Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Głębia. Powrót. tom 2 - Marcin Podlewski страница 7

Głębia. Powrót. tom 2 - Marcin Podlewski

Скачать книгу

załogą.

      – „Płomień” został zniszczony – zauważył Stone. – Statek uległ krążownikowi „Jehannam” w trakcie walki w pobliżu dziury głębinowej.

      – To prawda. „Płomień” został pokonany, nie został jednak doszczętnie zniszczony. Jego wrak wraz z częścią ocalałej załogi został przejęty przez Klan Naukowy.

      – Przedstawicielka Zbioru żartuje – zaperzył się Yrt Sode, sekretarz Klanu. – Na co Klanowi stary wrak?

      – Los Gatlarku interesuje Zbiór od dawna – powiedziała Przedstawicielka Zbioru. – Tak jak i jego poszczególne jednostki kosmiczne. Wiemy zatem dobrze, że „Płomień” został przejęty przez Klan. Do wraku, po zdarzeniu w Przedpokoju Kurtyzany, została wysłana standardowa ekipa ratunkowa. Odesłano ją wszakże, a na jej miejsce zjawiły się siły Klanu Naukowego.

      – To niedorzeczne – zaczął Sode, ale Przedstawicielka położyła na stół niewielką kostkę holoemitera i nacisnęła przycisk. Mapa Wypalonej Galaktyki przygasła, a nad stołem ukazał się krążący w przestrzeni wrak „Płomienia” wraz z otaczającymi go statkami Klanu. Przekaz nie został sfabrykowany: widać było na nim przepływający u dołu, programowy znacznik obrazu strumieniowego przepuszczonego przez filtr wykastrowanej SI.

      – Zbiór monitoruje od lat każdą gatlarkową jednostkę. Także i tę, która znalazła się w polu zainteresowań Klanu – wyjaśniła Przedstawicielka Zbioru. – Stąd wiemy o waszej operacji.

      – To zastrzeżone informacje – odezwał się chłodnym głosem Yrt Sode, patrząc zimno na Przedstawicielkę zza swoich prostokątnych okularków. – Zaszyfrowane na mocy układu Klanu ze Zjednoczeniem. Nasza praca niekiedy wymaga dyskrecji, w celu zachowania równowagi sił Triumwiratu.

      – Chyba że sprawa tyczy się ryzyka maszynowego – wtrącił, ku zdumieniu zebranych, Hegemon Akihito Showa. Jego galaktyczny był słaby i wydawał się łamać, ale brzmiał na tyle twardo, by sekretarz Klanu lekko się wzdrygnął. – Sore wa kikendeshita ka? Czy to było takie ryzyko?

      – Nie – odpowiedział szybko Yrt Sode. – Nic nam o tym nie wiadomo. Obejrzeliśmy jednak dokładnie zapis z walk w Wypaleniu i ten okręt nie miał prawa przetrwać. Był na granicy zniszczenia i nagle... – sekretarz zawahał się na ułamek sekundy – pobrał skądś energię pomimo skrajnego wyczerpania rdzenia – podjął. – Musieliśmy to sprawdzić. Został gruntownie przebadany, a nawet odtworzony, na podstawie jego starych, zreperowanych części.

      – Ale nie znaleźliście niczego – stwierdziła Przedstawicielka Zbioru. – Nie przedstawia on więc dla was żadnej wartości. Zbiór pragnie wszakże tego statku, jak i całej jego załogi.

      – W jakim celu?

      – Będziemy szukać tam, gdzie zawiedliście – wyjaśniła Przedstawicielka. Sekretarz wydął wargi.

      – To nie wchodzi w grę.

      – Zatem Zbiór nie udostępni Prognostyków. Zjednoczenie będzie musiało działać na oślep bez procentowego przewidywania zdarzeń, obejmującego interesujący je czasokres galaktyczny. Prognostycy nie wspomogą także działań nawigacyjnych, których celem będzie dotarcie do „Wstążki”, a sam Zbiór nie będzie w stanie zagwarantować dyskrecji spotkania tej Rady. Byłoby szkoda – dodała po chwili przeciągającej się ciszy – gdyby wszystko, o czym dziś rozmawiano, zostało ujawnione.

      Na sali zawrzało.

