Hamlet. William Shakespeare

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Hamlet - William Shakespeare страница 11

Автор:
Серия:
Издательство:
Hamlet - William Shakespeare

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      Każdy zaś taki sygnał trąb i kotłów

      Jest triumfalnym hasłem nowej miary

      Przezeń spełnionej.

      HORACY

      Czy to taki zwyczaj?

      HAMLET

      Zwyczaj zaiste; moim jednak zdaniem,

      Lubom tu zrodzon i z tym oswojony,

      Chlubniej byłoby taki zwyczaj łamać

      Niż zachowywać. Te biby na zabój

      W pośmiech i wzgardę tylko nas podają

      U innych ludów: beczkami nas mienią

      I trzodzie chlewnej właściwy przydomek

      Hańbi nazwisko nasze. W rzeczy samej,

      Choćbyśmy zresztą byli bez zarzutu,

      To jedno już by starło z naszych czynów

      Zaszczytną cechę ich wnętrznej wartości.

      I pojedynczym ludziom się to zdarza:

      Niejeden skutkiem naturalnych przywar –

      Czyli to rodu (czemu nic nie winien,

      Bo któż obiera sobie pochodzenie),

      Czy to jakiegoś krwi usposobienia,

      Które częstokroć rwie tamy rozumu,

      Czy to nałogu przeciwnego formom

      Przyzwoitości – niejeden, powiadam,

      Upośledzony w taki sposób jaką

      Szczególną wadą, bądź to organicznie,

      Bądź przypadkowo – choćby jego cnoty

      Były skądinąd jako kryształ czyste

      I mnogie, jako być mogą w człowieku –

      Tą jedną skazą zarażony będzie

      W opinii ludzi. Jedna drachma złego

      Niweczy wszelkie szlachetne pierwiastki.

      Duch wchodzi.

      HORACY

      Widzisz go, panie.

      HAMLET

      Aniołowie Pana

      Zastępów, miejcie mię w swojej opiece!

      Błogosławionyś ty czy potępiony,

      Tchniesz-li tchem niebios czy wyziewem piekieł.

      Masz-li zamiary zgubne czy przyjazne,

      Przychodzisz w takiej postaci, że muszę

      Wydobyć z ciebie głos. Hamlecie, królu,

      Ojcze mój, władco Danii, odpowiadaj!

      Nie pozostawiaj mię w nieświadomości;

      Powiedz, dlaczego święte kości twoje,

      Na wieki w trumnie złożone, przebiły

      Śmiertelny całun; dlaczego grobowiec,

      W który widzielim cię zstępującego,

      Podniósł swe ciężkie marmurowe wieko,

      Żeby cię zwrócić ziemi? Co to znaczy?

      Że ty, trup, znowu w kompletnym rynsztunku

      Podksiężycowy ten padół odwiedzasz,

      Czyniąc noc straszną i nas, niedołężnych

      Synów tej ziemi, wstrząsając myślami,

      Przechodzącymi metę naszych pojęć?

      O, powiedz, co to jest! Co za cel tego?

      Czego chcesz od nas?

      HORACY

      Daje ci znak, panie,

      Abyś z nim poszedł, jakby chciał sam na sam

      Pomówić z tobą.

      MARCELLUS

      Jak uprzejmym gestem

      Wzywa cię, panie, w ustronniejsze miejsce.

      Nie idź z nim jednak.

      HORACY

      Nie chodź, mości książę.

      HAMLET

      Chce ze mną mówić: pójdę.

      HORACY

      Nie czyń tego,

      Łaskawy panie.

      HAMLET

      Czegóż bym się lękał?

      To życie szpilki złamanej niewarte,

      A dusza moja, jak on, nieśmiertelna.

      Patrz, znowu na mnie kiwa… Pójdę za nim.

      HORACY

      A gdyby on cię zaprowadził, panie,

      Nad przepaść, na brzeg owej groźnej skały,

      Która się stromo spuszcza w morską otchłań,

      I tam przedzierzgnął się w inne postacie,

      Jeszcze straszniejsze, które by ci mogły

      Odjąć, o panie, przytomność umysłu

      I w obłąkanie cię wprawić? Zważ tylko!

      Już samo tamto miejsce bez żadnego

      Innego wpływu budzi rozpaczliwe

      Usposobienie w każdym, kto spostrzeże

      Morze na tyle sążni tuż pod sobą

      I słyszy jego huk.

      HAMLET

      Wciąż na mnie kiwa.

      Idź już, idź; pójdę z tobą.

      MARCELLUS

Скачать книгу