Chamstwo. Kacper Pobłocki
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Chamstwo - Kacper Pobłocki страница 17
Dlatego jeśli okaleczano zwierzęta w pracy, to pewnie częściej robiono to umiejętnie i nieszkodliwie. Tak jak na przykład parobek Ignacy Drygas. Młody dziedzic w majątku, gdzie Drygas służył, chciał zabrać jego ulubione konie do podwody: „alem jakoś zawdy szczęśliwie się wykpił; raz jeden, to znów drugi niby na nogę kulał; a ja mu byłem między podkowę a kopyto wsadził kawał gwoździa, dlatego niby utykał – ale jak młody dziedzic zeszedł z oczu, tom wyjął i ani znaku nie było kulawizny”. Z historii tej przebija czułość, z jaką parobek traktował konia. Drygas sam zresztą o swojej miłości do zwierząt mówił: „Już bowiem z młodości miłe mi były te bydlątka [konie] najbardziej, boć to żeby jeno człowiek o nie dbał, to wdzięczne są człowiekowi i człowieka znają”205.
Czułość dla zwierząt zachowała się też i w następującym zwyczaju: „W różnych stronach Rzeczypospolitej składają życzenia nie tylko kichającym ludziom, ale i bydłu. Gdy koń parsknie, Kujawianie, smokając ustami, powiadają: »Zdrów!« w przekonaniu, iż to konia ochroni od choroby. I na ziemiach ruskich lud składa życzenia nie tylko kichającym ludziom, ale nawet zwierzętom, na przykład koniom”206.
Nie była to wcale sprawa błaha. Wierzono bowiem, że „przez kichnięcie obejmuje zły duch panowanie nad człowiekiem”. Innymi słowy, istota kichająca – czy to człowiek, czy bydlę – to ktoś, kto ma duszę. Ci, których życie jest niepewne, mogą w każdej chwili swoją duszę stracić: ktoś nagle weźmie ją w posiadanie. Kradzież duszy odbywała się w tych niepozornych momentach, gdy człowiek opuścił gardę. Dlatego upowszechniło się życzenie zdrowia kichającym – był to sposób obrony najsłabszych i najbardziej podatnych na zakusy złego. Etnograf: „Gdy dziecię w Chełmskiem kicha, żegnają mu otwarte usta, żeby w nie diabeł nie wleciał”. Mówiąc „na zdrowie”, ratowano od niechybnej śmierci. Sprawiano, że dusza się nie ulatniała, a diabeł nie miał czego zawłaszczyć. „O związku zachodzącym między kichaniem a wychodzeniem z człowieka duszy świadczy przysłowie polskie: »Dusza kichnie i wszystko ucichnie«”207.
Uważano też, że bydlęta jako jedne z nielicznych zwierząt „miały łaskę poznać zasady wiary chrześcijańskiej”, a gdy woły kładły się spać i sapały, postrzegano to jako rodzaj modlitwy. To właśnie stąd wzięło się przekonanie, że w Wigilię nie tyle zwierzęta w ogóle, ile właśnie bydło przemawia ludzkim głosem. „Pewien parobek w Wieluńskiem – pisze historyk – podsłuchać miał nawet, jak woły urządziły w noc wigilijną sąd nad swoim gospodarzem. Dwa z nich skarżyły się na złe traktowanie, bicie, głodzenie. Domagały się, aby zwrócić się ze skargą do Chrystusa, który tego dnia wysłuchuje jakoby wolich suplik, i prosić go, aby surowo ukarał gospodarza”208.
Przekonanie, że włościanie i zwierzęta dzielą los istot czujących, choć spętanych jarzmem niewoli, można nazwać ludowym humanizmem. Humanizmem, który nie stawia człowieka w centrum świata, który opiera się na rozpoznaniu, że nie tylko człowiek ma świadomość. Przekonanie to jest powszechne wśród społeczeństw współżyjących z innymi gatunkami, głęboko zakorzenionych w świecie przyrody209. Nie uznają one innych istot za gorsze lub pozbawione podmiotowości. Uważają, że również rośliny, a nawet minerały są obdarzone umiejętnością mowy, formułowania i komunikowania myśli210.
