Chamstwo. Kacper Pobłocki
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Chamstwo - Kacper Pobłocki страница 13
Życia nie da się okupić, bo jest bezcenne. A jednak takie wycenianie stało się codzienną praktyką i podstawą ludzkiej gospodarki. Stąd idea żywego towaru – sprzeczność będąca podwaliną niewolnictwa, zarówno antycznego, jak i nowożytnego. Sprzeczność, której nie da się rozwiązać i z którą pańszczyźniacy musieli jakoś się ułożyć.
Idea główszczyzny, czyli okupu za ludzką głowę, której sprzeciwiał się Frycz, ma antyczne korzenie, a jednocześnie prowadzi nas ku współczesności. Słowo kapitał też spokrewnione jest z bydłem. Łacińskie capitālis powstało od rzeczownika caput. Caput oznacza głowę, capitālis to coś związanego z głową. Stąd wywodzi się angielskie cattle oznaczające bydło oraz słowo oznaczające własność ruchomą, czyli chattel. W średniowiecznej Europie właśnie formy capitālis zaczęto używać w transakcjach, w których handlowano bydłem, liczonym na głowy. Nowożytne niewolnictwo często określano z kolei mianem chattel slavery. O niewolnikach, podobnie jak o bydle, mówiono więc jako o abstrakcyjnych „głowach”, odzierając ich w ten sposób z indywidualności. Głowa oderwana od ciała, czy to symbolicznie, czy faktycznie, staje się przedmiotem. Człowiek człowiekowi nierówny, dlatego ludzkiego życia nie da się wyrazić za pomocą pieniądza. Ale taka głowa stanowi jedynie wyraz abstrakcyjnej wartości – bogactwa tego, kto został jej właścicielem151.
W Polszcze, gdy mówiono o żywym towarze, używano jeszcze innego słowa: dusze. Mam tyle a tyle dusz, mówił pan, chwaląc się swoim majątkiem. Nie mówił, że ma tyle a tyle osób z krwi i kości, które mają takie a takie cechy. Że ma mężczyznę o takim a takim imieniu, który jest wysoki albo niski, który lubi to czy tamto, który ma taką a taką żonę, albo takie czy inne dzieci. Mówił o swoim kapitale, o swoim inwentarzu, o oddychających maszynach do roboty, o żywym towarze, którego wartość wynikała wyłącznie z jego liczby: im więcej dusz, tym większe bogactwo.
A im większe bogactwo, tym większy pan.
Pawlikowski: „Praca czyni człowieka […] bogatym, szczęśliwym. Praca bez czasu jest jak rzeka płynąca bez swego koryta”152. Kto chce być sprawnym, folguj czasowi, darmo go nie puszczaj, radził Gostomski. Czas to pieniądz.
Dlaczego w świecie folwarcznym z takim namaszczeniem traktowano czas? Po pierwsze dlatego, że w społeczeństwie praktycznie niezmechanizowanym całe bogactwo pochodziło z wysiłku ludzkich rąk. Bez umiejętnego nimi zarządzania nie było intraty, zysku. Po drugie dlatego, że na folwarkach pracowano nie tylko za darmo, ale też za pieniądze. Jak pisał badacz gospodarki Polszczy, „czysto pańszczyźniane gospodarstwa dworskie były nadzwyczaj rzadkie”153. Niektóre folwarki, zwłaszcza na początku swojego rozwoju, zatrudniały niewolną czeladź. Większość jednak musiała się posiłkować najemną siłą roboczą. Do sprawnego przeprowadzenia żniw brakowało zwykle między trzydzieści sześć a czterdzieści jeden procent dniówek154. Pan nie miał innego wyjścia, jak za nie zapłacić.
Zwykle myśli się o folwarku wyłącznie przez pryzmat pracy pańszczyźnianej – stąd pojęcie „ustroju folwarczno-pańszczyźnianego”, które sugeruje, że folwark i pańszczyzna stanowiły dwie strony jednej monety. Ale folwark zależny był zarówno od przymusowej, jak i wolnej siły roboczej.
