Siódma ofiara. Aleksandra Marinina

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Siódma ofiara - Aleksandra Marinina страница 14

Siódma ofiara - Aleksandra Marinina

Скачать книгу

powód może być tylko jeden: zadziera nosa, nie zadowala jej jego status społeczny.

      Skoro Brityj był kochankiem albo, posługując się językiem milicyjnych protokołów, konkubentem Nadki Tancerki, to na pewno potrafi otworzyć drzwi do jej mieszkania. Kluczem, którzy otrzymał od właścicielki, albo nożyczkami do paznokci – nie ma znaczenia. W tym przypadku były to nożyczki.

      – Nadia! – zawołał Polnikow, otwierając drzwi i wchodząc do przedpokoju. – Jesteś w domu?

      Mieszkanie było puste.

      – Włóczy się po mieście! – skonstatował Wieniamin ze złośliwym zadowoleniem. – Wiedziałem. Takie baby jak Nadka nigdy nie chorują. Wredna szkapa!

      Siergiej obszedł brudne i zaniedbane mieszkanie, Pprzyjrzał się meblom. Jego wzrok przyciągnęły leżące na podłodze jaskrawe reklamówki. Obok nich poniewierały się oderwane metki i paragony ze sklepu. Podniósł je i zaczął uważnie przeglądać. Nie udało mu się odczytać napisów na metkach, ale z paragonami łatwo sobie poradził. Chwilę później już wiedział, kiedy zostały wystawione, z jakich sklepów pochodzą i na jaką kwotę opiewają.

      – Zobacz no! – zawołał do Wieniamina, który, korzystając z okazji, przetrząsał półki, licząc na to, że znajdzie alkohol. – Nie dalej jak wczoraj twoja przyjaciółka nieźle się obłowiła.

      – Co mówisz? – Mężczyzna nie zrozumiał, bo jego uwagę pochłaniała zawartość szafek kuchennych.

      – Mówię, że twoja Nadia nakupiła sobie wczoraj ciuchów za prawie dziesięć tysięcy rubli.

      Polnikow przybiegł z kuchni, wytrzeszczając oczy.

      – Za ile?

      – Za dziesięć tysięcy.

      – Po staremu: dziesięć patoli, tak?

      – Zgadza się. Wygląda na to, że wasza znajoma jest bogata.

      – Co ty pleciesz? – Brityj się obruszył. – Ma śmieszną emeryturę i żadnych dodatkowych dochodów. Nawet telefon jej wyłączyli, bo od roku nie płaciła. Skąd by wzięła takie pieniądze?

      – Też chciałbym wiedzieć – powiedział Zarubin w zamyśleniu. – Skąd twoja Tancerka je ma? Trzeba będzie jej poszukać i zadać pytanie. Może kogoś okradła?

      – Dobre sobie. – Głos Wieniamina zabrzmiał mniej stanowczo. – Nadka nie jest złodziejką.

      – No to skąd wzięła pieniądze? Wytłumacz mi, Wienia, tylko jasno i przystępnie, skąd u biednej, nadużywającej alkoholu emerytki nagle pojawiła się duża kasa.

      Wieniamin wytężył szare komórki; chwilę później jego twarz się rozchmurzyła.

      – Na przykład od byłego męża albo bogatych krewnych!

      – To logiczne. – Zarubin kiwnął głową. – Nadka była mężatką?

      – Chyba nie…

      – Chyba czy na pewno?

      – Mówiła, że nie.

      – A co z bogatymi krewnymi?

      – Bo ja wiem? – odparł Brityj gniewnie. – Może są. Ale nie wspominała.

      W trakcie niedługiej, ale konstruktywnej dyskusji szybko się okazało, że Tancerka nie mogła się obłowić takim bajecznym sposobem. Właściwie tylko Zarubin doszedł do tego wniosku, ponieważ miał trzeźwy umysł. Brityj wciąż obstawał przy tym, że Nadka się nachapała i spotkało ją to, o czym w głębi duszy marzy każdy alkoholik, a właściwie każdy wykolejeniec. Pobyt na dnie okazał się tymczasowy i oto ona – podsunięta przez niebo pomocna dłoń, której można się chwycić i wypłynąć na powierzchnię.

