Cmentarz w Pradze. Umberto Eco
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Cmentarz w Pradze - Umberto Eco страница 12
– Rewolucja, mój chłopcze, uczyniła z nas niewolników bezbożnego państwa, bardziej nierównych niż przedtem, wrogich sobie braci, z których każdy jest Kainem dla innych. Niedobrze jest być zbyt wolnym i niedobrze jest także mieć wszystko, czego się potrzebuje. Nasi ojcowie byli ubożsi i szczęśliwsi, bo utrzymywali kontakt z naturą. Nowoczesność dała nam parę, która zatruwa wsie, i krosna mechaniczne, które pozbawiają pracy tylu biedaków i sprawiają, że tkaniny nie są już takie jak kiedyś. Człowiek nie powinien być wolny, bo pozostawiony sam sobie staje się zły. Wolności trzeba mu niewiele – tyle, ile przyzna władca.
Jego ulubionym tematem był jednak ksiądz Barruel. Myśląc o swoim dzieciństwie, niemal widzę księdza Barruela, który jakby mieszkał u nas w domu, chociaż musiał już od dawna być martwy.
– Widzisz, chłopcze – słyszę jeszcze słowa dziadka – po szale rewolucyjnym, który wstrząsnął wszystkimi krajami Europy, rozległ się pewien głos i wyjawił, że rewolucja była tylko ostatnim, najbliższym nam w czasie etapem powszechnego sprzysiężenia, wymierzonego przez templariuszy w tron i ołtarz, to jest w królów, a zwłaszcza w królów Francji, oraz w Kościół, naszą ukochaną matkę… Był to głos księdza Barruela, który w końcu ubiegłego wieku napisał swoją Historię jakobinizmu [3].
– Ale, panie dziadku, co mieli z tym wspólnego templariusze? – pytałem wtedy. Znałem już wprawdzie tę historię na pamięć, lecz chciałem dać dziadkowi ponownie się wypowiedzieć na ulubiony temat.
– Chłopcze, templariusze to był nadzwyczaj potężny zakon rycerski, który król francuski zniszczył, aby zawładnąć jego mieniem. Większość templariuszy spalono na stosie, ale ci, którzy przeżyli, ustanowili tajemne zgromadzenie, żeby dokonać zemsty na królach Francji. I rzeczywiście: kiedy gilotyna ścięła głowę króla Ludwika, na szafot wszedł nieznany osobnik i podniósł tę biedną głowę, wołając: „Jakubie de Molay, jesteś pomszczony!” De Molay był wielkim mistrzem templariuszy, którego król Filip IV kazał spalić na krańcu Île de la Cité w Paryżu.
…niemal widzę księdza Barruela, który jakby mieszkał u nas w domu, chociaż musiał już od dawna być martwy…
– Ale kiedy spalono tego de Molay?
– W tysiąc trzysta czternastym roku.
– Zaraz policzę, panie dziadku. To prawie pięćset lat przed rewolucją. Jak udało się templariuszom pozostać w ukryciu przez pięćset lat?
– Wkradli się do stowarzyszeń dawnych budowniczych katedr, murarzy. Z tych stowarzyszeń zrodziła się angielska masoneria, która tak się nazywa, bo jej członkowie uważali się za free masons, czyli za wolnomularzy.
– A dlaczego murarze mieli robić rewolucję?
– Barruel zrozumiał, że dawni templariusze i wolnomularze zostali zawojowani i zdeprawowani przez iluminatów bawarskich! To straszna sekta, założona przez niejakiego Weishaupta. Każdy jej członek znał tylko swojego bezpośredniego przełożonego i nic nie wiedział o innych, stojących wyżej w hierarchii, ani o ich zamiarach. Celem sekty było nie tylko zniszczenie tronu i ołtarza, lecz także stworzenie społeczeństwa bez praw i moralności, w którym obowiązywałaby wspólnota dóbr, a nawet kobiet… Boże, wybacz mi, że mówię o tym chłopcu, ale trzeba przecież poznać knowania Szatana. Ściśle związani z iluminatami bawarskimi byli ci wrogowie wszelkiej wiary, którzy ułożyli haniebną Encyklopedię, a więc Wolter, d’Alembert, Diderot i ta cała klika, która za przykładem iluminatów mówiła we Francji o Siècle des Lumières, w Niemczech zaś o Aufklärung, i która wreszcie, zbierając się potajemnie, aby uknuć obalenie królów, powołała do życia klub zwany jakobinami, od imienia właśnie Jakuba de Molay. Oto kto spiskował, żeby we Francji wybuchła rewolucja!