Takie łączenie różnych reżimów pracy nie było wcale wyjątkiem, lecz regułą. Na przykład czarnoskórzy niewolnicy na amerykańskim Południu zbierali bawełnę, którą potem przetwarzały białe robotnice w fabrykach tekstylnych Północy czy w zakładach brytyjskich. Obie grupy były ze sobą powiązane nicią coraz to silniej zglobalizowanej gospodarki. Brytyjska i amerykańska rewolucja przemysłowa nie wydarzyłyby się bez niewolnictwa. Brytyjczykom udało się zalać tanimi tekstyliami cały świat, a przez to wzbić się na szczyty globalnej dominacji, bo dzięki wykorzystaniu darmowej siły roboczej amerykańskich niewolników obniżono koszty produkcji bawełny do zupełnego minimum155.
Praca wolna i niewolna nie są swoimi przeciwieństwami, lecz się wzajemnie dopełniają. Nie można też powiedzieć, że są przypisane do poszczególnych okresów historycznych. O starożytności często myślimy przez pryzmat niewolników, ale w Imperium Rzymskim na przykład stanowili oni raptem dziesięć procent populacji156. To wolni chłopi i wolni rzemieślnicy wytwarzali większość dóbr157. Byli też pracownicy najemni – zatrudnieni w armii, gdzie narodziła się instytucja pracy zarobkowej. Pierwsza grupa pracowników najemnych na średniowiecznych ziemiach polskich to też wojskowi: drużyna Mieszka I, której książę płacił islamskim srebrem za usługi polowania na niewolników158. Obok pracowników najemnych żyli wówczas i niewolnicy w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale przytłaczającą większość populacji w czasach piastowskich stanowili wolni chłopi.
O współczesności z kolei myślimy przez pryzmat pracy najemnej, która faktycznie stała się najpopularniejszą formą utrzymania, ale jest ona o wiele mniej rozpowszechniona, niż się nam wydaje. We współczesnej Ameryce tylko połowa populacji utrzymuje się z pracy za pieniądze159. Co więcej, niewolnictwo sensu stricto wcale nie zniknęło. Szacuje się, że dziś na świecie jest czterdzieści milionów niewolników – większość z nich pracuje w przemyśle rolniczym czy wydobywczym oraz w usługach, na przykład na zmywaku, również w Polsce160. W USA z kolei obserwujemy powrót do niewoli penitencjarnej: więziennictwo zastąpiło niewolnictwo, a więźniów w Stanach jest obecnie dwa razy więcej, niż było niewolników u progu abolicji. Wykonują praktycznie darmową pracę; niektóre branże zupełnie zdominowali161. Cena niewolnika jest dziś najniższa w historii – na targach libijskich można go kupić za kilkaset dolarów.
Pańszczyzna, jak inne odmiany nowożytnej niewoli, zasadzała się na archaicznych instytucjach. Jednocześnie przejawiała wiele na wskroś współczesnych cech. Widać to zwłaszcza w tym, jak zarządzano wówczas pracą. Czas na pańszczyźnianej wsi nie płynął naturalnym nurtem, regulowanym przez cykle przyrody, pory roku. Wyznaczał go rytm folwarcznych zajęć. Praca na roli jest sezonowa, co oznacza, że rok dzieli się na okresy bardziej i mniej intensywnych robót. Dla dworu kluczowy był czas żniw, od których zależało wszystko – to wtedy zbierano plony całorocznego wysiłku. Żniwa wymagały zmobilizowania sporej siły roboczej. Do tego chłopi chcieli też żniwić na „własnych” (przydzielonych im przez pana) polach.
W ten sposób znalazło się w strukturze społecznej Polszczy miejsce dla ludzi luźnych: pracowników sezonowych, którzy najmowali się do doraźnych robót. Można ich uznać za trwały element ówczesnego krajobrazu; w niektórych regionach
149
A. Frycz Modrzewski,
150
Tamże, s. 90.
151
I. Baucom,
152
[J. Pawlikowski],
153
J. Rutkowski,
154
M. Kamler,
155
K. Pomeranz,
156
A. Maddison,
157
G. E. M. De Ste. Croix,
158
Opisuję to szczegółowo w:
159
Tamże, s. 272.
160
H. Walczyński,
161
Analizuję to szczegółowo w książce