Konferencja ptaków. Ransom Riggs
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Konferencja ptaków - Ransom Riggs страница 5
– Chyba muszę zapytać, dokąd nas zabierasz – odezwałem się.
– Też chętnie się dowiem. – Noor uniosła brew.
– Z powrotem na Poletko – wyjaśnił Hugh. – Wejście do najbliższej pętli nie jest zbyt przyjemne, ale mamy do niego blisko.
Nie mogłem oderwać wzroku od przyjaciół. Wcześniej podświadomie się martwiłem, że już nigdy ich nie zobaczę albo że będą mnie traktowali jak obcego człowieka.
W tej samej chwili Hugh zwinął dłoń w pięść i rąbnął mnie w ramię.
– Au! – wrzasnąłem. – Za co?
– Dlaczego nam nie powiedziałeś, że wyruszasz z jakąś kretyńską misją ratunkową?
Noor gapiła się na nas.
– Próbowałem.
– Chyba nie za bardzo – odparła Bronwyn.
– Robiłem bardzo jasne aluzje – broniłem się. – Ale było oczywiste, że nikt nie chce mi pomóc.
Hugh zrobił taką minę, jakby znowu zamierzał mi przyłożyć.
– Może i nie, ale pomoglibyśmy – burknął.
– Nigdy nie dalibyśmy ci zrobić czegoś takiego w pojedynkę. – Wydawało się, że Bronwyn po raz pierwszy w życiu jest na mnie zła. – Umieraliśmy z niepokoju, kiedy się okazało, że ciebie nie ma. – Odwróciła się do Noor i pokręciła głową. – Jeszcze wczoraj ten szaleniec był bardzo chory. Myśleliśmy, że ktoś porwał go w nocy!
– Szczerze mówiąc, nie byłem pewien, czy moja nieobecność w ogóle was obejdzie – oświadczyłem.
– Jacob! – Bronwyn szeroko otworzyła oczy. – Po tym wszystkim, przez co przeszliśmy? To boli.
– Mówiłem ci, że jest wrażliwy jak panienka. – Hugh pokręcił głową. – Miejże trochę zaufania do starych kumpli, człowieku. Mój Boże.
– Przepraszam – wymamrotałem potulnie.
– No wiesz...
Noor pochyliła się ku mnie.
– Nie masz przyjaciół, co? – wyszeptała.
– Nie wiem, co powiedzieć. – Serce tak mi urosło, że nie potrafiłem znaleźć odpowiednich słów. – Naprawdę bardzo się cieszę, że was widzę.
– Z wzajemnością. – Bronwyn ponownie mnie uściskała. Tym razem przyłączył się do niej Hugh.
W następnej sekundzie na końcu zaułka huknął wystrzał. Wszyscy podskoczyliśmy i rozpierzchliśmy się na widok pędzących ku nam dwóch mężczyzn w garniturach.
Tyle nam wyszło ze zgubienia pościgu.
– Za mną – zakomenderowała Noor. – Uciekniemy im w metrze.
Zbiegłem schodami do metra, pokonując po trzy stopnie naraz, a Hugh zjechał po metalowej poręczy. W zatłoczonym holu przecisnęliśmy się przez tłum podróżujących w godzinach szczytu pasażerów.
– O tak! – wrzasnęła Noor za siebie i jednym susem pokonała kołowrót.
Poszliśmy za jej przykładem.
Chwilę potem byliśmy już na peronie i biegliśmy na jego drugi koniec. Obejrzałem się i zobaczyłem w oddali bandziorów, którzy mimo dystansu nie rezygnowali z pościgu. Noor zatrzymała się, oparła dłoń na posadzce, po czym zeskoczyła na tory i krzyknęła, żebyśmy robili to, co ona. Wrzeszczała coś o trzeciej szynie, ale komunikat z głośników skutecznie wszystko zagłuszył.
Nie pozostało nam nic innego, jak tylko pobiec za Noor.
– Pozabijacie się! – krzyknął ktoś do nas.
Byłem skłonny się zgodzić, ale w tym momencie wydawało się to mniejszym złem.
Biegliśmy szybko przez tory, potykając się o ukryte kanały i ciemne szyny, kiedy przyszło mi do głowy, że Noor niewątpliwie już to robiła. Znała miasto jak własną kieszeń. Ktoś, kogo tak trudno było złapać, musiał mieć ogromne doświadczenie w ucieczce. Ciekawiło mnie, dlaczego i przed czym uciekała. Na widok nadjeżdżającego pociągu zacząłem się zastanawiać, czy jeszcze zdołam ją o to zapytać.
Pociąg pędził niepokojąco blisko, kiedy Hugh i ja mijaliśmy ostatni tor. Wiatr i hałas wzmagały się z sekundy na sekundę. Bronwyn i Noor pomogły nam wejść na przeciwny peron, tuż zanim minęły nas rozpędzone wagony. Pisk hamulców przypominał wycie potwora z piekła rodem.
Pociąg uwolnił pasażerów i odniosłem wrażenie, że na peronie nagle znalazło się tysiąc osób. Udało się nam przepchnąć do prawie pustego wagonu i przykucnęliśmy na podłodze, żeby nie było nas widać. Po chwili drzwi się zasunęły.
– Ojej. – Bronwyn wydawała się zaniepokojona. – Mam nadzieję, że jedzie we właściwym kierunku...
Noor zapytała, dokąd mamy jechać, a gdy usłyszała odpowiedź Bronwyn, uniosła brwi.
– Dziwne – mruknęła. – To tylko jedna stacja stąd.
To było zdumiewające. Z całej naszej czwórki najsłabiej orientowała się w sytuacji, ale jej pewność siebie oraz spokój stały się naszą siłą napędową.
Z głośników ponownie ryknął komunikat i pociąg ruszył.
– Jak mnie znaleźliście? – zwróciłem się do Bronwyn i Hugh.
– Emma się domyśliła, co knujesz. Tyle o niej gadałeś... – Hugh wskazał głową Noor. – Przy okazji, miło cię oficjalnie poznać. Jestem Hugh. – Wyciągnął rękę i uścisnął dłoń Noor.
– Potem było już z górki – dodała Bronwyn. – No i pomógł nam pies. Pamiętasz Addisona?
Skinąłem głową.
– Ludzie z pantransportikum Sharona wytropili cię w Nowym Jorku, a dzięki nosowi Addisona udało się zlokalizować cię w podziemiach targowych – wtrącił Hugh. – Dalej jednak pies nie chciał iść.
„Kochany piesek” – pomyślałem. Już nie byłem w stanie zliczyć, ile razy ryzykował dla nas życie.
– Tam bez trudu cię znaleźliśmy – oświadczyła Bronwyn. – Szliśmy za wrzaskami.
– Pani Peregrine was przysłała? – zapytałem.
– Nie – odparł Hugh. – Nic o tym nie wie.