      Zarubin pobieżnie przeszukał mieszkanie i znalazł dokumenty, z których wynikało, że właścicielką mieszkania jest Nadieżda Michajłowna Starostienko, Rosjanka, urodzona w 1956 roku w Siemipałatyńsku, niezamężna i bezdzietna. W pierwszej chwili chciał zabrać dowód osobisty, żeby pokazać zdjęcie Wani Żukowowi, ale szybko uznał, że to bezcelowe. Na zdjęciu Nadieżda Starostienko miała dwadzieścia pięć lat, teraz ma czterdzieści dwa i, jeśli sądzić z legitymacji emeryckiej, od sześciu czy siedmiu lat pije, w dodatku tak ostro, że niemal straciła ludzkie oblicze. Siedem lat temu przeszła na emeryturę. Jeśli wierzyć Polnikowowi, potem pracowała jeszcze na kolei, gdzie tak się rozpiła, że ją stamtąd wyrzucono.

      Znalazły się też, co prawda, późniejsze fotografie, ale grupowe – przedstawiały sceny z baletów; wszystkie twarze były drobne i z makijażem. W takich wypadkach niezbędna jest sama właścicielka, która, z dumą pokazując zdjęcie, mówi: „A tutaj dwunasta z prawej to ja w Śpiącej królewnie”. A i nie sposób stwierdzić, czym dwunasta baletnica różni się od jedenastej albo trzynastej, bo wszystkie mają jednakowe kostiumy, fryzury i twarze.

      OBRAZCOWA

      Tatiana robiła, co mogła, żeby ukryć niepokój. Nie dlatego, że próbowała, jak to się mówi, nie stracić twarzy. Nie chciała martwić męża i było jej żal Iroczki, krewnej, która nie grzeszyła odwagą i denerwowała się z byle powodu. Przez cały sobotni wieczór i niedzielny ranek Tatiana udawała, i to dość dobrze, że to, co się stało, jest tylko głupim żartem okraszonym sporą domieszką czarnego humoru. Stasow dał się nabrać na jej przedstawienie, ale Iroczka nie przestawała się martwić i potrafiła mówić tylko o plakacie.

      Jednakże w niedzielę po południu sytuacja zaczęła się zmieniać. Właśnie kończyli obiad, gdy zadzwoniła Nastia.

      – Zarubin ją znalazł – powiedziała.

      – No i?

      – Ustalił nazwisko i miejsce zamieszkania. Sama madame gdzieś się ukrywa.

      – Skąd pewność, że to ona? – W Tatianie obudziła się śledcza, która w takich sprawach nie zdaje się na intuicję. Śledczy muszą wiedzieć dokładnie, żeby wyciągać słuszne wnioski. – Jest jakieś zdjęcie, które można pokazać chłopcu?

      – Zdjęcia są bardzo stare, nie nadają się. Przynajmniej zdaniem Zarubina.

      – W takim razie skąd on wie, że to właśnie ona?

      – Wczoraj nie przyszła na urodziny przyjaciółki, mimo że była zaproszona i wszyscy na nią czekali. Dzisiaj też nikt jej nie widział. A w mieszkaniu są wyraźne ślady niespodziewanego bogactwa. Paragony ze sklepu z wczorajszą datą, na kwotę niemal dziesięciu tysięcy rubli. Madame była kiedyś baletnicą, jest niewysoka i drobna. Właśnie tak ją opisał Żukow. Poza tym z dość wiarygodnych źródeł wiadomo, że wczoraj o interesującej nas porze włóczyła się po zaułku Bolszoj Nikołopieskowskij, całkiem niedaleko Nowego Arbatu. A zatem nie ma alibi.

      – Jasne – mruknęła Tatiana. – No cóż, zaczekamy. Informuj mnie na bieżąco.

      Pomogła Iroczce sprzątnąć ze stołu, po czym ubrała synka, wsadziła go do wózka i zabrała na spacer. Niepokój narastał; ruch był jedynym sposobem, żeby choć trochę się

Скачать книгу