Opowiadania kołymskie. Варлам Шаламов
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Opowiadania kołymskie - Варлам Шаламов страница 39
Marusia Kriukowa nie odmierzyła właściwej dawki. Nie umarła, lecz całkiem zwyczajnie zwymiotowała, zatem po udzieleniu pierwszej pomocy – płukaniu żołądka – wypisano Marusię na punkt tranzytowy. Ale wszystko to było w wiele lat później niż historia z krawatem.
Marusia Kriukowa przyjechała z Japonii pod koniec lat trzydziestych. Córka emigranta mieszkającego na przedmieściu Kioto, wstąpiła z bratem do związku „Powrót do Rosji”, skontaktowała się z sowiecką ambasadą i w 1939 r. otrzymała rosyjską wizę. We Władywostoku Marusia została aresztowana ze wszystkimi swoimi towarzyszami i bratem, przewieziona do Moskwy i więcej już nikogo z nich nigdy nie spotkała.
W śledztwie złamano Marusi nogę, a gdy kość się zrosła, zawieziono na Kołymę, aby odbyła tam dwudziestoletnią karę pozbawienia wolności.
Marusia była znakomitą rękodzielnicą, mistrzynią haftu – z jej wyszywania utrzymywała się w Kioto cała rodzina. Na Kołymie naczelnicy rychło odkryli tę umiejętność Marusi, ale nigdy jej nie płacili za wyszywanie; przynoszono czy to kawałek chleba, czy dwie kostki cukru, czy papierosy, których Marusia zresztą nie nauczyła się palić. I tak cudownej roboty ręczny haft pozostawał w rękach naczalstwa.
Dowiedziawszy się o zdolnościach więźniarki Kriukowej, naczelnica oddziału sanitarnego położyła Marusię w szpitalu i odtąd wyszywała ona lekarce. Kiedy do sowchozu – państwowego gospodarstwa rolnego, w którym nominalnie pracowała Marusia – przyszedł telegram, aby wszystkie mistrzynie-rękodzielnice skierować najbliższym samochodem do dyspozycji… naczelniczka łagru ukryła Marusię, gdyż miała duże zamówienie dla wspaniałej hafciarki. Jednakże ktoś napisał donos wyżej i musiano Marusię wysłać. Dokąd?
Przez trzy tysiące kilometrów ciągnie się i wije centralna kołymska „trasa” – szosa pośród wzgórz i wąwozów, „słupki, szyny, mosty”…. Szyn nie ma na kołymskiej „trasie”, ale wszyscy powtarzali i powtarzają tu Niekrasowowską Kolej żelazną – po co układać wiersze, skoro ma się pod ręką nadający się, odpowiedni tekst. Cała droga wybudowana została kilofem i łopatą, za pomocą taczki i świdra…
Co pięćset, sześćset kilometrów na „trasie” tej stoi „Dom Dyrekcji” – ponad miarę wystawny hotel-„luks”, będący do osobistej dyspozycji dyrektora Dalstroju, innymi słowy, generała-gubernatora Kołymy. Jedynie on może tam nocować podczas swoich podróży po powierzonym mu kraju. Drogie dywany, brązy i lustra. Obrazy-oryginały; niemało nazwisk pierwszorzędnych malarzy, jak np. Szuchajewa. Szuchajew był na Kołymie dziesięć lat. W 1957 roku odbyła się wystawa jego prac na Kuźnieckim Moście, księga jego życia. Rozpoczynały ją jasne pejzaże Belgii i Francji oraz autoportret w złocistej kamizeli arlekina. Potem okres magadański – dwa niewielkie portrety olejne: żony i autoportret (w mrocznej, ciemnobrązowej tonacji) – dwie prace w ciągu dziesięciu lat. Na portretach ludzie, którzy widzieli rzeczy straszne. Oprócz tych dwu portretów – projekty teatralnych dekoracji.
