Krew Imperium. Brian McClellan

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Krew Imperium - Brian McClellan страница 34

Krew Imperium - Brian McClellan Bogowie Krwi i Prochu

Скачать книгу

style="font-size:15px;">      – Bo najwyraźniej nie jest idiotką! – warknął w odpowiedzi. – Bojownicy o wolność nie żyją długo, jeśli nie potrafią utrzymać się o krok przed lokalnymi władzami. Prawdopodobnie ma w Jamie tyle samo oczu i uszu, co i wy. – Wiedział, że tak jest i że jest przy tym bardzo bystra. Ka-poel zostawiła wszystko w rękach swojej najlepszej agentki.

      – Co zatem z tym zrobimy? – chciał wiedzieć Couhila.

      Michel z szacunkiem skinął głową.

      – To są naprawdę świetne narzędzia – wskazał wyposażenie biura – ale musimy ich mądrzej używać. Brannon Bay nie ma takiego gniazda szczurów jak Ognista Jama, ale mamy slumsy. Jedyny sposób, by kogoś wykurzyć, to metodyczna praca. – Dla podkreślenia dźgnął palcem w punkt na mapie przedstawiający południowo-wschodni róg Jamy, a następnie kolejny, i kolejny, przesuwając się od krawędzi w stronę środka. – Weźmiemy się za wszystkich, którzy coś wiedzą. Zaczniemy rozdawać pieniądze i groźby, i wszędzie, gdzie tylko pójdziemy, będziemy budować siatkę informatorów.

      Dahre podniósł swój cynowy kubek, upił z niego i odezwał się po raz pierwszy od chwili, gdy przedstawił wszystkich sobie nawzajem.

      – To, em… bardzo ambitne.

      Michel wzruszył ramionami.

      – Pracowałem dla starych wyg wśród łapaczy i ich bardzo bogatych klientów. Powiedziałeś, że pieniądze nie stanowią problemu, więc…

      – W ramach rozsądku – wszedł mu w słowo Dahre.

      – W ramach rozsądku – zgodził się Michel. – Nie możemy prowadzić takiej akcji przy ograniczonych środkach, ale bazując na tym, co już tu zrobiliście, myślę, że możemy to zrobić bez popadania w przesadę. Kilku więcej rzezimieszków plus pięćdziesiąt tysięcy krana na łapówki…

      Znowu mu przerwano, tym razem zrobiła to Devin-Mezi, wybuchając głośnym śmiechem.

      – Pięćdziesiąt tysięcy na głowę? Co, planujesz wziąć działkę z każdej łapówki?

      – Łącznie – warknął Michel. – Rozprowadź po Jamie pięćdziesiąt tysięcy, a wystarczy odrobina pomyślunku i raz-dwa dopadniemy tej całej bojowniczki.

      Zerknął na Ichtracię, która stała przy drzwiach, z rękoma w kieszeniach bacznie obserwowała całą grupę. Nabrała już nieco pewności siebie przy Palo, ale Michel wciąż widział cień niepokoju w jej oczach, napięcie mięśni w całym ciele, jakby szykowała się do walki bądź do ucieczki.

      – Słuchaj – zwrócił się do Devin-Mezi – jeśli chcesz ścigać duchy, nie mam nic przeciwko. Ja dostaję wypłatę co tydzień. Ale premia za znalezienie zbiega jest tym większa, im szybciej wykonam zadanie, i tak właśnie należy się do tego zabrać. Albo ja podziękuję.

      Dahre wstał pospiesznie, odchrząkując przy tym.

      – Nie, nie! – zaoponował. – Nie ma potrzeby odchodzić. Podoba mi się ten plan. Może właśnie potrzebujemy właściwej metody, żeby znaleźć tę sucz i wrócić do uspokajania nastrojów w Jamie.

      Devin-Mezi patrzyła na Michela, krzywiąc się z odrazą. Couhila sprawiał wrażenie zadowolonego. Michel zauważył, że stary sierżant nie przepadał za młodą aktywistką. Mógł wykorzystać tę wiedzę.

      – Dobrze. Wspomniałeś o katakumbach. Są zaznaczone na mapie? – zapytał.

