Chamstwo. Kacper Pobłocki
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Chamstwo - Kacper Pobłocki страница 15
Gostomski przypominał, że karby są tak cenne jak waluta, a włodarze, „mają [je] tak chować jako pieniądze własne”180. Nie była to bynajmniej metafora. Karb służył jednocześnie jako kalkulator i arkusz księgowy. Liczył czas roboczy. Ten zaś był tak wartościowy jak pieniądz, który można było uzyskać, gdy sprzedano wyprodukowane przez włościan zboże.
Gdy dziś mówimy „pieniądz”, odruchowo na myśl przychodzi nam jakiś materialny przedmiot, banknot lub moneta, choć w rzeczywistości przytłaczająca większość pieniędzy była i jest wirtualna. Obecnie dziewięćdziesiąt siedem procent pieniędzy w obiegu nie ma materialnej postaci – to głównie cyfry na ekranach komputerów181. W czasach pańszczyźnianych to mógł być i karb na patyku.
Pieniądz jest formą kredytu; zobowiązania, że ktoś coś kiedyś dla kogoś zrobi. Innymi słowy, pieniądz jest urzeczywistnionym czasem – obietnicą czegoś, czego jeszcze nie ma182. Na przykład zboża, które najpierw sprzedawano w Gdańsku, a dopiero potem zasiewano. Zwykle zakładamy, że najpierw istnieje towar, a dopiero potem – gdy go upłynnimy – pojawia się pieniądz. Ale w rzeczywistości jest odwrotnie: to właśnie pieniądz powołuje towar do istnienia. Nie byłoby tego zboża, gdyby nie podpisano wpierw kontraktu na jego dostarczenie. Wbrew stereotypom o pańszczyźnie jako o „gospodarce naturalnej”, czyli nieupieniężonej i w nikłym stopniu skomercjalizowanej, społeczeństwo Polszczy oplatała skomplikowana sieć zobowiązań i obligacji, w tym obligacji do świadczenia pańszczyzny oraz zobowiązań panów składanych kupcom.
Pieniądz nadaje strukturę ludzkiemu życiu, tak jak koryto wyznacza bieg rzeki. Jest sposobem powiązania przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.
Szlachta nie mogłaby się do niczego kupcom zobowiązać, gdyby nie posiadała własności ziemskiej i ludzi do ziemi przypisanych. W czasach Gostomskiego własność, w tym ruchomą i żywą, nazywano „osiadłością”183. Osiadłość zakorzeniała panów w przeszłości. Stanowiła egzystencjalną kotwicę, która dzięki gwarancji zysku pozwalała im zarazem wybiegać w przyszłość. Pańszczyźniacy byli wyzuci z własności – to oni ją stanowili. Wykorzenionym z przeszłości i okradzionym z przyszłości włościanom pozostawała jedynie doczesność. Jak pisał autor broszury z 1790 roku, człowiek pańszczyźniany „nie znając ni własności prawa, ni wolności daru, wlecze dzień za dniem swe nędzne życie, jak może, skrapia ziemię obfitymi łzami, którą uprawia, przekonanym będąc, iż dziś jest jego, jutro, owszem, tej godziny, gdy każą, cudzą stać się może własnością”184.
Społeczeństwo Polszczy oplatała sieć długów i zobowiązań – ale oplatała właścicieli ziemskich oraz włościan w inny sposób. Tak jak współistniały równolegle różne reżimy pracy: praca przymusowa i najemna, tak poddani oraz szlachta zamieszkiwali równoległe rzeczywistości. Obie były na wskroś współczesne, choć rządziły się odmiennymi zasadami. Czas, który płynął w rzeczywistości wiejskiej, był czasem społecznym, a nie naturalnym, miał też klasowy charakter. Czas pański, linearny, prostą strzałą łączył przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Dni włościan wlokły się jeden za drugim, nie spinając się w ciąg. Uwięziono ich w nigdy niekończącym się „teraz”.
