Pacjenci doktora Garcii. Almudena Grandes

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pacjenci doktora Garcii - Almudena Grandes страница 9

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Pacjenci doktora Garcii - Almudena  Grandes

Скачать книгу

Pracownica, która mnie obsłużyła, przytłoczona nawałem obowiązków przybiła pieczątkę na podsuniętym przeze mnie druku, nim zdążyłem cokolwiek wyjaśnić. Po wyjściu z biura zastałem Amparo w tym samym miejscu, gdzie ją zostawiłem.

      – Co to za brama?

      Nagle przy ogrodzeniu zobaczyłem Expertę z jakimś starszym mężczyzną, dwoma chłopcami i taczką. Raz jeszcze przekonałem się, że na całym świecie nie ma drugiej kobiety tak bardzo zasługującej na swoje imię6. Nawet jeśli marna z niej była kucharka.

      – Paniczu Guillermo, to mój młodszy syn, przyprowadził swojego kolegę. A to Marcial – wskazała na starszego mężczyznę – znajomy z sąsiedztwa, pracuje na cmentarzu i zgodził się nam pomóc. Już wykopaliśmy dół, a na tej taczce pięknie zawieziemy don Fermína…

      – Co to za brama? – powtórzyła pytanie Amparo, lecz nie doczekała się żadnej odpowiedzi. – Nigdy jej nie widziałam.

      Poprosiłem taksówarza, by na mnie poczekał, minąłem Amparo i podszedłem do jej służącej.

      – Już jej panicz powiedział…? – spytała szeptem. Nie ośmieliła się spojrzeć mi w oczy.

      Nie zdążyła skończyć pytania; ani tym bardziej ja nie zdążyłem odpowiedzieć. Wyręczyła mnie Amparo, wydając głośny jęk. Zaraz potem padła na ziemię, uderzając pięściami w płytę przed mauzoleum Pabla Iglesiasa7.

      – Och, matko jedyna! – Experta zrobiła gest, jakby chciała do niej podejść, ale ją powstrzymałem.

      – Nie, zostaw to mnie. Ty zajmij się resztą; niech go nie składają do grobu, zanim nie przyjdziemy, dobrze?

      Amparo dalej waliła pięściami w ziemię i nie byłem pewien, czy moja interwencja przyniesie jakiś efekt; tylko że należało wreszcie pochować jej dziadka i zakończyć jak najszybciej tę naglącą sytuację, która stała się zbyt długim koszmarem dla zbyt wielu osób. Tak sobie tłumaczyłem, sądząc, że trzeba chociaż spróbować przemówić do niej, ale to nie była prawda, a przynajmniej niecała. Nadarzała się właśnie sposobność przetestowania mojego odkrycia. Chciałem się przekonać, czy naprawdę dziewczyna reaguje dużo lepiej na stanowczość niż na uprzejmość. Na tym etapie interesowało mnie to równie mocno (jeżeli nie bardziej) jak ostateczny spoczynek biednego don Fermína.

      – Amparo! – krzyknąłem, jak gdybym był na nią zły, a jej ręce zamarły. – Amparo, spójrz na mnie!

      Podniosła głowę, a ja wyciągnąłem do niej dłoń. Chwyciła ją i wstała. Potem, patrząc jej prosto w oczy, oschłym, nieznoszącym sprzeciwu tonem, który mnie samego zaskoczył chyba bardziej niż ją, powiedziałem, co o tym wszystkim myślę.

      – Przykro mi – słysząc moją intonację, trudno było w to uwierzyć. – Przysięgam ci, że bardzo mi przykro. Ale grób mojego dziadka znajduje się na Cmentarzu Świeckim i nie mogę zaoferować ci niczego innego. To ostatecznie tylko ziemia, taka sama jak po drugiej stronie ulicy. Kiedy skończy się wojna, pomogę ci przenieść dziadka na cmentarz naprzeciwko, podpiszę ci wszystkie potrzebne papiery, ale teraz pochowamy go tutaj, i tyle.

      Popatrzyła na mnie, spróbowała coś powiedzieć, wreszcie znów wybuchła płaczem.

      – Powiedziałem, że na tym koniec, Amparo.

      Pokiwała głową, otarła oczy rękami i uspokoiła się. Wziąłem ją delikatnie pod ramię i zaprowadziłem na miejsce pochówku. Experta patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, widniały w nich znaki zapytania. Obok grobu leżała granitowa płyta z epitafium mojego dziadka, które sam wybrał, a ja kazałem wygrawerować w przeddzień pogrzebu.

