Rynek i ratusz. Niall Ferguson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rynek i ratusz - Niall Ferguson страница 8
Kolejnym powodem zwycięstwa Trumpa było uaktywnienie się islamskiej sieci terrorystycznej znanej jako Państwo Islamskie, która przeprowadziła w ciągu dwunastu miesięcy przed wyborami szereg ataków, w tym również dwa na terenie Stanów Zjednoczonych (w San Bernardino i w Orlando). Ataki te przydały wagi powtarzanym przez Trumpa obietnicom „ujawnienia”, „wyrwania z korzeniami” i „usunięcia jedna po drugiej (…) sieci wspierających radykalny islam w tym kraju”, a także „całkowitego unieszkodliwienia irańskiej sieci terroru na świecie”[10].
Krótko mówiąc, żyjemy w „epoce sieci”[11]. Joshua Ramo nazwał ją wręcz „epoką władzy sieci”[12]. Adrienne LaFrance z kolei preferuje określenie „epoka powiązań”[13]. Parag Khanna zaproponował nawet powołanie nowej dyscypliny naukowej – połączeniografii („Connectography”) – po to, by można było lepiej śledzić „ogólnoświatową rewolucję sieciową”[14]. Jak twierdzi Manuel Castells, „społeczeństwo sieciowe stanowi zmianę jakościową w całym doświadczeniu ludzkości”[15]. Sieci przeobrażają sferę publiczną, a wraz z nią samą demokrację[16]. Ale na lepsze czy na gorsze? „Obecna technologia sieciowa (…) rzeczywiście faworyzuje obywateli – piszą Jared Cohen i Eric Schmidt z Google. – Nigdy przedtem tak wielu ludzi nie było ze sobą połączonych tak natychmiastowo reagującą siecią”, co ich zdaniem ma prawdziwie „przełomowe” implikacje dla polityki na całym świecie[17]. Alternatywny zaś pogląd głosi, że globalne korporacje, takie jak Google, systematycznie dążą do osiągnięcia „strukturalnej dominacji” przez wykorzystywanie sieci do podkopywania suwerenności narodowej i zastępowania jej propagowaną przez siebie jedną zbiorową polityką[18].
Takie samo pytanie można by zadać w odniesieniu do wpływu sieci na system międzynarodowy: czy jest on na lepsze, czy na gorsze? Anne-Marie Slaughter widzi głęboki sens w rekonfiguracji globalnej polityki przez uzupełnienie tradycyjnej „szachownicy” międzypaństwowej dyplomacji o nowe „pajęczyny sieci”, co pozwoliłoby wykorzystać zalety tych ostatnich (takie jak transparentność, łatwość przystosowywania się i skalowalność)[19]. Argumentuje ona, że w przyszłości wysoką pozycję w polityce zajmą „aktorzy sieciowi sprawujący władzę i narzucający przywództwo na równi z rządami” – dzięki swoim „strategiom połączeń”[20]. Parag Khanna natomiast wygląda z utęsknieniem „świata połączonego wspólnym łańcuchem zaopatrzenia”, w którym globalne korporacje, megamiasta, „aeropolis” i „regionalne organizmy państwowe” angażują się w bezustanną, ale zasadniczo pokojową rywalizację o osiągnięcie przewagi ekonomicznej, przypominającą „jedną wielką grę z udziałem wielu graczy”[21]. Wydaje się jednak wątpliwe – i to nie tylko w oczach Joshuy Ramo, ale również jego mentora Henry’ego Kissingera – by takie tendencje mogły umocnić globalną stabilność. Tenże Kissinger napisał bowiem: „Wszechobecność komunikacji sieciowej w sektorze społecznym, finansowym, przemysłowym i militarnym ma zdecydowanie korzystne skutki, choć zrewolucjonizowała również podatność tych obszarów na zagrożenia. Ponieważ tendencja ta pozostawiła w tyle próby stanowienia odpowiednich reguł i przepisów (a w istocie również wiedzę techniczną wielu twórców reguł), pod pewnymi względami przyczyniła się do wytworzenia opisywanego przez filozofów stanu natury, od którego ucieczka – według Hobbesa – stała się motywacją do ustanowienia porządku politycznego. (…) W ten sposób asymetria i swego rodzaju wrodzony światowy nieporządek wbudowują się w relacje pomiędzy cybermocarstwami zarówno na płaszczyźnie dyplomatycznej, jak i strategicznej. (…) Przy braku wyraźnych reguł postępowania międzynarodowego kryzys wyniknie z samej wewnętrznej dynamiki systemu”[22]. A jeśli, jak twierdzą niektórzy, „pierwsza cyberwojna światowa” już się zaczęła, to toczy się ona właśnie między sieciami[23].
