Pacjenci doktora Garcii. Almudena Grandes

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pacjenci doktora Garcii - Almudena Grandes страница 11

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Pacjenci doktora Garcii - Almudena  Grandes

Скачать книгу

Wstydzę się.

      – Ale czego się wstydzisz? Słuchaj, Amparo, albo zaraz stamtąd wyjdziesz, albo sam cię wyciągnę.

      – Dobrze, ale pozwól mi pójść do łazienki, bo ja… – jej wargi wykrzywiły się w podkówkę, która przerodziła się w lekkie pochlipywanie – …posikałam się ze strachu.

      – Świetnie. – Był to zwykły wypadek, mimowolny akt, i wiedziałem o tym aż nadto, znałem mechanizm, który go wywoływał, codziennie widywałem takie sceny u pacjentów obojga płci i w różnym wieku, a jednak wszystko, co wiedziałem, nie wyjaśniło mi, co się ze mną dzieje. – Wyjdź stąd i idź do łazienki, potem pogadamy.

      – Ale ty wyjdź pierwszy… Strasznie się wstydzę.

      – No dobrze, wychodzę. Czekam na ciebie w salonie.

      Gdybym miał w tym momencie głowę, by analizować własne odczucia, zapewne też ogarnęłoby mnie zażenowanie. Jednak scena w szafie, wyznanie Amparo, wprawiająca w zakłopotanie kombinacja bezwstydu i kruchości, która drżała w jej głosie, ów udawany szloch, równie fałszywy jak u dziecka, które dorosły przyłapał na kłamstwie, podniosły siłę mojej ekscytacji z poziomu podstawowego, nad którym można łatwo zapanować, ze stanu drobnego nieposłuszeństwa, na poziom, gdzie nie umiałem już rozdzielić mojej własnej tożsamości od erekcji, do której mnie doprowadziła. Mój seks pulsował dużo mocniej niż serce, nie było tu miejsca na refleksję, a tym bardziej na głos sumienia. Nie miałem najmniejszej ochoty wychodzić do salonu. Bez protestów podporządkowałem się jej woli, lecz zatrzymałem się w głębi korytarza i oparłem o ścianę, by zobaczyć, jak będzie przechodziła. Łazienka znajdowała się nieopodal kuchni. Amparo przemierzyła tę odległość małymi kroczkami, ze złączonymi nogami i spuszczoną głową. Nim jednak zniknęła mi z oczu, popatrzyła na mnie, jakby dokładnie wiedziała, gdzie mnie zastanie. Było to długie spojrzenie, niespieszne i ciężkie od znaczeń. Spojrzenie uległe i ciekawskie, bez cienia wyrzutu. Spojrzenie wykalkulowane i kalkulujące, które zapowiadało wszystko, co miało później nastąpić, chociaż ja o tym nie wiedziałem – lub tylko nie chciałem uświadomić sobie tego w porę.

      Minęło niemal pół godziny, nim ponownie się pojawiła. Kiedy wreszcie przyszła, uspokoiłem się już na tyle, by zauważyć, że włożyła sukienkę, w której ładnie wyglądała, uczesała się i poróżowała policzki. Przygotowałem sobie, co jej powiem, ale ona znów wzięła inicjatywę w swoje ręce i złożyła propozycję, która całkiem zbiła mnie z tropu.

      – Miałam właśnie jeść – oświadczyła w pół drogi między drzwiami i fotelem, w którym siedziałem. – Może zjesz ze mną?

      – Jak to miło z twojej strony! – Mimo wszystko wstałem. – Po raz pierwszy ktoś zaprasza mnie na obiad w moim własnym domu.

      – Nie, nie, ja tylko… Chodziło mi o to, że… – Zamknęła oczy, a policzki oblał jej rumieniec. – Podgrzałam duszone mięso, które przyniosła Experta.

      W innych okolicznościach danie, które podała mi Amparo, uznałbym za bardzo przeciętne, ale tamtego dnia byłem nie tylko zaintrygowany, ale też bardzo głodny, do tego stopnia, że najpierw zająłem się zaspokojeniem pierwszej potrzeby, nim przeszedłem do drugiej.

      – To świeży chleb. Byłaś na zakupach? – Pokręciła głową, w czasie gdy kończyłem czyścić nim talerz. – Experta, tak?

      – Tak, ona… Przyszła dziś rano, zanim otworzyli bramę.

      – No świetnie. A teraz, skoro już zjedliśmy… Czy mogę się dowiedzieć, co do cholery robisz w moim domu, Amparo?