GUILLERMO MEDINA ACERO(1855–1932)REPUBLIKANIN I WOLNOMYŚLICIELJEGO JEDYNĄ OJCZYZNĄ BYŁA LUDZKOŚĆ

      Wtedy również nie było księdza, ale była to piękna, a nawet podniosła uroczystość, uświetniona wzruszającymi przemówieniami. Najbardziej poruszający okazał się list pożegnalny, którego nie udało mi się odczytać w całości – wyjął mi go z rąk Miguel Salcedo i w moim imieniu przeczytał środkowe ustępy, pozwalając mi dojść do siebie, nim zwrócił mi kartkę, bym dokończył. Wcześniej kataryniarz zagrał Marsyliankę, a potem Hymn Riego8. Wszyscy znów się rozpłakaliśmy i padliśmy sobie w objęcia, patrząc, jak inskrypcja nagrobna pokrywa się wieńcami ozdobionymi trójkolorowymi wstęgami. Babcia nie pojawiła się na cmentarzu. Została w domu, bo uważała, że porządne kobiety nie chodzą na pogrzeby, ale kiedy opowiedziałem jej, jak przebiegła ceremonia, pożałowała, że ze mną nie poszła. – Uważasz, że to będzie grzech, jeśli mnie pochowają koło dziadka? Zawsze tak mocno go kochałam – zapytała, i choć wiedziałem, że tak, poradziłem, by lepiej skonsultowała to ze swoim spowiednikiem. Potem usprawiedliwiała się, mówiąc, że brzmi to absurdalnie, ale świadomość, że jej męża kochało tylu ludzi, bardzo ją pocieszyła.

      Amparo była nie tylko falangistką, lecz również nowoczesną kobietą i nie chciała zostać w domu. W chwili, gdy jej dziadek miał dołączyć do mojego w wiecznym odpoczywaniu, pomyślałem o pogrzebie mojego dziadka, komisarza Mediny, i wzdrygnąłem się na myśl o samotności stojącej tu wnuczki, smutku, którego nie byliśmy w stanie rozproszyć żadnym słowem ani czynem. Od tego momentu to nieszczęsne wspomnienie mogło jedynie rosnąć, nabrzmiewać z każdym dniem, gorzknieć. Dlatego rozejrzałem się wokół, szukając jakichś barw, ale nie znalazłem żadnej. W oblężonym mieście na świeckich grobach nie było ani jednego kwiatu. Wtedy Experta otworzyła torbę, którą niosła na ramieniu, i wyjęła z niej trzy wiązanki czerwonego geranium o zwartych kwiatostanach. Jeszcze niedawno rosło w donicach, które ozdabiały balkony ich domu. Jeden bukiecik podała panience, drugi mnie, a trzeci zostawiła sobie. I te domowe radosne kwiaty, tanie, a teraz nagle tak cenne, poruszyły mnie, sprawiły, że dół wydał mi się jeszcze szerszy i głębszy. Dosięgnął mnie smutek otwartego grobu, waga słów wyrytych na granitowej płycie, emocjonujących dla mnie, nienawistnych dla niej, które zawsze już miały jej ciążyć niczym jakaś hańba nie do starcia. Dlatego, nie zastanawiając się nad tym, co robię, przytuliłem ją, gdy tak stała obok mnie i szlochała; otoczyłem ramionami jej talię i pocałowałem ją w głowę.

      – Pomódl się, Amparo. Módl się, ile tylko zechcesz. Jeśli twój Bóg istnieje, na pewno cię widzi. Jemu ksiądz nie jest do niczego potrzebny.

      Obróciła się w moich objęciach, spojrzała na mnie, otworzyła usta, lecz nie mogła wydobyć z siebie głosu.

      – Ojcze nasz, któryś jest w niebie…

      To Experta zaczęła modlitwę. Amparo zdołała się do niej przyłączyć dopiero na sam koniec. Potem wspólnie zmówiły Zdrowaś Mario i wreszcie pobłogosławione ciało don Fermína spoczęło w ziemi. Wrzuciliśmy pelargonie do dołu, dałem grabarzowi porządny napiwek i poszedłem za Expertą, która prowadziła Amparo ku bramie cmentarza, podtrzymując ją, jakby się obawiała, że dziewczyna zaraz upadnie. Było już prawie piętnaście po trzeciej i musiałem jak najszybciej wracać do szpitala, ale nie mogłem przecież tak po prostu odejść.

      – Weź je, Experto, to klucze do mojego domu. Mam drugie

Скачать книгу


<p>6</p>

Hiszp. experta – doświadczona, specjalistka.

<p>7</p>

Pablo Iglesias – działacz socjalistyczny, założyciel PSOE, Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej.

<p>8</p>

Hiszp. Himno de Riego – hymn Republiki Hiszpańskiej w latach 1931–1939.