Cmentarz w Pradze. Umberto Eco
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Cmentarz w Pradze - Umberto Eco страница 8
Przekonałem ich; zamówili salsifis. Dało to początek naszym serdecznym rozmowom, które prowadziliśmy dwa razy w miesiącu.
– Widzi pan, panie Simonini – tłumaczył mi Bourru – doktor Charcot poświęca się dogłębnym badaniom nad histerią, rodzajem nerwicy przejawiającej się różnymi reakcjami psychomotorycznymi, sensorycznymi i wegetatywnymi. W przeszłości uważano ją za zjawisko występujące wyłącznie u kobiet, spowodowane zaburzeniami czynności macicy. Charcot jednak dowiódł, że objawy histerii występują równie często u osób obojga płci, obejmując paraliż, padaczkę, ślepotę i głuchotę, trudności w oddychaniu, mówieniu i przełykaniu.
– Mój kolega – wtrącił się Burot – nie powiedział jeszcze, że Charcot utrzymuje, iż opracował terapię, dzięki której histeria stała się uleczalna.
…Charcot wybrał hipnozę, jeszcze do wczoraj uprawianą przez szarlatanów w rodzaju Mesmera…
– Właśnie miałem o tym mówić – obruszył się Bourru. – Charcot wybrał hipnozę, jeszcze do wczoraj uprawianą przez szarlatanów w rodzaju Mesmera. Zahipnotyzowani pacjenci powinni wskrzesić w pamięci traumatyczne epizody, z których zrodziła się histeria, i uświadomiwszy je sobie, odzyskać zdrowie.
– Naprawdę je odzyskują?
– W tym właśnie rzecz, panie Simonini – powiedział Bourru. – Dla nas to, co dzieje się w La Salpêtrière, przypomina bardziej teatr niż klinikę psychiatryczną. Proszę mnie źle nie zrozumieć: nie zamierzam, broń Boże, powątpiewać w nieomylność diagnoz Mistrza…
– Nie wątpimy w nią, bynajmniej – potwierdził Burot – tyle że technika hipnozy sama w sobie…
Bourru i Burot wyjaśnili mi różne sposoby hipnotyzowania – od szarlatańskich jeszcze niejakiego księdza Farii (nastawiłem uszu, słysząc to nazwisko z Dumasa, ale – jak wiadomo – Dumas zgłębiał kroniki prawdziwe) po naukowe już doktora Braida, autentycznego pioniera w tej dziedzinie.
– Obecnie – zapewnił Burot – dobrzy hipnotyzerzy stosują metody prostsze.
– I skuteczniejsze – sprecyzował Bourru. – Wprawia się w ruch wahadłowy medal albo klucz, a choremu zleca w ten przedmiot usilnie się wpatrywać. W ciągu trzech minut jego źrenice zaczynają poruszać się wahadłowo, puls słabnie, oczy się zamykają, twarz przybiera wyraz wewnętrznego spokoju. Sen może trwać do dwudziestu minut.
– Należy zaznaczyć – poprawił go Burot – że wiele zależy od podmiotu, ponieważ hipnoza nie polega na przekazywaniu tajemniczych fluidów, jak utrzymywał ten bufon Mesmer, ale łączy się ze zjawiskiem autosugestii. Hinduscy guru osiągają te same wyniki, wpatrując się w czubek własnego nosa, a mnisi z góry Athos – wpatrując się we własny pępek.
– My nie wierzymy zbytnio w te formy autosugestii – powiedział Burot. – Ograniczamy się do stosowania w praktyce tego, co wyczuł Charcot, zanim tak bardzo przejął się hipnozą. Zajmujemy się przypadkami osobowości zmiennej, to jest pacjentami, którzy jednego dnia uważają, że są pewną osobą, a drugiego – że inną, przy czym obie te osoby nic o sobie nie wiedzą. W zeszłym roku trafił do naszego szpitala niejaki Louis.
– Interesujący przypadek – uściślił Bourru. – Dolegały mu: paraliż, znieczulica, skurcze, bóle mięśni, hiperestezja, niemota, stany zapalne skóry, krwotoki, kaszel, wymioty, padaczka, katatonia, lunatyzm, pląsawica, wady wymowy…
– Czasami zdawało mu się, że jest psem – dodał Burot – albo parowozem. Miewał też halucynacje prześladowcze, zwężenia pola widzenia, omamy smakowe, słuchowe i wzrokowe, przekrwienia płucne pseudogruźlicze, bóle głowy i żołądka, zaparcia, brak łaknienia, wilczy głód, letargi, objawy kleptomanii.