      Nie przypominało to już słownych przepychanek. Pani Alais Tyhne z Ligi wstała ze swojego krzesła i prawie krzyczała, wygrażając Przedstawicielce pięścią. Uniósł się i Hegemon Państwa, który ponownie zapomniał języka galaktycznego i rzucał oskarżenia w kierunku całej Rady. Była ona jego zdaniem muno – niekompetentna i przesiąknięta duchem goman – arogancji. Yrt Sode zapienił się, rzucając pełne oburzenia piski do Przedstawicielki Zbioru, która uśmiechała się lekko, patrząc prosto w oczy wściekłego sekretarza.

      Doradcy Federacji, podobnie jak Mówca Eterion, prosili o spokój, ale widać było, że maska pozornego opanowania zaczęła już pękać – za chwilę i oni wybuchną, a wtedy wszystko zabierze Plaga razem z Tymi, Którzy Odeszli.

      Teraz, zdecydował Stone. Teraz albo nigdy.

      Wstał z krzesła. Nie zamierzał czekać. Wiedział, że któraś z funkcjonujących tu sił, jeśli będzie działała osobno, przejmie Grunwalda i jego załogę – i to wcześniej niż później. A jeśli tak się stanie, Kontrola utraci szansę na opanowanie sytuacji... i tym samym straci ją także on. Prawda o Hubie wyjdzie wtedy na jaw i problemy Kontroli czy Klanu będą wówczas jego najmniejszym zmartwieniem.

      Jeśli jednak na razie będą działali razem, to ich walka zacznie się zapewne dopiero w momencie, gdy będą już mieli w ręku „Wstążkę” wraz z załogą. Tak przecież postępują. Walczą. Walczą przez cały czas. Będą się zatem szarpać pomiędzy sobą o ten nieszczęsny, maszynowy ochłap. A wtedy...

      A wtedy wszystko może się zdarzyć.

      – Flota... – zaczął. – Flota... – podjął, znów bez skutku. Pozwolił sobie więc na krzyk: – Flota, na przeklętą Plagę! Flota!

      Fakt, że przedtem zachował względny spokój, sprawił, iż udało mu się ich uciszyć. Spojrzeli na niego zaskoczeni, ale milczący. Odchrząknął.

      – Flota – powtórzył. – Flota to nasze jedyne wyjście. To oczywiste, że inaczej nie dojdziemy do porozumienia. Flota kooperacyjna. Funkcjonująca pod czasową jurysdykcją Kontroli.

      – Kontroli? – zaczęła Pani Alais, ale Stone nie pozwolił się jej wtrącić.

      – Oczywiście – przytaknął. – Chyba że Liga pragnie wysunąć inną kandydaturę, która nie byłaby odebrana przez Radę jako konflikt interesów Wypalonej Galaktyki – dodał, widząc, jak Przedstawicielka Ligi zamyka usta. – W skład owej floty weszłyby podstawowe jednostki militarne każdego z członków Triumwiratu, statki Stripsów, statki Klanu czy ewentualne jednostki Zbioru. Na ich czele znajdowałby się głównodowodzący okręt Kontroli. Taka flota wyruszyłaby we wskazany przez Stripsów sektor w celu przejęcia Maszyny. Bo to o nią nam przecież chodzi. Nie interesuje nas Grunwald czy stary gatlarski wrak, któremu przez przypadek zadziałał jakiś transformator.

      – Mamy wysyłać całą flotę, by przejąć marny skokowiec? – zaprotestował Zen Kartua.

      – Nie – zaprzeczył Everett. – To nie jest jakiś tam skokowiec. To skokowiec, na którego pokładzie znajduje się prawdziwa, funkcjonująca Maszyna. Demon sprzed wieków, i to czwartego stopnia! Co mamy innego zrobić? – dodał, pozwalając sobie na to, by w jego oczach błysnęła wcześniej skrywana pogarda. – Mamy wysyłać najemników? Kilka skokowców? Krążownik z eskortą myśliwców? Nie. Jeśli chcemy to zrobić dobrze, zróbmy to dokładnie, nie popełniając ponownie błędu, jakim było wysłanie jednego krążownika Zjednoczenia i niszczyciela Kontroli. I zróbmy to szybko, zanim „Wstążka” odleci z Perseusza tak daleko, że w jej odnalezieniu nie pomogą nam wszyscy Prognostycy Zbioru.

      – Co do tego ostatniego, panie Stone – odezwał się znienacka Hacks – to nie ma powodów do niepokoju. Grunwald nigdzie się

Скачать книгу