      – Na tyle, na ile nam się je udało zaznaczyć. W trakcie poszukiwań Czarnych Kapeluszy przeczesano tysiące mil korytarzy, więc teraz znamy je nieco lepiej niż wcześniej, ale wciąż jest jeszcze wiele nieznanych miejsc. – Dahre podszedł do mapy, spoglądając na nią spod przymrużonych powiek. – Prawdę powiedziawszy, większość Palo żyjących zgodnie z tradycjami obawia się tego miejsca. Same przesądy i inne takie brednie. Mama może się tam ukrywać, ale w katakumbach pełno jest zapadlisk, pułapek, trujących wyziewów i naprawdę łatwo tam się zgubić. Założę się o zarobki z przyszłego tygodnia, że jest gdzieś tutaj, w Jamie.

      Michel zaczął kręcić przecząco głową jeszcze w trakcie wypowiedzi Dahrego. Zgadzał się z brygadzistą, ale też nie chciał, by naprawdę złapali Mamę Palo. Potrzebował jedynie, by się do niej zbliżyli na tyle, by potem mógł odnaleźć ją same. Nie było więc nic złego w zaciemnieniu sytuacji odrobinę.

      – Z całym szacunkiem, nie zgadzam się. Niebezpieczeństwo może niektórych z nas powstrzymać przed zejściem do katakumb, ale nie bojowniczkę o wolność. Całe jej życie to jedno pasmo niebezpieczeństw. Perspektywa zgubienia się w podziemiach jej nie odstraszy. Musimy zajrzeć pod każdy kamień i do każdego tunelu. Jeśli będziesz miał dodatkowych ludzi, to nawet zorganizować regularne przeczesywanie korytarzy.

      Dahre zmarszczył brwi i przytaknął z oporem.

      Michel jeszcze przez chwilę przyglądał się mapie.

      – Zaczniemy tu – oznajmił, pokazując miejsce położone w niewielkiej odległości od kamieniołomu. – I zaczniemy od przeczesania terenu. Niewielkie łapówki, obietnice pracy i przyszłego bogactwa. A potem podejmiemy szybkie działania na podstawie zebranych tu informacji. Błyskawicznie wpadamy i bierzemy, co trzeba, w ten sposób może uda nam się pochwycić jednego z poruczników albo kogoś, kto będzie wiedział coś więcej na temat miejsca pobytu Mamy Palo.

      – Taką technikę stosowały Czarne Kapelusze – stwierdził Couhila. Z jego tonu wynikało raczej, że chciał okazać się pomocny, ale po tych słowach na twarzach tropicieli pojawiły się gniewne grymasy.

      Michel splunął na podłogę i też skrzywił się z odrazą.

      – Niestety tak. Ci gnoje są dobrzy w takich działaniach.

      – Nie podoba mi się wykorzystywanie ich metod – odezwał się Palo ubrany jak bruduński kupiec.

      – A myślisz, że to Czarne Kapelusze to wymyśliły? – Michel zwrócił się doń napastliwie. – Nie. Od tysięcy lat tak się prowadzi poszukiwania. Jeśli chcesz z tego zrobić kwestię polityczną, proszę uprzejmie, ale może po skończonej robocie. – Obrzucił obecnych spojrzeniem spod ściągniętych brwi. Zauważył przy tym, że Dahre uśmiechał się kpiąco. Brygadzista doskonale wiedział, co Michel robi, i najwyraźniej to aprobował.

      Jakżeby inaczej, to była kolejna robota, którą musiał wykonać.

      – No dobra, zaczynajmy – rzucił Michel. – Jama ma dwadzieścia poziomów, tak? Wy dwoje zacznijcie od najwyższych. Wy troje po prostu od kolejnych poniżej. A wy troje zajmiecie się tymi przy dnie. Ja i Avenya obskoczymy resztę. Pamiętajcie, że nie próbujemy nikogo pochwycić, nie od razu. Teraz zadajemy pytania, puszczamy w obieg trochę monet. Może kilka dynizyjskich bonów na racje. Jeśli na cokolwiek traficie, zameldujecie mnie i Dahremu.

      Tropiciele zaczęli się rozchodzić. Michel poczekał, aż większość opuści biuro, i podszedł do Dahrego.

      – Przepraszam, że tak się panoszę – powiedział cicho. – Nie chciałem w żadnym razie nastąpić ci na odcisk.

      Uprzejmy i miły. To najlepszy sposób, żeby zinfiltrować przeciwnika. Dahre

Скачать книгу