Kroków siedem do końca. Piotr Lipiński

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Kroków siedem do końca - Piotr Lipiński страница 9

Автор:
Серия:
Издательство:
Kroków siedem do końca - Piotr Lipiński Reportaż

Скачать книгу

widać. Dla pełnej konspiracji minęli budynek i po kilku minutach spaceru doszli do rzeki Izary. Odnaleźli zarośniętą dzikim winem furtkę i weszli do ogrodu. Ruszyli krętą ścieżką między skałami na spadzistym, zakrzewionym stoku. Dotarli do tylnego wejścia budynku.

      „Artur” zapewne z ciekawością słuchał opowieści Kuligowskiego o kompletowaniu personelu Delegatury. To zastępca Maciołka wynajdywał chętnych, ale Amerykanie byli tak podejrzliwi, że każdego kandydata sprawdzali wykrywaczem kłamstw.

      Na drugim piętrze pałacyku urządzono laboratorium, w którym fałszowano dokumenty. Kilka dni później kierujący tym działem Michał Sulima przepytał „Artura” w kwestii przeróżnych polskich papierów, na przykład o to, jak wpisuje się do książeczek wojskowych nowe adresy meldunkowe czy jak często należy podstemplowywać legitymację Zarządu Energetyki – co miesiąc, co kwartał czy co rok. Każdy spreparowany dokument opatrywano legendą. Spisywano nazwiska kierowników w instytucjach, których dokumenty podrabiano. Notowano, ile zarabia osoba, na którą wystawiano sfałszowany dokument, a nawet, czy pobory otrzymuje z góry czy z dołu. Ustalano, czy osoba z takim dokumentem może jeździć na krajowe delegacje służbowe, czy korzysta z darmowych biletów kolejowych albo czy instytucja, w której jest zatrudniona, dysponuje swoimi ośrodkami wczasowymi. „Artura” pytano o ceny w restauracjach w Nowej Hucie i adresy stołówek pracowniczych.

      To wszystko jednak później, gdy dopuszczono go do szerszego składu Delegatury.

      Teraz celem „Artura” było pierwsze piętro. Tutaj pracowało kierownictwo Delegatury. Kurier miał wreszcie zobaczyć Józefa Maciołka, który właśnie wrócił z podróży do Londynu.

      Główne polecenie przekazane „Arturowi” przed wyjazdem brzmiało: ruszasz tam jako emisariusz polskiego kierownictwa WiN, musisz zatem dokładnie powiedzieć, jak sytuację w kraju widzi podziemie, najważniejsze, to przedstawić Delegaturze i amerykańskiemu wywiadowi krajowy punkt widzenia.

      „Artur”, który wkuł przed wyjazdem wszystkie szczegóły, tłumaczył więc, że WiN to spadkobierca Armii Krajowej. Ale powstał oddolnie, a nie w rezultacie odgórnego rozkazu – i to już jest ważna różnica, którą nie każdy od razu dostrzega. To właśnie powinien zaakcentować: WiN zjednoczył tych AK-owców, którzy nie chcieli zaprzestać działalności po wejściu Sowietów. WiN dla Polaków stał się synonimem walki z ustrojem, jedyną dużą organizacją cieszącą się zaufaniem. Dorównał pod tym względem Armii Krajowej. Z WiN wiązali się ludzie o różnych przekonaniach – od skrajnej prawicy po byłych komunistów. Łączyła ich nienawiść do nowych, wschodnich okupantów.

      To wszystko było oczywiste dla pułkownika Maciołka. Pamiętał przecież, jak i dlaczego powstała organizacja. Ale należało to jasno powtórzyć, aby wyeliminować ewentualne wątpliwości Delegatury, że WiN w kraju zmienił swoje oblicze. Po tym wstępie pojawiały się coraz ważniejsze informacje, związane z aktualną sytuacją.

      Wielu wyższych rangą WiN-owców rozpracował Urząd Bezpieczeństwa. Ich miejsce zajmowali nowi ludzie, z których niektórzy byli nawet zbyt młodzi, aby służyć w AK.

      „Artur” przypomniał największy cios, jaki WiN otrzymał niedługo po wyjeździe Józefa Maciołka, na przełomie 1947 i 1948 roku. Wówczas aresztowano komendanta Łukasza Cieplińskiego wraz z dowództwem i celnie uderzono w oddziały w terenie. Bez strat wyszły z tego tylko dwa na czternaście okręgów. W więzieniach znalazło się ponad dwa tysiące ludzi. Piątą część skazano na kary śmierci, resztę na dożywocia i długoletnie więzienia, z reguły przekraczające osiem lat.