Najbardziej niepokojący aspekt całej tej sytuacji sprowadza się do tego, że jedna globalna sieć prędzej czy później uczyni Homo sapiens elementem zbędnym, a zatem w konsekwencji wymarłym. W swoim Homo deus… Yuval Harari argumentuje, że epoka działających na wielką skalę „masowych sieci współpracy” opartych na pisanym języku, pieniądzu, kulturze i ideologii – a więc wytworach ludzkich sieci neuronowych bazujących na węglu – ustępuje nowej dobie krzemowych sieci komputerowych opierających się na algorytmach. W tej sieci my sami szybko staniemy się „w oczach” algorytmów równie mało istotni, jak mało istotne w naszych oczach są obecnie zwierzęta. A odłączenie od sieci będzie oznaczać dla jednostki śmierć, jako że to właśnie sieć będzie dbała o bezustanne utrzymywanie naszego zdrowia w dobrym stanie. Z kolei przyłączenie się do sieci prędzej czy później skutkować będzie wyginięciem całego gatunku: „Właśnie te wskaźniki, które sami wynieśliśmy na piedestał, skażą nas na ten sam los, który spotkał mamuty i delfiny chińskie: popadniemy w niepamięć, w nicość”[24]. Sądząc po tym, jak negatywnie sam Harari ocenia dotychczasową działalność człowieka, byłby to zresztą dla nas całkowicie zasłużony los[25].
Moja książka traktuje jednak w większej mierze o przeszłości aniżeli o przyszłości; albo może, by być bardziej precyzyjnym, staram się czegoś dowiedzieć na temat przyszłości, przede wszystkim analizując przeszłość, a nie wdając się w mgliste domysły czy swobodne projekcje przyszłych wydarzeń na podstawie najnowszych trendów. Są wprawdzie tacy (sporo ich zwłaszcza w Dolinie Krzemowej), którzy wątpią w to, by historia mogła ich czegokolwiek nauczyć w dobie tak błyskawicznych innowacji technologicznych[26]. Zresztą większa część toczącej się aktualnie dyskusji, którą właśnie zreasumowałem, zakłada z góry, że sieci społeczne są zjawiskiem z gruntu nowym, a ich dzisiejsza wszechobecność to coś bezprecedensowego. Jest to wszakże założenie fałszywe. Mimo że rozmawiamy o nich bezustannie, w rzeczywistości większość z nas może się pochwalić bardzo ograniczonym zrozumieniem tego, jak funkcjonują sieci, a już prawie zupełnie nie wiemy, skąd się one wzięły. W dużej mierze nie zdajemy też sobie sprawy, jak rozpowszechnione są one w świecie przyrody, jak kluczową rolę odegrały w naszej ewolucji jako gatunku, a także jak integralną część ludzkiej przeszłości stanowią. W rezultacie mamy tendencję do niedoceniania znaczenia sieci istniejących w przeszłości, wobec czego przyjmujemy błędne założenie, że historia nie ma nam w tym obszarze nic do zaproponowania.
Dla jasności: nigdy wcześniej na świecie nie istniały sieci równie wielkie i rozległe jak obecnie. Również przepływy informacji – czy też odbywające się na podobnej zasadzie rozprzestrzenianie się chorób –