Rynek i ratusz. Niall Ferguson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rynek i ratusz - Niall Ferguson страница 9
Świat przyrody jest w doprawdy zdumiewającym stopniu złożony ze „zoptymalizowanych, docierających wszędzie i rozgałęziających się sieci”, by użyć sformułowania fizyka Geoffreya Westa. Począwszy od ludzkiego układu krwionośnego aż po kolonie mrówek, wszystkie takie systemy wyewoluowały po to, by umożliwić dystrybucję energii i materiałów od ich makroskopowych rezerwuarów do mikroskopowych punktów zapotrzebowania, a istnieją one w zadziwiająco szerokim spektrum wymiarów obejmującym aż dwadzieścia siedem rzędów wielkości. Zwierzęce układy krwionośne, oddechowe, wydalnicze czy nerwowe stanowią bez wyjątku naturalne sieci. Podobnie rzecz ma się z roślinnymi systemami naczyniowymi oraz z wewnątrzkomórkowymi systemami mikrotubularnymi i mitochondrialnymi[1]. Jedyną siecią nerwową, którą jak dotąd udało nam się w pełni poddać mapowaniu, jest mózg robaka obłego (nicienia) Caenorhabditis elegans, ale naukowcy przygotowują się już do kompleksowego zbadania również bardziej złożonych mózgów[2]. Od mózgów robaków aż po łańcuchy pokarmowe (będące na dobrą sprawę „sieciami pokarmowymi”) współczesna biologia potrafi znaleźć układy sieciowe na wszystkich poziomach ziemskiego życia[3]. Podczas sekwencjonowania genomu ujawniono istnienie „genowej sieci regulacyjnej”, w której „węzły stanowią geny, a połączenia to łańcuchy reakcji”[4]. Delta to rzeka w stanie sieciowym – mapy takich sieci można obejrzeć w każdym szkolnym atlasie. Również guzy tworzą sieci.
2. Częściowa sieć pokarmowa „Szelfu Szkockiego” w północno-zachodniej części Atlantyku. Strzałki biegną od gatunków niższych w łańcuchu do gatunków drapieżnych.
Plik w większej rozdzielczości do zobaczenia tutaj.
Niektóre problemy można rozwiązać jedynie wówczas, kiedy podda się je analizie sieciowej. Naukowcy usiłujący wyjaśnić rozległe wykwity alg, które pojawiły się w Zatoce San Francisco w 1999 roku, musieli sporządzić całą mapę podwodnego życia, by znaleźć wreszcie przyczynę tego zjawiska. Podobna mapa, tyle że ludzkiej sieci nerwowej, konieczna była do ustalenia, że jej częścią odpowiedzialną za przechowywanie naszej pamięci jest hipokamp[5]. Prędkość rozprzestrzeniania się dowolnej choroby zakaźnej jest zależna w równym stopniu od jej złośliwości, co od struktury sieciowej populacji, którą atakuje – wykazała to ponad wszelką wątpliwość epidemia, jaka wybuchła wśród nastolatków w hrabstwie Rockdale w Georgii dwadzieścia lat temu[6]. Po początkowym okresie powolnego wzrostu zachorowań zasięg choroby gwałtownie się zwiększył z powodu kilku ognisk, między którymi istniała gęsta i szybka komunikacja[7]. Ujmując to bardziej naukowo – wtedy, gdy bazowy współczynnik reprodukcji infekcji (pokazujący, jak wielu ludzi zaraża się średnio chorobą od już zarażonej jednostki) ma wartość większą niż jeden, choroba staje się endemiczna; jeśli zaś jest on mniejszy od jedności, ma ona tendencję do wygasania. Ale tenże współczynnik zależy w takiej samej mierze od naturalnej zaraźliwości samej choroby, jak od struktury sieciowej populacji, której ona dotyka[8]. Struktura sieciowa może również wpływać na prędkość i precyzyjność zdiagnozowania danej choroby[9].