– Ten Barruel wszystko pojął…
– Nie zrozumiał jednak, jak z grupy chrześcijańskich rycerzy mogła wyrosnąć sekta wroga Chrystusowi. Wiesz, to jak drożdże w cieście: jeśli ich za mało, ciasto nie rośnie, nie pęcznieje, i nie ma chleba. Co było tymi drożdżami, które ktoś… może los, a może diabeł… wprowadził do zdrowych jeszcze konwentykli templariuszy i wolnomularzy, żeby wyrosła z nich najbardziej diabelska sekta wszech czasów?
W tym miejscu dziadek robił przerwę, splatał dłonie, jakby chciał bardziej się skupić, uśmiechał się chytrze i oświadczał z wyważoną, lecz tryumfalną skromnością:
– Człowiekiem, który pierwszy miał odwagę odpowiedzieć na to pytanie, był twój dziadek, drogi chłopcze. Po przeczytaniu książki Barruela nie zawahałem się napisać do niego listu. Idź tam pod ścianę, chłopcze, i przynieś mi szkatułkę.
Przynosiłem szkatułkę, dziadek otwierał ją złotym kluczykiem, który nosił zawieszony na szyi, i wyjmował pożółkły arkusz papieru sprzed czterdziestu lat.
– Oto oryginał listu, który przepisałem potem na czysto dla Barruela.
Mam jeszcze przed oczami dziadka czytającego z dramatycznymi przerwami.
Zechce Pan przyjąć od nieuczonego żołnierza, jakim jestem, najszczersze gratulacje z powodu Pańskiej książki, zasługującej w pełni na nazwę najwybitniejszego dzieła ubiegłego stulecia. Och! Jakże umiejętnie zdemaskował Pan owe ohydne sekty, które torują drogę Antychrystowi i są nieubłaganymi wrogami nie tylko religii chrześcijańskiej, ale też wszelkiego kultu, wszelkiego społeczeństwa i wszelkiego porządku! Jednakże istnieje jedna jeszcze, o której Pan wspomniał tylko pobieżnie. Być może postąpił Pan tak umyślnie, jest ona bowiem najbardziej znana i dlatego uchodzi za najmniej groźną. Moim jednak zdaniem jest dzisiaj najstraszniejszą potęgą ze względu na swoje niezmierne bogactwa i na poparcie, jakim się cieszy we wszystkich prawie państwach Europy. Zrozumiał Pan z pewnością, że mówię o sekcie żydowskiej. Wydaje się ona odrębna i wroga innym sektom, lecz w rzeczywistości tak nie jest. Wystarczy bowiem, aby jedna z tych sekt okazała się wroga chrześcijaństwu, a żydostwo zaczyna jej sprzyjać, finansować ją i protegować. Czyż nie widzieliśmy już i nie widzimy nadal, że nie skąpi ono swojego złota i srebra, aby popierać i inspirować współczesnych sofistów, wolnomularzy, jakobinów i iluminatów? Żydzi tworzą zatem wraz ze wszystkimi innymi sekciarzami jedno stronnictwo, którego celem jest zniszczenie chrześcijaństwa, jeśli to możliwe. Proszę, nie sądź, Panie, że przesadzam. Nie piszę o niczym, czego nie powiedzieliby mi sami Żydzi…
– A jak dowiedział się o tym dziadek od Żydów?
– Miałem niewiele ponad dwadzieścia lat, byłem młodym oficerem armii sabaudzkiej, kiedy Napoleon najechał Królestwo Sardynii. Ponieśliśmy klęskę pod Millesimo, Piemont został wcielony do Francji. Był to tryumf bezbożnych bonapartystów, którzy ścigali nas, oficerów królewskich, i wieszali na suchej gałęzi. Lepiej było nie nosić już munduru, ani nawet nie pokazywać się na ulicy. Mój ojciec jako kupiec znał Żyda lichwiarza, któremu wyświadczył jakąś przysługę. Za pośrednictwem tego Żyda dano mi do dyspozycji na kilka tygodni – oczywiście po słonej cenie – pokoik w getcie znajdującym się wówczas właśnie na tyłach naszego domu, między ulicami San Filippo i delle Rosine; zostałem tam, dopóki w mieście nie zrobiło się bezpieczniej, potem wyjechałem do krewnych we Florencji. Było mi bardzo niemiło mieszkać wśród tej