Pacjenci doktora Garcii. Almudena Grandes

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Pacjenci doktora Garcii - Almudena Grandes страница 42

Автор:
Жанр:
Серия:
Издательство:
Pacjenci doktora Garcii - Almudena  Grandes

Скачать книгу

musisz tylko zrobić, co ci powiem, rozumiesz?

      Zrobił to podczas piątej rundy. Przez pierwsze cztery Tygrys z Treviño bronił się dobrze, lepiej niż jego opiekun się spodziewał, choć Navarro dawał mu mocno popalić. Falangista boksował się lepiej od Adriána. Nie był tak silny, ale za to dużo szybszy, bardziej giętki, a znajomość techniki dawała mu przewagę, która posłałaby na deski każdego boksera niedysponującego siłą wołu. Gdyby wynik spotkania miał zależeć od werdyktu sędziów, wygrałby na punkty bez najmniejszej wątpliwości. Ale do tego nie zamierzali dopuścić.

      Po czwartej rundzie, kiedy w przerwie jego zawodnikowi nakładano wazelinę na łuk brwiowy i dolną wargę, Gorostiza ujął jego twarz w dłonie, spojrzał mu w oczy i powiedział tylko jedno słowo:

      – Teraz.

      Rozległ się gong. Adrián wstał z ławki, poskakał chwilę w miejscu i ustawił się w ringu od strony rzeki. Navarro ruszył za nim, spróbował docisnąć go do sznurów, ale mu się to nie udało. Jego przeciwnik zręcznie się wymknął, objął go, a kiedy sędzia ich rozdzielił, odwrócił się jak najszybciej. Falangista nie wiedząc, że stojąc tyłem do lin, znajduje się dokładnie tam, gdzie Ochoa chciał go ulokować, wyprowadził cios prawą ręką. Adrián odchylił głowę, unikając uderzenia. Potem Garrote dał krok do przodu i starając się zasłonić przeciwnika własnym ciałem, uderzył go tam, gdzie kazał mu kapitan, wprost w jaja. Przeciwnik w jednej chwili, niczym ścięte drzewo, osunął się ciężko na deski.

      – Raz… Dwa… Trzy…

      Nie mógł wstać. Tygrys z Treviño wiedział, że pokonany rywal już się nie podniesie; sędzia wiedział to równie dobrze jak on, ale odegrał do końca scenę liczenia do dziesięciu, odsunął ręką trenera Navarra, kiedy ten próbował się dowiedzieć, co się stało, złapał prawę ramię zwycięzcy i uniósł je w górę.

      To był kulminacyjny moment w życiu Adriána Gallarda Ortegi. Wyszedł na środek ringu z wysoko uniesionymi ramionami, a setki głosów skandowały jego imię. Poczuł się tak szczęśliwy, jak gdyby wszyscy przodkowie wiwatowali z nieba na jego cześć. Potem łódka zawiozła go na stały ląd. W chwili, gdy postawił nogę na molo, ogłuszył go ryk publiczności. Winszowali mu wszyscy generałowie, a dziadek i Antonio Ochoa stali tuż obok; obaj niesamowicie podekscytowani uczestniczyli w jego sukcesie.

      W tym momencie Adrián nie pamiętał już, o czym rozmawiali wcześniej w szatni. Nie pamiętał, że kapitan powiedział mu, że walkę będzie sędziował podporucznik tymczasowy41, syn generała artylerii, któremu równie mocno jak im zależało, by ich mistrz pokonał reprezentanta Falangi. Nie pamiętał, że Ochoa zagwarantował mu, że arbiter ringowy nie zauważy jego ostatniego ciosu, choćby stał nie wiedzieć jak blisko. Sędziowie punktowi również byli wojskowymi i rozumieli, o co chodzi, dlatego z góry było wiadome, że Navarro nie dostanie najmniejszej szansy, by zaprotestować. Prawdę mówiąc, młody bokser nie pamiętał nawet, że wygrał walkę dzięki ciosowi poniżej pasa.

      Adrián Gallardo Ortega czuł, że zatryumfował i już nigdy nikt nie będzie mógł mu tego odebrać.

      Wspomnienie tej chwili miało mu towarzyszyć przez resztę życia.

      MADRYT, 9 LUTEGO 1939

      Nie wiedziałem, czy moje wysiłki mają jeszcze jakikolwiek sens.

      – Niech mi pan pozwoli umrzeć, doktorze. Niech pan wyleczy kogoś innego, bardzo proszę…

      Zdarzało mi się już słyszeć takie prośby, ale nigdy od tak młodego pacjenta. Leżał przede mną chłopak z ostatniej partii ochotników, którego przywieziono nam bez nóg. Jedną urwało mu powyżej kostki, drugiej nie miał niemal w całości, jak tamten ranny z początku listopada, który przechodził przez Puerta del Sol, kiedy Niemcy sprezentowali nam swoją pierwszą półtonową bombę.

