12 kroków z Jezusem. Daphne K.

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу 12 kroków z Jezusem - Daphne K. страница 11

12 kroków z Jezusem - Daphne K.

Скачать книгу

przetrwał on w jedności do dnia dzisiejszego, pomimo błędów popełnianych przez jednostki? Jezus przecież wiedział wszystko o kruchości rasy ludzkiej i o mocy Ducha Świętego”.

      Ostatecznie zostałam przekonana, że Jezus chciał, aby Jego Kościół pozostał jednością, w co też i wierzyłam, oraz że z gruntu powinien on być międzynarodowy. Doszłam do wniosku, że Kościół katolicki, choć może i nie był doskonały, to jednak najlepiej korespondował z tym, w co wierzyłam, że jest zamysłem Jezusa, więc postanowiłam, że chcę stać się jego częścią. (Prawdą również jest to, że właśnie pośród katolików „udało mi się poznać Jezusa”, co także musiało wpłynąć na moją decyzję. Potrafię również zrozumieć, że kiedy katolicy odnajdą Jezusa pośród protestantów, to sami mogą zechcieć nimi zostać.)

      Postanowiłam również nauczyć się zawodu pielęgniarki. Biorąc pod uwagę fakt, że kiedy opuszczałam szkołę, pielęgniarstwo wcale nie przedstawiało sobą tej ścieżki kariery, którą pragnęłabym podążać, była to z mojej strony nieco dziwna decyzja. Teraz uważam, że moja ówczesna motywacja składała się z mieszaniny prawdziwej troski (jeszcze bardziej rozbudzonej podczas dwóch tygodni pielgrzymki do Lourdes, gdzie jako wolontariuszka pełniłam obowiązki pielęgniarki), generalnego pragnienia odpowiedzenia na dobroć Boga oraz nadopiekuńczości spowodowanej współuzależnieniem.

      W dodatku uważałam, że moja wcześniejsza niechęć do pielęgniarstwa stanowiła skazę charakteru, której przynajmniej powinnam spróbować jakoś zaradzić. Nie była to rozsądna motywacja, która powinna raczej bazować na moich uzdolnieniach, pragnieniach czy odczuwanym powołaniu, lecz taka, którą dyktowało mi współuzależnienie, oparta na wstydzie. Przemoc słowna w szkole sprawiła, iż podejrzewałam się o to, że gdzieś tam głęboko muszę być złym człowiekiem, a podjęcie się pielęgniarstwa stanowiło po części próbę przekonania samej siebie i innych, że to nie prawda. Może to i „mądrość po szkodzie”, lecz w rzeczy samej wyjaśnia ona moją decyzję, która w każdym innym przypadku wydawałaby się bardzo dziwna.

      Lato przed rozpoczęciem pielęgniarstwa spędziłam w Owernii, ucząc pilotów Francuskich Sił Powietrznych języka angielskiego. Było to cudowne lato, po którym pozostały mi wspomnienia pełne słońca i radości.

      Pielęgniarstwo nie było aż tak szczęśliwym doświadczeniem, zanadto przypominało powrót do szkoły z internatem: sztywna atmosfera instytucji, w której mieszkaliśmy, noszenie mundurków, odcięcie od wszystkich moich poprzednich przyjaciół i praca dla jakichś sióstr oddziałowych, które przypominały mi moją szkolną wychowawczynię, choć jako osoba dorosła byłam już wobec nich mniej bezbronna. Pielęgniarstwo okazało się dla mnie bardzo męczące pod względem fizycznym i nieco frustrujące pod względem psychicznym. Żeby zostać pielęgniarką, potrzeba inteligencji, lecz kreatywne myślenie jest rzadko doceniane w przypadku pielęgniarek-uczennic! Nawet jeśli się przejęło jakieś rozsądne pomysły od kolejnej siostry oddziałowej, to na nowym oddziale można było przez nie popaść w tarapaty. Nawiązałam jednak wiele nowych przyjaźni, a samo pielęgniarstwo sprawiało mi radość i miałam dobre stosunki z pacjentami.

      Po trzecim roku wykonywania przeze mnie pracy pielęgniarki mój ojciec odszedł na emeryturę. Pewnego wieczoru przyjechałam do domu, bo miałam wolny dzień. Matka powiedziała mi, że ojciec odchodzi nazajutrz rano. Jak już wspominałam we Wprowadzeniu, spadło to na mnie jak grom z jasnego nieba. Większość czasu przebywałam poza domem, gdyż zajęłam się pielęgniarstwem i nie zdawałam sobie sprawy, że w relacji wzajemnej moich rodziców coś się nie układało. Próbowałam rozmawiać z ojcem, ale powiedział, że jest mu bardzo przykro, lecz decyzję już podjął i nie ma sensu z nią dyskutować. Następnego ranka odszedł i już nigdy nie rozmawiał z moją matką.

