Chamstwo. Kacper Pobłocki
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Chamstwo - Kacper Pobłocki страница 18
Nie była to sztuka łatwa. Trzeba było wyjść z siebie i pokazać się jako osoba, która pogardza sama sobą. Płaszczyć się jak gad, pozbawić resztek godności, poniżać się, aby w ten sposób uniknąć faktycznego zgnojenia. Albo nawet i śmierci. Nie zawsze się to udawało. Czasem człowiek zdradził się jakimś słowem czy gestem. Czasem po prostu miał dość.
Stąd legendarna dwulicowość pańszczyźniaków oraz ekstremalna rozpiętość ich emocji. Łączenie cech charakteru, które mogą się wydawać przeciwstawne: zaciekłego uporu oraz uwłaczającej służalczości. Łukasz Gołębiowski: „Rusini [z Podlasia] w charakterze swoim mają opór; dowodzi to przysłowie: »uparty jak Rusin«. […] Zbytnia może u nich dla panów uniżoność: padają na ziemię, gdy ich o co proszą, całują nogi i przysłowie ich niewolnicze, które powtarzają nieraz: »Pańskie ciało, a boska dusza«”218.
Ta dusza, która opuszczała ciało, gdy zamierało jak kamień, by w ten sposób uratować swoje głęboko pogrzebane człowieczeństwo.
„Wschodzące słońce musiało zastać chłopa pańszczyźnianego na miejscu pracy – wspominał Józef Nocek w 1849 roku. – Przy żniwie czy innej robocie, gdy już każdy pracował, karbowy czy polowy uzbrojony w nahaj liczył ludzi. Jak się nazywasz? Ten odpowiedział: i tak, i tak. Uderzył nahajem, mówiąc »jeden«. I zrobił mu karbę na swej lasce. Do następnego doszedł, a nazywał się Wal, i pyta go, jak się nazywa. I ten tak samo odpowiada: »Wol, panie, Wol«. W języku chłopskim wol znaczy »bij mocno«. I ten go wali nahajem i pyta się to samo, jak się nazywa. I ten tak samo odpowiada: »Wol, panie, Wol«. I byłby nie wiadomo dokąd walił, aż ludzie odpowiedzieli, że się nazywa Wal, dopiero przestał go bić”219.
Przestawano bić wtedy, gdy człowiek wyparł się swojego imienia i przybrał nowe. Gdy wyrzekł się swojej indywidualności.
Kiedy w starożytności darowano jeńcom wojennym życie i brano ich w posiadanie, to ludzie, którzy w ten sposób tracili bliskich, urządzali im pogrzeby, tak jakby ci faktycznie zginęli. Osoba zniewolona umierała jako członek społeczeństwa, choć pozostawała biologicznie czynnym organizmem. Stawała się chodzącym trupem. Istotą cieleśnie żywą, ale martwą społecznie.
„Najbardziej podstępnym skutkiem rzymskiego niewolnictwa – pisze antropolog – jest to, że […] wprowadziło zamęt w naszą ideę wolności. Wraz z upływem czasu całkowicie zmieniło się nawet znaczenie rzymskiego słowa libertas. Bycie »wolnym« […] znaczyło przede wszystkim, że nie jest się niewolnikiem. Ponieważ niewolnictwo niszczyło więzi społeczne, a także uniemożliwiało ich tworzenie, wolność oznaczała zdolność dotrzymywania zobowiązań […]. Angielskie słowo free pochodzi od niemieckiego rdzenia oznaczającego przyjaciela. Wolność była bowiem możliwością nawiązywania przyjaźni, spełniania obietnic, życia we wspólnocie równych”220.
Wiele można o człowieku powiedzieć, patrząc na jego bliskich. Społeczna śmierć to odarcie go z sieci międzyludzkich zależności. Słowo „więź” spokrewnione jest ze słowem „obowiązek”221. Niewolnik traci rodzinę, krewnych, przyjaciół: wspólnotę, wobec której ma zobowiązania. Traci swoje stare „ja”, które wcześniej było wypadkową społecznych relacji. Traci przeszłość i przyszłość – nie może powziąć żadnych zobowiązań, złożyć żadnych obietnic. Nie dlatego, że zmienił się faktycznie w przedmiot, ale dlatego, że jego tożsamość zredukowano tylko do jednej więzi – tej z panem. Został uwięziony w relacji właściciel–własność, definiującej całe jego społeczne jestestwo.