Po wojnie zwalniają Szuchajewa. Jedzie do Tyflisu – na południe, unosząc nienawiść do Północy. Jest załamany. Maluje obraz Przysięga Stalina w Gori – podlizuje się. Jest załamany. Portrety szturmowców – przodowników produkcji. Dama w złotej sukni. W portrecie tym jest blasku bez miary – zda się, że malarz zmusza siebie do zapomnienia ubóstwa północnej palety. I to wszystko. Można umierać.
Dla „Domu Dyrekcji” malarze wykonywali również kopie: Iwan Groźny zabija swojego syna i Poranek w lesie Szyszkina – te dwa obrazy zaliczają się do klasyki chałtury.
Lecz najbardziej zadziwiały tam hafty. Jedwabne zasłony, story, portiery ozdobione były ręcznym haftem. Dywaniki, narzutki, ręczniki – każda szmatka stawała się drogocenna po tym, kiedy się znalazła w rękach mistrzyń-więźniarek.
Dyrektor Dalstroju nocował w swych domach – było ich kilka na trasie – dwa, trzy razy w roku. Przez resztę czasu oczekiwali go stróż, zaopatrzeniowiec, kucharz i administrator domu – czterech ludzi wolnych, otrzymujących dodatki za pracę na Dalekiej Północy; oczekiwali, przygotowywali się, palili zimą w piecach, wietrzyli „Dom”.
Do haftowania zasłon, narzut i wszystkiego, co do głowy przyjdzie, przywieziono tu właśnie Maszę Kriukową. Były jeszcze dwie mistrzynie haftu dorównujące jej umiejętnościami i pomysłowością.
Rosja to kraina stałego sprawdzania i kontroli. Marzeniem każdego szczerego Rosjanina – zarówno więźnia, jak i wolnego – jest, aby mu powierzono sprawdzanie czegoś lub kogoś. Po pierwsze: kimś komenderuję. Po drugie: okazano mi zaufanie. Po trzecie: ponoszę mniejszą odpowiedzialność niż za bezpośrednią pracę. A po czwarte – pamiętacie, jak wyglądał atak w powieści W. Niekrasowa W okopach Stalingradu?
Dla nadzorowania Marusi i jej nowych znajomych zatrudniono kobietę, członka partii, która każdego dnia wydawała im materiał i nici. Pod koniec roboczego dnia przyjmowała i sprawdzała wykonaną pracę. Kobieta ta nie pracowała, lecz figurowała w spisie etatów Centralnego Szpitala jako starsza siostra operacyjna. Nadzorowała ona pilnie więźniarki w przekonaniu, że jak tylko się odwróci, to od razu gdzieś zniknie kawałek ciężkiego, niebieskiego jedwabiu.
Hafciarki już od dawna przywykły do tego rodzaju opieki. I chociaż oszukanie tej kobiety na pewno nie wymagałoby większego wysiłku, nie kradły. Wszystkie trzy bowiem osądzone zostały na podstawie pięćdziesiątego ósmego paragrafu – politycznego.
Umieszczono je w łagrze, w „zonie”, za drutami, gdzie na wrotach, jak wszędzie w sowieckich łagrach, wypisane były „niezapomniane” słowa: „Praca to sprawa honoru i chwały, sprawa dzielności i bohaterstwa”. I nazwisko autora cytatu. Słowa te miały ironiczny wydźwięk, w zadziwiający sposób ujmując sens i treść słowa „praca” w łagrze. Praca była tam bowiem wszystkim, tylko nie sprawą chwały. W 1906 roku wydawnictwo, w którym partycypowali eserowcy, wypuściło książkę Kompletny zbiór przemówień Mikołaja II. Były to przedruki z „Gońca Rządowego” z czasu koronacji cara, na które składały się wygłoszone wtedy toasty: „Piję za zdrowie Keksholmskiego pułku” i „Piję za zdrowie chwatów-czernihowców”. Toasty te poprzedzono słowem