W czasach prehistorycznych Homo sapiens wyewoluował jako zdolna do współpracy małpa człekokształtna, dysponująca unikatową zdolnością do tworzenia sieci – czy to w celu komunikowania się, czy wspólnego działania – która odróżniała nas od innych przedstawicieli świata zwierząt. Jak to ujął biolog ewolucyjny Joseph Henrich, nie jesteśmy bynajmniej szympansami, które rozwinęły większe mózgi i utraciły część owłosienia, ponieważ tajemnica sukcesu naszego gatunku „polega (…) na wykorzystaniu k o l e k t y w n y c h m ó z g ó w wspólnot, do których należymy”[10]. W odróżnieniu od szympansów rozwijamy się społecznie, poprzez naukę i dzielenie się doświadczeniami. Według antropologa ewolucyjnego Robina Dunbara ewolucja naszych większych niźli małpie mózgów, dysponujących bardziej rozwiniętą warstwą kory nowej, umożliwiła nam funkcjonowanie w stosunkowo dużych grupach społecznych składających się z około stu pięćdziesięciu jednostek (dla porównania, u szympansów jest ich około pięćdziesięciu)[11]. Tak na dobrą sprawę nasz gatunek powinien się raczej nazywać Homo dictyous („człowiek sieciowy”), ponieważ – by zacytować socjologów Nicholasa Christakisa i Jamesa Fowlera – „nasze mózgi wydają się stworzone do budowania sieci społecznych”[12]. Etnograf Edwin Hutchins ukuł na tę umiejętność określenie „poznanie rozproszone”. Nasi dawni przodkowie żyli w „grupach zbieracko-łowieckich zmuszonych do współpracy”, jako że każdy członek takiej grupy musiał polegać na innych w kwestii pożywienia, schronienia czy ogrzania się[13]. Jest całkiem możliwe, że rozwój języka mówionego, a także kojarzone z nim usprawnienia w strukturze i możliwościach naszego mózgu stanowiły część tego samego procesu i wyewoluowały z powszechnych u małp czynności, takich jak iskanie[14]. Podobnie można postrzegać wykształcenie się praktyk takich jak sztuka, taniec czy rytuały[15]. Jak zatem twierdzą historycy William H. McNeill i J.R. McNeill, pierwsza „ogólnoświatowa sieć” pojawiła się w zasadzie już jakieś dwanaście tysięcy lat temu. Człowiek, dysponujący niezrównaną siecią nerwową, urodził się po to, by t w o r z y ć sieci i w nich żyć.
A zatem sieci społeczne to struktury w zupełności naturalne dla ludzi, poczynając od sposobu, w jaki postrzegamy samą wiedzę oraz od rozmaitych form jej odtwarzania i przekazywania, aż po dobrze nam wszystkim znane drzewa genealogiczne, których częścią z konieczności wszyscy jesteśmy, nawet jeśli tylko nielicznych z nas pasjonuje zamierzchła historia swoich rodzin. Jako sieci można postrzegać układy osadnictwa, migracji czy krzyżowania się ras, zgodnie z którymi nasz gatunek rozprzestrzenił się po powierzchni całego świata, a także całe mnóstwo ludzkich zachowań, od sekt i kultów po mody i trendy, jakie dość regularnie tworzymy, nie zawsze z głową i odpowiedzialnie. Jak zobaczymy, sieci społeczne mogą mieć bardzo różne formy i rozmiary, od zamkniętych i tajnych stowarzyszeń po szerokie ruchy otwarte na każdego. Niektóre mają charakter spontaniczny i samoorganizujący, inne są bardziej systematyczne i ustrukturyzowane. Jedyna zmiana, jak zaszła pod tym względem wraz z upływem czasu – a zapoczątkowało ją wynalezienie języka pisanego – polega na tym, że nowe technologie w znacznym stopniu ułatwiły nam realizację wrodzonej, pradawnej chęci do tworzenia sieci.
A jednak istnieje tu pewien zagadkowy paradoks. Przez większość spisanych dziejów, zarówno pod względem skali, jak i możliwości, sieci zdominowane były całkowicie przez hierarchie. Mężczyźni i kobiety organizowali się w większości w struktury hierarchiczne, w których władza skupiona była na samym szczycie, w rękach wodza, pana, króla czy cesarza. W porównaniu do tych struktur sieć, którą otaczała się jednostka, miała bardzo niewielki zasięg. Przeciętny chłop – a to określenie z grubsza obejmuje większość ludzi przez większą część naszej spisanej historii – tkwił w malutkiej komórce społecznej zwanej rodziną, która z kolei stanowiła część nieco większego skupiska zwanego wioską, i nie miał praktycznie żadnych innych powiązań ze światem zewnętrznym. W taki właśnie sposób większość ludzi przeżywała swoje życie jeszcze zaledwie sto lat temu. Nawet dziś mieszkańcy indyjskich wsi mają ze sobą w najlepszym razie jedynie luźne związki, tworząc coś w rodzaju „pozszywanej z kawałków kołdry (…), której każdy kawałek ma taką wielkość, by umożliwić współpracę wszystkim zasiedlającym go mieszkańcom”[16]. W tego rodzaju izolowanych społecznościach kluczową rolę odgrywają jednostki „rozprzestrzeniające informacje”, powszechnie znane jako plotkarze[17]. Owe tradycyjne, działające