Pierwsze papierowe pieniądze w historii Polszczy wcale nie zostały wydrukowane przez Tadeusza Kościuszkę w 1794 roku, jak twierdzą podręczniki. Już od czasów Gostomskiego dwory masowo emitowały tak zwane „znaki rozliczeniowe”: waluty prywatne i lokalne, którymi płacono za dodatkowe roboty. Te najstarsze „kwity” tłoczono w szkle, wyciskano w skórze, wypalano w drewnie lub ryto w metalu. Obok inicjałów pana wybijano na nich symbol oznaczający rodzaj wykonanej pracy. Kwity te, również papierowe, były „swoistym obrazkowym pismem dla niepiśmiennych chłopów. Wyobrażenie stojącego chłopa lub buta z cholewą – to symbol dniówki pieszej; konia, koła ze szprychami lub wozu – to symbol dniówki sprzężajnej [wykonywanej własnym zwierzęciem]; kosy, sierpu lub topora – to symbol pracy ręcznej”185.
Z biegiem czasu znaki rozliczeniowe zaczęły przypominać dzisiejsze pieniądze, nawet wpisywano na nich nominał. W określonych miejscach można było je wymienić na towary. „W Dzikowie było najwięcej kwitów miejscowego dworu, były jednak i z sąsiednich” – wspominał Jan Słomka. „Podniszczone kwitki, których drudzy obawiali się już przyjmować, niesiono najczęściej do propinacji i płacono nimi za wódkę, propinator [producent i sprzedawca wódki] bowiem, mając z kancelarią dworską częstszą styczność, mógł je tam najłatwiej wymienić na nowe”186. Kwitami dokonywano również transakcji w lokalnym młynie, spichlerzu, płacono za sól czy narzędzia w karczmie, która wówczas pełniła między innymi funkcję sklepu187.
Lokalna waluta miała z punktu widzenia dworu jedną podstawową zaletę: przywiązywała poddanych do pana. Emitując własny pieniądz, pan miał czym płacić za to, co było dla niego najcenniejsze: ludzką pracę. Jeśli ktoś uciułał dodatkowy grosz, to i tak on do pana wracał. W ten sposób lokalna gospodarka kręciła się wokół dworu, sam pan zaś, dzięki kapitałowi zdobytemu ze sprzedaży zboża, podpinał się do ponadlokalnych sieci wymiany i zależności. Pieniądz oficjalny, który nadawał bieg jego życiu, był dla włościan niedostępny. Oni żyli i pracowali w zaklętym kręgu dominium, lokalnej ojczyzny, prywatnego folwarku i prywatnego pieniądza.
Tylko nielicznym udawało się wyrwać z tego błędnego koła. „Mój dziadek Jan uwolnił się z folwarcznej zależności – wspominał malarz Wilhelm Sasnal. – Kiedy był jeszcze na folwarku, często się zdarzało, że pan wypłacał pensję nie w gotówce, tylko w przeciętych kartach do gry, na których wypisywał odpowiedni nominał. Płaciło się tymi kartami w sklepie, a pan regulował potem należność u właściciela. Dziadek podrabiał te karty, i to bardzo skutecznie […]. Mój ojciec mówi, że jeżeli gdzieś w rodzinie szukać talentu plastycznego, to u dziadka”188.
Na Rusi Czerwonej w XVII wieku cena za człowieka wynosiła od stu do trzystu złotych. Woła pociągowego można było kupić za trzydzieści złotych189. Innymi słowy, człowiek wart był tyle, ile trzy do dziesięciu wołów. Ale wartość żywego towaru szacowano różnie. Na przykład parobek Marcin ze wsi Jabłkowo został odstąpiony przez pana Andrzeja Garczyńskiego w zamian za jednego konia190. Krystiana z rodziną ze wsi Klonowiec oraz kilka innych osób wymieniono na małżeństwo Jakuba i Ewę ze wsi Żydowo oraz trzydzieści sztuk owiec191.
Życie poddanych i bydła było powiązane nie tylko przez wartość pieniężną ich głów, ale też przez kierat pracy, do której zostali
179
Tamże, s. 18.
180
A. Gostomski,
181
J. Ryan-Collins i in.,
182
K. Pobłocki,
183
Zob. np. S. Budny,
184
185
E. Waligóra,
186
J. Słomka,
187
J. Szwagrzyk,
188
bit.ly/37Qji4V, dostęp: 10.02.2021.
189
W. Łoziński,
190
J. Deresiewicz,
s. 627.
191
Tamże, s. 55–56.