„Rzecz” w polszczyźnie pierwotnie odnosiła się do słowa. Mamy ślad tego w wyrazie „rzeczony” – czyli ten, o którym jest mowa211. W czasach nienaznaczonych instytucją niewolnictwa rzeczy miały głos. Miały podmiotowość. Dziś pozostało tylko odległe echo tych wyobrażeń, na przykład w sformułowaniu o złośliwości rzeczy martwych. Rzeczywistość utraciła swój ożywiony i wielogłosowy charakter.
Jednym z wyznaczników współczesności jest ugruntowanie przekonania, że materia dzieli się na ożywioną i nieożywioną; że świat biologiczny i świat geologiczny są rozłączne. Był to warunek konieczny nadejścia epoki paliw kopalnych, w której przeniesiono logikę reifikacji na sferę materii212. „Ropa naftowa – pisze historyczka o Ameryce Północnej – była postrzegana jako dosłowne zastępstwo niewolnej siły roboczej”213. W ten sposób wkroczono w nową rzeczywistość. Archaiczne znaczenie słowa „rzecz” zachowało się jeszcze w słowie „niedorzeczne” – i takie stało się przekonanie, że cały świat może się składać z czujących i myślących istot.
Ale nie dla klas ludowych, również poza Polszczą214. Jeszcze na początku XX wieku można było się natknąć – choć już na terenach oddalonych od ośrodków władzy – na propagatorów ludowego humanizmu, odrzucających logikę reifikacji. Tadeusz Seweryn: „Przypominam sobie, kiedy jako uczeń gimnazjalny w roku 1905 podczas wakacji w Jeleśni w powiecie żywieckim paliłem z kolegami ogień i łamiąc gałęzie świerków, znosiłem je na stos, przyszedł do nas pewien góral, młodym Lenertem zwany, ułomny, bo z trudnością zginał nogi w kolanach, i zapytał się, co my to mamy za potrzebę łamania żywych gałęzi.
– A tak ta z łaski na uciechę – odpowiedzieliśmy, jak się nam wydawało, żartobliwie.
– Na uciechę? Ej, chłopcy, raneści świata, przece to boli te smreki [świerki]!
– Jak je boli, to mogą płakać – próbowaliśmy się odciąć.
– Coby nie? Przidź tutok w nocy, posłuchoj, jaze hucy […], tak te smrecki narzykajom, a przidź tu za trzi dni, bedzies widzioł, jak z tyk ron, coś im robił, krew ciece.
– To nie krew, ino smoła (żywica) – odrzekliśmy, czując, że ten prosty góral chce nas zawstydzić.
– Smoła to je smrekowo krew, siedzi w ciele drzewa, a jak mu skóre ozerznies, to krew ciece”215.
Rozdział 3
Społeczna śmierć
Zamaskowani – Wyłączność – Dwie dusze – Zgniła atmosfera – Donosić – Radź se sam – Niedorzeczne – Zagęszczenie upiorów – Pomarł naprawdę
„Śmiało powiem – zauważał Adam Bućkiewicz, który podczas powstania listopadowego ukrywał się w chłopskim gospodarstwie, udając parobka, i jako jeden z nielicznych panów potrafił przejrzeć stereotyp biernego, apatycznego chłopa – że ci, co opisują włościan litewskich, widząc ich za domem, w kościele, a nawet w karczmie, kiedy są nieco pijani, nie znają ich zdemaskowanych, bo oni i dawniej nie pokazywali się, i dziś nie pokazują się inaczej jak zamaskowani”216.
Tłumienie krzyku i powstrzymywanie radosnych uniesień. Chowanie twarzy pod zarostem, aby nie zdradzała prawdziwych uczuć, by stała się tarczą chroniącą przed grozą pańszczyźnianego życia.
Gdy bezpośrednie zagrożenie
205
I. Drygas,
206
H. Biegeleisen,
207
Tamże, s. 178.
208
B. Baranowski,
209
Chodzi tutaj przede wszystkim o amerindiański perspektywizm. Zob. E. Viveiros de Castro,
210
E. Kohn,
211
A. Engelking,
212
K. Yussoff,
213
S. LeMenager,
214
J. Olędzki,
215
T. Seweryn,
216
A. Bućkiewicz,