Niewolnik jest wyłącznie rzeczą pańską, a jednocześnie wyłączony zostaje z życia społecznego. Już nie nazywa się tak, jak zwracali się do niego bliscy. Nie należy do wspólnoty ludzi mu równych. Bo tylko ktoś, kto nie ma nikogo, może stać się czymś – rekwizytem, narzędziem, towarem.
„Z dziadka mężczyzna był otwarty, nie lękał się pana, chociaż bardzo dobrze wiedział, że chociażby i prawdę panu powiedział wtenczas, lub jego służalcom, patrzyła się chłopu zaraz chłosta” – wspominał w roku 1898 Józef Oleksik. Jego dziadek opowiadał, jak coś go podkusiło, aby zwrócił panu uwagę, że można inaczej, lepiej młócić zboże. Mimo że wiedział, jak to się skończy. „Pan oczy przewrócił, zaiskrzyły mu się jak zwierzowi drapieżnemu, a miawszy w ręce jakieś narzędzie, którym się posługiwał przy młynku, uderzył nim kilka razy dziadka”222.
Dziś powiedzielibyśmy, że człowiek, z którego wyszedł zwierz, stracił nad sobą panowanie. Ale w świecie pańszczyźnianym nie chodziło o panowanie nad sobą, ale nad innymi. Władzę absolutną dzierży ten, kto nie musi nad sobą panować, kto może zrobić wszystko, bo nikt go nie powstrzyma. Każdy z nas musi się opamiętać w kontaktach z członkami wspólnoty równych. Opanować się w obliczu ludzi, wobec których mamy zobowiązania. Gdy przed człowiekiem stoi coś, a nie ktoś, puszczają hamulce. Można bić bez opamiętania, bo przecież bije się przedmiot. Jakby się waliło kijem w ziemię, w kamień, w pień drzewa. Rzeczy martwej nie da się zrobić krzywdy.
Pańszczyzna, twierdził Bojko, zabiła w chłopie człowieka. „A gdyby, broń Boże, ten chłop chciał się coś lekutko sprzeciwić, [byłby] sposób, aby to jemu, jego dzieciom i wnukom wybić z głowy”223, pisał. Frederick Douglass, niewolnik z amerykańskiego Południa: „Bij i zakuj swojego niewolnika, trzymaj go głodnego i upodlonego, a będzie podążał za swym panem jak pies na łańcuchu. Bo jeśli nakarmisz go i odziejesz, i będziesz lekko gonił go do roboty, zacznie myśleć o wolności. Daj mu złego pana, to będzie marzył o dobrym. Ale daj mu dobrego pana, to sam sobie panem będzie chciał być”224.
Jeśli rozpoznasz w niewolniku drugiego człowieka, to przestaje on być niewolnikiem. Dlatego trzeba bić go ustawicznie, bez końca.
Odczłowieczenie jest warunkiem koniecznym bicia. Tylko wobec przedmiotu można stosować nieludzką przemoc. Jednocześnie właśnie w biciu odbywa się proces reifikacji. Nie da się zabić w człowieku człowieka raz na zawsze: akt społecznej śmierci należy w kółko powtarzać. Trzeba ciągle wybijać z głowy myśl o człowieczeństwie. Bo każdy niewolnik doskonale wie, że bycie niewolnikiem jest rolą, maską, którą się nakłada. Że kryje się pod nią istota żywa – człowiek wolny i członek wspólnoty równych.
Jakub Bojko uważał, że pańszczyźniacy mieli dwie dusze. Z duszą wolną rodził się każdy, bo pochodziła od Stwórcy. Dusza pańszczyźniana została nabyta, bo to była dusza uniżoności, posłuszeństwa i oddania. Konflikt między tymi dwiema duszami wyznacza podstawowy dylemat życia na pańszczyźnianej wsi i strukturę ludowych uczuć225.
Jak zagrzebać głęboko w sobie przekonanie o własnym niezbywalnym człowieczeństwie?
218
Ł. Gołębiowski,
219
220
D. Graeber,
221
A. Brückner,
222
223
J. Bojko,
224
F. Douglass,
225
Pojęcie to ukuł Raymond Williams, zob. tegoż,