      Przywołała na twarz grymas znużenia tak wyrazisty, jakby myślała, że po wspólnym posiłku uniknie wyjaśnień. Ale zaraz potem poprawiła się na krześle, oparła ręce na blacie stołu, spojrzała na mnie i zaczęła mówić tonem bezpośrednim, szczerym, z naturalnością, której u niej nie widziałem od czasu, gdy śmierć jej dziadka na powrót nas połączyła.

      – Nie mam dokąd pójść, Guillermo. Zostałam sama w Madrycie. Nie mogę mieszkać u Experty. Nie ze względu na nią, bo ona jest dobrym człowiekiem i bardzo mnie kocha, ale dlatego że… No wiesz… – Po raz pierwszy zatrzymała się, by dobrać słowa. – Wszyscy ludzie w Vallecas są z lewicy. Jej dzieci, rodzeństwo, sąsiedzi… I wszyscy tam mnie znają. Zanadto rzucałabym się w oczy i wcześniej lub później… – Znów przerwała, by uniknąć najmniejszego określenia czy słowa, które mogłoby mi się nie spodobać. – To nie jest dla mnie bezpieczne miejsce. Experta sama to powiedziała, a przecież ona też jest czerwona, to znaczy, z lewicy, chciałam powiedzieć… Mogłabym wrócić do mieszkania dziadka, ale przeżyłam tam okropne chwile, byłam strasznie samotna, tak potwornie się bałam… Ilekroć słyszałam nadjeżdżającą windę, myślałam, że po nas przyszli.

      – Ale kto, Amparo?

      – Jak to kto? Ktokolwiek. Ci, co przeszukują domy albo zatrzymują ludzi, po których potem wszelki słuch ginie. Tylko mi nie mów, że nie wiesz, co się dzieje, Guillermo.

      – Jasne, że wiem, co się dzieje. – Spojrzałem na nią twardo i zebrałem siły, wiedząc, że będę niesprawiedliwy. – Niemieckie bombardowania zabiły tysiące ludzi i nadal codziennie zabijają. – Bo ona nie mówiła o tego rodzaju przemocy. – To ty o niczym nie masz pojęcia, bo nie wychodziłaś z domu od dziewiętnastego lipca.

      – Ale Experta mi opowiadała. – Moja reakcja zirytowała ją, a ja ucieszyłem się z jej wściekłości, z tego, że gwałtownie pochyliła się nad stołem, a w oczach błysnął jej gniew. Potrzebowałem argumentów, by wyrzucić ją z mojego mieszkania. – A jak sądzisz, kto mi zabronił wychodzić z domu? Nie pozwoliła mi wyglądać przez okna, nawet te od podwórza. Żeby cię nie zobaczył Quintín, na miłość boską, żeby tylko cię nie zobaczył…

      – Quintín? – To imię całkiem mnie skonsternowało, bo dozorcą w budynku przy ulicy Hermosilla 49 był starszy człowiek, zawsze miły, spokojny, niezdolny nikomu wyrządzić krzywdy. – Ale skąd wam to przyszło do głowy? Biedny Quintín!

      W podejrzeniach, jakie żywiły względem dozorcy, bardziej niż oskarżenie, na które nie zasłużył, zabolało mnie, że wyszło ono z ust Experty. Osąd Amparo uznałbym za naturalny dla niej, bo ona, jak wszyscy konspiratorzy popierający pucz, musiała to jakoś sama przed sobą usprawiedliwić, zgromadzić zarzuty za wszelką cenę, bronić akcji, która zapoczątkowała tragedię, zapewniając, że wojna była nieunikniona, że chodziło o działania uświęcone i ratujące kraj, bezpośredni nakaz Pana Boga. Przyznając, że plądrowania, zabójstw, zbrodniczej zemsty dopuszczają się obie strony, Experta udowodniła, że jest ode mnie uczciwsza, lecz ta zaleta, sama w sobie chwalebna, wydała mi się mętna i godna politowania, bo przesycona służalczością. Nawet w tak rewolucyjnej sytuacji jak obecna, służąca don Fermína nie zdołała uwolnić się od poczucia obowiązku wobec swoich państwa, dwa czy trzy razy w tygodniu odmawiała sobie snu i przychodziła z odległej dzielnicy, by karmić starca i bezużyteczną panienkę, która z pewnością nie zdobyłaby się na to samo dla niej. Jej przesycona uległością dobroć, kolejna warta uznania cecha, której w tym momencie nie potrafiłem jednak docenić, wzbudziła we mnie raczej żal niż złość, bo znajdowała się dokładnie na przeciwległym biegunie

Скачать книгу