Siódma ofiara. Aleksandra Marinina

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Siódma ofiara - Aleksandra Marinina страница 13

Siódma ofiara - Aleksandra Marinina

Скачать книгу

i zdrowy. Reszta też na razie się trzyma. Pamiętasz Tamarkę?

      – Oczywiście. – Siergiej się uśmiechnął.

      – No tak – stwierdził Wieniamin z przekąsem. – Kto, jeśli nie ty, miałby ją pamiętać? Odebrałeś jej przecież prawa rodzicielskie.

      – Nie ja, ale sąd – poprawił wywiadowca.

      – Ojej, daruj sobie, znamy te wasze sądy. Gdybyś na nią nie doniósł, żaden sąd nie miałby nic do gadania.

      – Racja. A tobie ta sprawa wciąż leży na wątrobie? Jesteś niezadowolony?

      – Gdzie tam. – Usta Wieńki rozciągnęły się w wymuszonym uśmiechu, odsłaniając zepsute zęby. – Gdy dzieciak kręci się pod nogami, trzeba się pilnować. A jak chata jest wolna, można robić, co się chce.

      – No a Tamarka? Tęskni do córeczki?

      – Tamarka? – Brityj parsknął śmiechem. – Wspomina ją tylko wtedy, gdy chce kogoś zmiękczyć. Jaka to jest nieszczęśliwa, pozbawiona radości macierzyństwa, odsunięta od rodzonego dziecka. No i podczas różnych świąt, gdy rodzina podrzuca jej pieniądze. „Niech mi płacą – mówi – bo odbiorę im dziecko”. Wczoraj miała akurat urodziny, zabawa była na medal.

      – Dużo was przyszło? – zainteresował się Zarubin wyłącznie dla podtrzymania rozmowy, myśląc o czym innym.

      – Czy ja wiem? Niech no policzę. – Polnikow zmarszczył czoło i zaczął zginać palce. – Ja z Tamarką to dwa. Jej gach – trzy… Tak… Tak… Plus jeszcze troje, razem wychodzi sześcioro. Czekaliśmy też na Nadkę, ale ona, zdzira, nie przyszła. Widocznie pogardziła.

      – Jaka Nadka? – zapytał Zarubin czujnie.

      – No Nadka Tancerka. Nie pamiętasz? Taka mała, chuda jak patyk, nie ma na czym oka zawiesić. Z baletu.

      Zarubin przypomniał sobie Nadkę Tancerkę. Słyszał o niej, jeszcze gdy pracował w tutejszym komisariacie, ale nie znał jej bliżej. Nie przyszła na urodziny kumpeli, gdzie mogła za darmo się napić i najeść… Bardzo ciekawe.

      – A dlaczego nie przyszła? – zapytał, nie kryjąc zainteresowania. – Może nie wiedziała o imprezie? Albo zapomniała i nikt jej nie przypomniał?

      – Ona by zapomniała? –prychnął Wieniamin pogardliwie. – Wczoraj spotkałem ją w tym samym zaułku i powiedziałem o urodzinach Tamarki. Zapomniała! Puknij się w głowę, człowieku.

      – No dobrze, powiedziałeś jej. A ona co na to?

      – Zawahała się, potem mówi: „Przyjdę”.

      – Była sama?

      – Samiuteńka.

      – A co robiła, gdy ją spotkałeś?

      – Boże, to samo, co zawsze. Zbierała butelki.

      – Tak, wyszło nieładnie. – Zarubin pokręcił głową. – Dostać zaproszenie na urodziny przyjaciółki i nie przyjść to rzeczywiście świństwo.

      – No właśnie! A co ja mówię? Zdzira i tyle.

      – Chwileczkę, Wienia, nie śpiesz się z oceną. Może miała jakiś ważny powód, a ty od razu odsądzasz ją od czci i wiary. Jak wytłumaczyła, że nie przyszła do Tamarki?

      – Nijak. – Brityj się uniósł. – Od tamtej pory w ogóle jej nie widziałem.

