Gambit królowej. Уолтер Тевис

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Gambit królowej - Уолтер Тевис страница 8

Gambit królowej - Уолтер Тевис Poza serią

Скачать книгу

że możesz zagrać z nami dwoma – powiedział.

      – Naraz?

      Kiwnął głową.

      Ustawili dla niej skrzynkę po mleku między dwiema szachownicami. Na obu grała białymi i na obu zagrała e4.

      Pan Shaibel odpowiedział obroną sycylijską; pan Ganz zagrał pionem na e5.

      Bez trudu wygrała obie partie. Pan Ganz ustawił bierki i zaczęli od nowa. Tym razem na obu szachownicach wyszła pionem na d4, a następnie na c4 – gambit hetmański. Była całkowicie rozluźniona, niemal jak we śnie. Około północy zażyła siedem tabletek uspokajających i jeszcze nie całkiem otrząsnęła się z ich działania.

      Mniej więcej w połowie gry, wpatrzona w obsypane różowymi kwiatami krzaki za oknem, usłyszała głos pana Ganza:

      – Beth, zagrałem gońcem na f5.

      – Skoczek e5 – odpowiedziała sennie. Krzew zdawał się płonąć w wiosennym słońcu.

      – Goniec b4 – powiedział pan Ganz.

      – Hetman d4 – odparła, nie odwracając wzroku od okna.

      – Skoczek c3 – burknął pan Shaibel.

      – Goniec g5 – powiedziała, wpatrując się w różowe kwiaty.

      – Pion b5. – Głos pana Ganza zabrzmiał dziwnie miękko.

      – Hetman h4, szach.

      Pan Ganz gwałtownie nabrał tchu.

      – Król g8 – powiedział po chwili.

      – Szach mat w trzech ruchach – ostrzegła Beth, nie patrząc w jego stronę. – Najpierw szach skoczkiem. Król ma dwa czarne pola, na których zaszachuje go goniec. Potem mat skoczkiem.

      Pan Ganz wolno wypuścił powietrze.

      – Jezu Chryste!

      Rozdział 2

      W niedzielę po południu pan Fergussen wywołał ją z seansu filmowego i zaprowadził do gabinetu pani Deardorff. Oglądali Jak się zachowywać przy kolacji, o manierach przy stole, więc nie miała czego żałować. Ale była przestraszona. Czyżby odkryli, że nie chodzi na nabożeństwa? Albo że zbiera tabletki? Kiedy pan Fergussen, w białych spodniach i takim samym T-shircie, prowadził ją długim korytarzem, miała miękkie kolana. Jej niezgrabne brązowe buciki skrzypiały na popękanym zielonym linoleum, ostre światło jarzeniówek raziło ją w oczy. Poprzedniego dnia miała urodziny, lecz nikt tego nie zauważył. Pan Fergussen szedł żwawym krokiem i jak zwykle nie miał nic do powiedzenia. Zatrzymał się przed drzwiami z matową szybą i tabliczką „Helen Deardorff – dyrektor”. Beth przekręciła gałkę i weszła do środka.

      Sekretarka w białej bluzce skierowała ją prosto do gabinetu. Powiedziała, że pani Deardorff na nią czeka. Beth pchnęła ciężkie drewniane drzwi i weszła. W czerwonym fotelu siedział pan Ganz, ubrany w brązowy garnitur. Pani Deardorff urzędowała za biurkiem. Spojrzała na Beth znad okularów w szylkretowej oprawie. Pan Ganz, uśmiechając się z zakłopotaniem, podźwignął się z fotela, ale zaraz znów na niego opadł.

      – Elizabeth – powiedziała pani Deardorff.

      Beth zamknęła za sobą drzwi i stanęła kilka kroków od nich, patrząc na dyrektorkę.

      – Elizabeth, pan Ganz mówi, że masz… – pani Deardorff poprawiła okulary – …talent. – Zerknęła na Beth, jakby oczekiwała, że zaprzeczy. Kiedy to się nie stało, przeszła do sedna. – Zwrócił się do nas z niezwykłą prośbą. Chciałby, żebyś pojechała do liceum w… – Spojrzała na pana Ganza.

      – W czwartek – pospieszył jej z pomocą.

      – W czwartek. Po południu. Utrzymuje, że jesteś fenomenalną szachistką. Chciałby, żebyś zagrała w klubie szachowym.

      Beth milczała. Wciąż czuła strach.

      Pan Ganz odchrząknął.

      – Mamy dwunastu członków i chciałbym, żebyś z nimi zagrała.

      – Co ty na to? – spytała pani Deardorff. – Chciałabyś? Możemy to zorganizować jako wycieczkę edukacyjną. – Posłała panu Ganzowi posępny uśmiech. – Staramy się zapewnić naszym dziewczynkom okazje do wychodzenia do miasta.

      Dla Beth była to kompletna nowość, nigdy nie słyszała, żeby ktoś gdzieś wychodził.

      – Tak – odpowiedziała. – Chciałabym.

      – Dobrze – zgodziła się pani Deardorff. – W takim razie to uzgodnione. Pan Ganz przyjedzie po ciebie w czwartek po obiedzie z jedną z uczennic liceum.

      Pan Ganz wstał z fotela. Beth chciała wyjść razem z nim, ale pani Deardorff ją powstrzymała.

      – Elizabeth – zaczęła, kiedy zostały same. – Pan Ganz poinformował mnie, że grywasz w szachy z naszym woźnym.

      Beth nie wiedziała, co odpowiedzieć.

      – Z panem Shaibelem.

      – Tak, proszę pani.

      – To niezgodne z regulaminem. Chodziłaś do piwnicy?

      Przez chwilę zastanawiała się, czy nie skłamać. Ale pani Deardorff bez trudu dowiedziałaby się prawdy.

      – Tak, proszę pani – powtórzyła.

      Spodziewała się wybuchu gniewu, lecz dyrektorka była zaskakująco spokojna.

      – To niedopuszczalne, Elizabeth – powiedziała. – Methuen wspiera rozwijanie talentów, ale nie możemy pozwolić, żebyś grała w szachy w piwnicy.

      Beth ścisnął się żołądek.

      – Zdaje się, że mamy komplet szachów w szafie z grami. Poproszę pana Fergussena, żeby go poszukał.

      W sekretariacie zadzwonił telefon i na aparacie na biurku zaświeciła się lampka.

      – To już wszystko, Elizabeth. Kiedy będziesz w liceum, pamiętaj o manierach. I nie zapomnij wyczyścić paznokci.

      W komiksach z serii „Major Hoople” tytułowy bohater należał do Klubu Puchaczy. Było to miejsce, gdzie mężczyźni siedzieli w wielkich starych fotelach, popijali piwo i rozmawiali o prezydencie Eisenhowerze i o tym, ile ich żony wydają na kapelusze. Major Hoople miał wielki brzuch, jak pan Shaibel, a kiedy był w klubie z ciemną butelką piwa w ręku, słowa wydobywały się z jego ust razem z małymi bąbelkami. W dymku nad nimi mówił „ehem” i „zaiste!”. To właśnie był „klub”. Przypominał czytelnię biblioteki w Methuen. Może w takim pomieszczeniu zagra z dwunastoma osobami.

      Nie powiedziała nikomu. Nawet Jolene. Leżała w ciemności i rozmyślała o tym z dreszczem radosnego oczekiwania. Czy zdoła rozegrać tyle partii?

Скачать книгу