróciłem się w stronę Kulawca. Strzały Kruka trafiły w cel, lecz nawet specjalny pocisk Duszołapa nie zakończył żywota Schwytanego. Usiłował wycharczeć zaklęcie przez gardło pełne krwi. Jego również kopnąłem.
Kruk był już przy mnie. Zwróciłem się z powrotem ku Szept.
Ta suka była rzeczywiście tak twarda, jak mówiono. Choć oszołomiona, usiłowała podnieść się, wyciągnąć miecz, wypowiedzieć zaklęcie. Ponownie zdzieliłem ją w łeb i wyrwałem jej broń.
– Nie mam sznura – wydyszałem. – Kruk, masz jakiś sznur?
– Nie. – Kruk stał bez ruchu, wpatrzony w Kulawca.
Wytarta skórzana maska Schwytanego przechyliła się na jedną stronę. Usiłował ją wyprostować, by dostrzec, kim jesteśmy.
– Jak, do diabła, mam ją związać?
– Lepiej martw się, jak ją zakneblować.
Kruk pomógł Kulawcowi poprawić maskę. Na jego twarz wypłynął ten niewiarygodnie okrutny uśmiech, który pojawia się, gdy nasz brat zamierza poderżnąć gardło komuś szczególnemu.
Wyszarpnąłem nóż i zacząłem nim ciąć ubranie Szept. Broniła się. Co chwilę musiałem zwalać ją z nóg. Wreszcie zdobyłem skrawki materiału, którymi mogłem ją związać i zatkać jej usta. Powlokłem ją do stosu kamieni, oparłem o niego i odwróciłem się, by zobaczyć, co robi Kruk.
Zerwał Kulawcowi maskę i odsłonił zniszczoną twarz Schwytanego.
– Co wyprawiasz? – zapytałem. Wiązał Kulawca. Zastanawiałem się, po co zadawał sobie trud.
– Pomyślałem, że może nie mam talentu do takich spraw. – Przykucnął i poklepał Kulawca po policzku. Od Schwytanego aż biła nienawiść. – Znasz mnie, Konował. Jestem stary mięczak. Zabiłbym go i uważałbym, że to starczy. On jednak zasługuje na cięższą śmierć. Duszołap ma większe doświadczenie w tych sprawach. – Zachichotał złowieszczo.
Kulawiec usiłował zerwać więzy. Pomimo trzech ran wydawał się silny jak zawsze. Nawet pełen wigoru. Tkwiące w ciele drzewce strzał z pewnością mu nie przeszkadzały.
Kruk ponownie poklepał go po policzku.
– Hej, stary kumplu. Słówko ostrzeżenia, jak przyjaciel do przyjaciela… czy nie to mi powiedziałeś na godzinę przed tym, jak Gwiazda Zaranna i jej kompani zastawili na mnie pułapkę w miejscu, gdzie mnie posłałeś? Słówko ostrzeżenia? Tak. Uważaj na Duszołapa. Znalazł gdzieś twoje prawdziwe imię. Nie można przewidzieć, co taki typ jak on może zrobić.
– Spokojnie z tym napawaniem się zemstą, Kruk – powiedziałem. – Uważaj lepiej na niego. Robi coś palcami.
Kulawiec poruszał nimi rytmicznie.
– Tak jest! – krzyknął Kruk ze śmiechem. Złapał za miecz, który zabrałem Szept, i odrąbał palce obu dłoni Schwytanego.
Kruk dokucza mi, że nie piszę w tych Kronikach całej prawdy. Pewnego dnia może przeczyta te słowa i będzie mu przykro. Daję słowo, że tego dnia nie był miłym facetem.
Miałem podobny problem z Szept. Wybrałem inne rozwiązanie. Ściąłem jej włosy i za ich pomocą związałem jej palce.
Dręczył Kulawca tak długo, że nie mogłem już tego znieść.
– Kruk, naprawdę dość już tego. Dlaczego się nie cofniesz, żeby mieć ich na oku?
Nie otrzymaliśmy dokładnych instrukcji, co mamy robić, gdy już schwytamy Szept, doszedłem jednak do wniosku, że Pani przekaże tę informację Duszołapowi, który wkrótce nadleci. Musieliśmy tylko panować nad sytuacją do chwili jego przybycia.
Magiczny dywan Duszołapa opadł