      – Nie opowiadaj głupot – odparłem bez wahania, zaprzątnięty koniecznością przypalenia mu ran bez narkozy, bez chloroformu i środków przeciwbólowych.

      – To nie głupoty. – Prawą ręką złapał mnie za nadgarstek i spojrzał mi w oczy. – W tym stanie nie mam dokąd pójść, a jeśli wrócę do domu, na pewno mnie rozstrzelają. Wolę umrzeć tutaj, mówię poważnie.

      – Mogłabyś przynieść butelkę koniaku? – zwróciłem się do pomagającej mi pielęgniarki, jednej z tych ładniutkich wolontariuszek z lata 1936 roku, która w ostatnich miesiącach postarzała się równie szybko jak wszystkie jej koleżanki. – Daj mi ją tu, proszę.

      – Robi mi pan cholerne świństwo, wie pan? – Dziewczyna wyszła z sali zabiegowej, a pacjent podwoił błagania. – Mój ojciec jest alkadem z Frontu Ludowego42 we Fuentidueñi. Ratuje mnie pan tylko po to, żeby faszyści mnie rozstrzelali…

      – Nikt cię nie rozstrzela tylko dlatego, że jesteś synem alkada – próbowałem go uspokoić, jednocześnie oglądając rany. – On być może trafi do więzienia, ale ty jesteś jedynie żołnierzem i masz jeszcze przed sobą długie życie.

      – Panie doktorze…

      Pielęgniarka przekazała mi niemal pustą butelkę wraz z wiadomością, na którą w tym momencie nie zwróciłem większej uwagi. Nalałem nieco koniaku do szklanki i zbliżyłem ją do ust żołnierza, a moja asystentka ustawiła się w tym czasie za jego głową. Gdy skończył pić, wybrałem jeden z drewnianych klocków, które od kilku miesięcy stanowiły konieczny element mojego instrumentarium, i włożyłem mu go między zęby.

      – Zagryź.

      Spojrzałem na pielęgniarkę, a ona chwyciła pacjenta obiema rękami. Ja w tym czasie przyłożyłem kauter, szybko i mocno, by wywołać falę ostrego bólu. Wolałem, by stracił przytomność, co osiągnąłem bez trudu, bo brak zaopatrzenia, który doskwierał nam od miesięcy, uczynił ze mnie doświadczonego oprawcę. Nie dysponowałem innym znieczuleniem niż ból, który wywoływałem u moich pacjentów, i żeby zoptymalizować zabieg, nauczyłem się zaszywać kikuty z szybkością, która jeszcze rok wcześniej wydałaby mi się niemożliwa. Po opatrzeniu rany przeszukałem kieszenie fartucha. Wreszcie wyciągnąłem dwie aspiryny, które tam zachomikowałem na czarną godzinę, i podałem je pielęgniarce.

      – Nie pomoże mu to zbyt wiele, ale nie mam nic lepszego.

      – Dobrze. Chłopiec czeka na pana na zewnątrz.

      – Chłopiec? – Spojrzałem na nią i dopiero jej zaskoczona mina poprawiła mi pamięć. – Ach, tak, wcześniej mówiłaś coś o jakimś chłopcu…

      Miał pewnie z siedem lub osiem lat, choć wyglądał na mniej, jak niemal wszystkie dzieci madryckie tej zimy. Nie był niedożywiony, ale bardzo szczupły i na pewno od wielu miesięcy nie zjadł żadnego owocu, mięsa, cukru; przymusowa dieta złożona z ryżu i soczewicy spowalniała wzrost i nadawała skórze szary odcień. Pomimo wszystko był zdrowym, bystrym dzieckiem i bardzo się ucieszył na mój widok.

      – No wreszcie! – przywitał mnie wyrzutem. – Strasznie długo pan się guzdrał, tamten pan pewnie już sobie poszedł i w ogóle.

      Prowadził

Скачать книгу


<p>41</p>

Hiszp. alférez provisional – ranga wojskowa wprowadzona w wojskach frankistowskich podczas wojny domowej jako środek zaradczy w związku z niedoborami kadry oficerskiej; rangi tymczasowe traciły ważność po zakończeniu wojny.

<p>42</p>

Frente Popular – lewicowa koalicja wyborcza utworzona w 1936 roku, która zwyciężyła w ostatnich wyborach Drugiej Republiki Hiszpańskiej przed wybuchem wojny.