      Matka była jak oszalała i pomyślałam, że powinnam na powrót z nią zamieszkać. I tak też zrobiłam, kiedy tylko dowiedziałam się, że zdałam swój państwowy egzamin na certyfikowaną pielęgniarkę SRN (State Registered Nurse). Zamieszkanie w domu oznaczało odejście ze szpitala, w którym się szkoliłam, więc za jednym zamachem postanowiłam porzucić także samo pielęgniarstwo.

      Kiedy ojciec odszedł na emeryturę, czasami przyjeżdżał do Londynu na spotkania. Moi bracia i ja widywaliśmy się z nim w restauracji na lunchu czy obiedzie. Zawsze było to więcej niż nic, lecz nie rekompensowało jego nieobecności w domu. Prowadziliśmy wiele uprzejmych rozmów, lecz cała ta sytuacja było nieco sztuczna.

      Do tego czasu zdążyłam sobie uświadomić, że nie mam powołania do zakonu, jaki mnie początkowo pociągał, a mianowicie do Małych Sióstr Jezusa, cudownego zgromadzenia, które w znacznym stopniu pozbawione było krochmalu, we wszystkich znaczeniach tego słowa. (Ich „habity” są szyte z niebieskiego drelichu stosownie do stylu odzienia biednych, pochodzących z kraju, w którym siostry pracują.) Próbują one „w ukryciu” naśladować życie Jezusa w Nazarecie, dzieląc swoje życie i prace wraz z biednymi. Ich apostolat wyraża się bardziej poprzez czyny niż słowa i choć nadal ogromnie je podziwiam, to zrozumiałam, że ich powołanie nie jest dla mnie.

      Nadal jednak rozważałam robienie czegoś innego, co jeszcze nie ukonstytuowało się w Anglii i co również wymagałoby czystości. Stawało się to coraz trudniejsze w Londynie w „swingujących latach sześćdziesiątych” i równocześnie zaczynałam odczuwać lekkie rozdrażnienie na myśl, że całkowite oddanie Jezusowi nadaje się dla księży, zakonnic, wikariuszy itd., lecz „normalni” żonaci mężczyźni i zamężne kobiety byli skazani na hołdowanie innym priorytetom. Czułam, że chciałabym udowodnić, choćby samej sobie, jeśli nie komukolwiek innemu, że to nieprawda. Lecz oznaczało to, że musiałabym znaleźć mężczyznę, który miałby podobne priorytety, a niestety takimi zbytnio nie obrodziło! Pośród katolików ci najbardziej oddani zazwyczaj zostają księżmi lub mnichami, co redukuje liczbę dostępnych świeckich.

      Po pielęgniarstwie zostałam tłumaczką i pracowałam w biurze tłumaczeń, co pociągało za sobą, pośród innych zleceń, zorganizowania przekładów na ponad tuzin języków hasła „When eating puts you wrong, Eno’s puts you right”19. Oczekiwano od nas, żebyśmy zawsze sprawiali wrażenie, że wszyscy tłumacze pracują pod naszym wspólnym dachem. Wyczarowywano w ten sposób cudowny obrazek naszego wiktoriańskiego budyneczku z piętrem pełnym biur, gdzie tłoczy się co najmniej dziesiątką gestykulujących Europejczyków, którzy walczą o kawałek biurka z Arabem, Chińczykiem i użytkownikiem suahili.

      Mniej więcej rok później zobaczyłam w jakimś biuletynie apel skierowany do osoby chętnej sfinansować pensję dla francuskojęzycznego pracownika chrześcijańskiej organizacji charytatywnej, zaangażowanej w działania związane z międzynarodową pomocą i edukacją. Zgłosiłam się z podaniem o tę pracę i powiedziano mi, że byliby niezmiernie szczęśliwi, gdyby mogli mnie zatrudnić, lecz jak dotąd nie zgłosił się żaden chętny, żeby sfinansować tę pensję! Umówiliśmy się, że za bardzo niską stawkę będę pracować przez cztery dni w tygodniu i pozostanie mi jeden dzień na zarobienie lepszych pieniędzy jako tymczasowa sekretarka. Przez kilka miesięcy pracowałam więc przez jeden dzień w tygodniu dla słynnej „osobistości telewizyjnej” w jej mieszkaniu w Chelsea. Zarówno ona, jak i jej mąż byli uroczymi ludźmi, jej pudle były dobrze ułożone, a jej kucharz przygotowywał smakowite lunche.

      Praca w organizacji charytatywnej była skrajnie zróżnicowana. Jednego tygodnia mogłam wydawać Biuletyn, pakować książki do wysłania do afrykańskich bibliotek, gotować spaghetti w klubie, kiedy kucharz odszedł nadąsany lub organizować spotkania dla francuskojęzycznych afrykańskich dziennikarzy czy przyjęcia dla ludzi z ambasad w celu uczczenia odzyskania niepodległości przez kolejne afrykańskie państwo.

Скачать книгу


<p>19</p>

Bardzo wieloznaczny slogan reklamowy, którego główne przesłanie można by zinterpretować: „Jeśli jedzenie cię rozregulowuje, Eno to skoryguje” (przypis tłum.).