– Jednym słowem – zakończył Bourru – normalny obraz kliniczny. Otóż my nie uciekliśmy się do hipnozy, ale umocowaliśmy na prawym ramieniu chorego stalową sztabę – i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki pojawiła się nam zupełnie nowa postać. Paraliż i niewrażliwość zniknęły z prawego boku i przeniosły się na lewy.
– Mieliśmy przed sobą – sprecyzował Burot – całkiem inną osobę, która nie pamiętała w ogóle, kim była przed chwilą. W zależności od stanu, w jakim się znajdował, Louis mógł być abstynentem, a później stawał się wręcz alkoholikiem.
– Proszę zauważyć – powiedział Bourru – że magnetyczna siła danej substancji działa także na odległość. Nic nie mówiąc podmiotowi, stawia się na przykład pod jego krzesłem buteleczkę zawierającą alkohol. W stanie somnambulizmu wystąpią wówczas u niego wszelkie objawy nietrzeźwości.
– Pojmuje pan, że nasze zabiegi nie szkodzą w żadnej mierze psychice pacjenta – zakończył Burot. – Hipnotyzm wywołuje u niego utratę świadomości, natomiast przy zastosowaniu magnetyzmu żaden organ nie podlega gwałtownemu wstrząsowi, następuje tylko stopniowe ładowanie splotów nerwowych.
Po tej rozmowie nabrałem przekonania, że Bourru i Burot to dwaj głupcy, którzy dręczą nieszczęsnych wariatów piekącymi substancjami. W tym przekonaniu utwierdził mnie doktor Du Maurier. Widziałem, że siedząc przy pobliskim stoliku, przysłuchiwał się ich wywodom i raz po raz potrząsał głową.
– Drogi przyjacielu – powiedział mi dwa dni później – zarówno Charcot, jak i ci nasi dwaj rochefortczycy, zamiast analizować przeżycia swoich podmiotów i zastanawiać się, co znaczy mieć podwójną świadomość, troszczą się o to, czy można oddziaływać na nich hipnozą lub metalowymi sztabami. Rzecz w tym, że u wielu podmiotów przejście od jednej osobowości do drugiej odbywa się spontanicznie, w nieprzewidywalny sposób i w nieprzewidywalnych chwilach. Można by nawet mówić o autohipnozie. Moim zdaniem Charcot i jego uczniowie nie przemyśleli dostatecznie eksperymentów doktora Azama i przypadku Félidy. O podobnych zjawiskach wiemy jeszcze mało; zaburzenia pamięci mogą być spowodowane zmniejszeniem dopływu krwi do nieznanej nam dotąd części mózgu, a przyczyną przejściowego zwężenia naczyń może być stan histerii. Ale gdzie występuje niedobór krwi przy utracie pamięci?
– No właśnie, gdzie?
– Oto problem. Wiadomo panu, że nasz mózg ma dwie półkule. Mogą się zatem zdarzyć podmioty, które myślą raz półkulą całą, a raz niecałą, pozbawioną władzy pamięci. W mojej klinice mam przypadek bardzo podobny do przypadku Félidy. Kobieta młoda, niewiele ponad dwadzieścia lat. Nazywa się Diana.
Tutaj Du Maurier na chwilę zamilkł, jakby w obawie, że wyzna coś poufnego.
– Powierzyła mi ją na kurację dwa lata temu krewna, która potem zmarła i oczywiście przestała płacić, ale co miałem robić… wyrzucić pacjentkę na bruk? Mało wiem o jej przeszłości. Z jej opowiadań wynika, że już jako dorastająca dziewczynka zaczęła co pięć–sześć dni, po każdym silniejszym wzruszeniu, odczuwać ból w skroniach, a następnie jakby zapadać w sen. To, co nazywa snem, jest w rzeczywistości atakiem histerii. Kiedy się budzi albo uspokaja, bardzo różni się od tej, którą była przedtem, a więc wchodzi w fazę nazywaną przez doktora Azama stanem wtórnym. W stanie, który nazwiemy