      – No to może byś do niej zajrzał? Nie rozumiem cię, Wienia – oznajmił Siergiej surowo. – Twoja znajoma, powiedziałbym nawet, że przyjaciółka, obiecała przyjść na urodziny i nie przyszła. A ty nawet się nie zainteresowałeś, co się stało. Może zachorowała, leży i nie może wstać? Czeka, aż ty, jej przyjaciel, zaniepokoisz się, zaczniesz jej szukać, odwiedzisz, kupisz lekarstwa albo wezwiesz lekarza. A ty włóczysz się po ulicach i nazywasz ją zdzirą. Brzydko, Wienia. Mężczyźni tak nie postępują. A zwłaszcza przyjaciele.

      Zarubin znał słabą stronę Polnikowa. Kiedyś był nauczycielem, zawsze wszystkich pouczał, żądał od znajomych, by przestrzegali kodeksu honorowego, w którym na pierwszym miejscu znajdowały się przyjaźń oraz wzajemna pomoc i wsparcie. Obecnie Wieniamin zbliża się do pięćdziesiątki, ze dwadzieścia lat nie pracuje w szkole, ale mimo dwudziestu lat nałogowego pijaństwa nie stracił pedagogicznych zapędów. Słowa detektywa sprawiły, że spoważniał.

      – Może naprawdę zachorowała… Przeważnie jest zdrowa jak mało kto, żadne choróbsko jej nie bierze. Racja, muszę pójść i zobaczyć.

      – Chcesz, to ci potowarzyszę. – zaproponował Zarubin. – I tak idę w tamtą stronę.

      Nie miał zielonego pojęcia, która ulica prowadzi do domu Nadki Tancerki, ale Brityj nie zwrócił na to uwagi. W końcu Zarubin nie powiedział, że nie zna Nadki, no a skoro ją zna, musi znać też jej adres, rzecz jasna.

      – Chodźmy. – Polnikow kiwnął głową. – W razie czego wezwiesz pogotowie, zgoda? Jesteś gliniarzem, ciebie posłuchają.

      Nie śpiesząc się, dotarli do zaułka Małyj Własjewskij i weszli na cuchnącą klatkę schodową. Mieszkanie Tancerki było na pierwszym piętrze. Na dzwonek nikt nie otworzył, na pukanie też nie.

      – No i proszę! – zawołał Brityj z urazą. – Nie ma jej nawet w domu, a ty mówisz, że zachorowała. Pewnie gdzieś się włóczy. Miałem rację, że to zdzira. Zawsze nią była. My jesteśmy prostymi ludźmi, a ona, cholera, pozuje na wielką baletnicę. Baletnica Greta z państwowego baletu. Zawsze zadzierała nosa, uważała się za kogoś lepszego. To dlatego nie przyszła do Tamarki.

      – Przyhamuj trochę – powstrzymał go Siergiej. – Przecież w ubiegłym roku była na jej urodzinach?

      – No tak.

      – A przedtem?

      – Też.

      – I zawsze brała udział w waszych zabawach?

      – Ma się rozumieć.

      – I zapraszała was do siebie?

      – Wiele razy. W sumie masz rację. Zawsze przychodziła. A wczoraj raptem nie przyszła…

      – No właśnie. Może czuje się tak źle, że nie może wstać. Są takie choroby, gdy człowiek jest przytomny, ale nie ma siły, żeby się podnieść z łóżka. Albo złamała nogę i nie może chodzić. Niewykluczone też, że straciła przytomność, a my tu stoimy i o niej dyskutujemy. Nie udawaj niewiniątka, Wienia, przecież dobrze wiem, że masz klucze do tego mieszkania. Wyjmij, nie wstydź się.

      – Zwariowałeś, szefie? – mruknął Brityj. – Skąd miałbym mieć klucze… Przecież ja nigdy…

      – No dalej, otwieraj. – Zarubin machnął ręką. – Pozwalam ci. Na moją odpowiedzialność.

      Siergiej, oczywiście, blefował w sprawie kluczy, ale świetnie znał charakter Wieniamina Polnikowa.

Скачать книгу