      Zdawało się, że WiN ostatecznie rozbito.

      Pozostali WiN-owcy jednak tylko przyczaili się na kilka miesięcy. Po tym czasie odbudowywali organizację, lecz już w inny sposób. Poszczególne grupy nie nawiązywały bliskich kontaktów, bo nikt nie miał pewności, czy UB nie pozostawiło niektórych ludzi jako przynętę.

      W 1948 roku utworzono nowe kierownictwo WiN, czyli V Komendę. W dalszym ciągu rezygnowano z bliskich kontaktów między różnymi grupami, z obawy przed ubecką infiltracją. Głębsza niż wcześniej konspiracja miała chronić żołnierzy w razie wpadek. Mimo że w ubiegłym roku UB aresztowało kilkuset WiN-owców, tym razem nie naruszyło to trzonu zrzeszenia.

      „Artur” opowiadał, że zasadniczy cel organizacji jest zgodny z jej nazwą: walka o wolność człowieka i niezawisłość państwa. Wbrew kolejności to drugi cel był priorytetowy.

      Krajowa konspiracja popierała utrzymanie zachodniej granicy na Odrze i Nysie. Nie powoływała się jednak – tak jak komuniści – na propagandowe hasła o powrocie tych ziem do polskiej macierzy, ale uważała je za część rekompensaty za zbrodnie hitlerowskie i politykę międzynarodową wobec Polski po wojnie. Ponieważ ziemie te zasiedlali i zagospodarowywali polscy repatrianci ze Wschodu, powinny pozostać w polskich granicach. Z punktu widzenia polskiego podziemia dające się słyszeć w zachodnich Niemczech głosy kwestionujące powojenny przebieg granic były wysoce niekorzystne. WiN musi przecież zdobywać poparcie również wśród osadników na zachodzie Polski i żołnierzy Rokossowskiego. Zlekceważenie kwestii zachodniej granicy oznaczałoby propagandowe oddanie pola komunistom.

      Ludzie powinni wiedzieć, o co walczą. WiN opierał się na przekonaniu, że sprawy ekonomiczne i społeczno-wychowawcze w wolnej Polsce będą w pełni zgodne z zasadami chrześcijańskimi. Uznawał też, że znaczna część przeprowadzonych przez komunistów reform jest nieodwracalna. Jednak państwo powinno zagwarantować własność prywatną, zapewniać obywatelom równy start życiowy, prawo do nauki, pracy i opieki społecznej. Wszystkie te pryncypia Polacy mogliby odrzucić, ale tylko w drodze powszechnego głosowania.

      „Artur” przypominał, że podziemie musi walczyć o dusze rodaków. O wyrwanie ich z trujących doktryn komunizmu. Ale na razie, ze względu na szczupłość środków, udawało się prowadzić wojnę psychologiczną, tylko broniąc się, a nie odpowiadając atakami.

      W polityce personalnej kolejność pożądanych cech była taka: morale i charakter, dotychczasowe osiągnięcia, przygotowanie teoretyczne i praktyczne, szczególne uzdolnienia.

      Podziemie zamierzało być dla Polaków nie władzą zwierzchnią, a jedynie pomocnikiem w czasie walki. W 1947 roku, mimo że Polskie Stronnictwo Ludowe miało minimalne szanse na wygraną, to zostało wsparte potencjałem podziemia, jako jedyne stronnictwo stało bowiem na prawdziwie polskim gruncie.

      WiN za swojego największego sojusznika w walce z komunizmem uważał Kościół katolicki. Komuniści zdawali sobie z tego sprawę, co było widać podczas procesów politycznych.

      „Artur” meldował, że podziemie pracowało nad przyszłymi miejscami zrzutów, gromadziło broń i medykamenty w magazynach. Przygotowywało specjalistów do pracy przy radiostacjach oraz w zakresie dywersji i rozpoznania.

      Każdy nowy członek konspiracji, zanim został do niej przyjęty, był rozpracowywany. Jako przykrywki do kontaktów używano instytucji i organizacji reżimowych. Niektóre komórki były dublowane – w razie zagrożenia zamrażało się jedną i uruchamiało drugą.

      Odzyskanie niepodległości zależało oczywiście głównie od sytuacji międzynarodowej. Od zachodnich aliantów, a przede wszystkim od Stanów Zjednoczonych.

      Polacy w miarę swoich możliwości chcieli wziąć udział w przyszłej wojnie. Ale już teraz trzeba było pilnować polityki zagranicznej. Hamować zapędy zachodnich polityków, składających zachodnim Niemcom niebezpieczne dla Polski obietnice oparte na sugestiach, że sprawa granicy nie

Скачать книгу