Rynek i ratusz. Niall Ferguson
Чтение книги онлайн.
Читать онлайн книгу Rynek i ratusz - Niall Ferguson страница 20
Iluminatów żadną miarą nie należy zatem postrzegać jako wszechwładnej organizacji spiskowej, utrzymywanej przy życiu jakimiś tajnymi sposobami przez ponad dwa stulecia, ale jako ciekawy, choć niespecjalnie istotny nurt w dziejach oświecenia. Natomiast jako sieć sytuująca się wewnątrz innych, większych sieci – tej wolnomularskiej, ale także tej wywodzącej się z francuskiej filozofii oświeceniowej – zakon założony przez Weishaupta stanowi dla nas dobry przykład klimatu ówczesnej epoki, w której nierozważnie było głosić otwarcie idee wprost kwestionujące religijne i polityczne status quo. Stąd potrzeba zachowania tajemniczości. A jednak to właśnie owa tajemniczość w ostatecznym rozrachunku umożliwiła przedstawicielom władz wyolbrzymianie rewolucyjnego zagrożenia, jakie rzekomo mieli stanowić iluminaci. Tymczasem w rzeczywistości rewolucyjny potencjał tkwił w owej szerszej sieci oświecenia, w której ramach zakon się sytuował, ze względu na swobodne krążenie w niej niebezpiecznych dla zachowania status quo idei, czy to przez publikację książek, czy wydawanie rozmaitych periodyków. Idee te tak czy owak rozprzestrzeniłyby się, niczym wirusy, po całej Europie i Ameryce, i to nawet wówczas, gdyby sam Adam Weishaupt nigdy nie zaistniał na arenie dziejów.
Historycy, którzy próbowali opowiedzieć historię iluminatów, napotykali wiele problemów, ponieważ nie pozostawili oni po sobie choćby jednego porządnego archiwum, a jedynie wiele luźno ze sobą związanych i porozrzucanych śladów. Do czasu uzyskania dostępu do archiwów lóż masońskich badacze tego zagadnienia musieli polegać niemal wyłącznie na wspomnieniach i dokumentach skonfiskowanych i opublikowanych przez jawnych wrogów zakonu. Tak więc pośród materiałów, jakie miały się znajdować w posiadaniu Franza Xavera Zwackha, odnaleziono podobno podróbki oficjalnych urzędowych pieczęci używane do fałszowania dokumentów, rozprawy pochwalające samobójstwo, instrukcje sporządzania trującego gazu i sympatycznego atramentu, opis specjalnej substancji zabezpieczającej tajne dokumenty, czy wreszcie rozmaite sposoby na przeprowadzanie aborcji, w tym przepis na wywar, który miał wywołać poronienie. Wiemy dziś z całą pewnością, że są to materiały wysoce niereprezentatywne, jeśli chodzi o działalność iluminatów[20]. Bardziej typowe są starannie uporządkowane papiery dokumentujące wymianę myśli między Bodem a iluminatami z Turyngii, których rekrutował. Doskonale jest w nich widoczne wewnętrzne napięcie charakterystyczne dla tajnego stowarzyszenia, które stawia sobie za cel propagowanie idei oświecenia, ale zarazem przyjmuje strukturę hierarchiczną i oczekuje od swoich nowicjuszy całkowitego obnażenia się przed przełożonymi, oferując im w zamian wyłącznie tanie jarmarczne sztuczki[21]. W starciu z potężnym państwem bawarskim, bo właśnie taki miało ono status za elektora Karola Teodora, iluminaci zostali z łatwością zmiażdżeni. A przecież był to okres, w którym elektor musiał już dostrzegać gromadzące się na horyzoncie ciemne chmury. Zaledwie dziesięć lat po wydaniu przezeń dekretu o zakazie działalności tajnych stowarzyszeń wojska rewolucyjnej Francji najechały Palatynat, wciąż rządzony przez Karola Teodora, a stamtąd skierowały się ku Bawarii. Od 1799 roku aż do dni poprzedzających bitwę pod Lipskiem w 1813 roku Bawaria była w praktyce państwem satelickim formującego się cesarstwa Napoleona. Tymczasem Gotha – w której znaleźli schronienie co znaczniejsi iluminaci – rządzona przez księcia Augusta, syna i spadkobiercę księcia Ernesta, stała się wręcz czołobitnie usłużna wobec francuskiego tyrana.
Tak więc to nie iluminaci wywołali rewolucję francuską – a już z całą pewnością nie ułatwili oni dojścia do władzy Napoleonowi – choć bezsprzecznie sporo na niej skorzystali (wszyscy poza Weishauptem doczekali się ułaskawienia, a niektórzy, w tym zwłaszcza Dalberg, zyskali nawet duże wpływy). Zakon nie kontynuował też swojej niecnej działalności zmierzającej do przejęcia kontroli nad światem aż do dnia dzisiejszego, lecz zakończył swój żywot pod koniec lat osiemdziesiątych XVIII wieku, a wysiłki mające na celu jego wskrzeszenie, podjęte już w XX stuleciu, miały w dużej mierze charakter pokazowy[17*]. Jego historia stanowi wszak integralną część złożonego procesu dziejowego, w którego trakcie Europa przeszła z oświecenia do rewolucji, a następnie do epoki imperialnej. W procesie tym decydującą rolę odegrały bez wątpienia właśnie sieci i nieformalne związki intelektualistów.
Odwołując się do najnowszych zdobyczy współczesnej historiografii, niniejsza książka podejmuje starania, by ocalić dzieje sieci przed mroczną poświatą rzucaną na nie przez rozmaite teorie spiskowe, a jednocześnie wykazać, że historyczne przemiany można, a często wręcz należy postrzegać, pod kątem wyzwań rzucanych porządkowi hierarchicznemu przez takie właśnie nieformalne powiązania sieciowe.
II
Cesarze i zdobywcy
11
Krótka historia hierarchii
W słynnym spaghetti westernie Sergia Leone zatytułowanym Dobry, zły i brzydki Clint Eastwood i Eli Wallach poszukują skradzionego złota konfederatów. Jak ustalają, skarb został zakopany pod jednym z nagrobków na ogromnym cmentarzu z czasów amerykańskiej wojny domowej. Niestety nie wiadomo, o który nagrobek chodzi. Usunąwszy uprzednio wszystkie naboje z rewolweru Wallacha, Eastwood zwraca się zatem do niego, wypowiadając nieśmiertelną kwestię: „Bo widzisz, przyjacielu, na tym świecie istnieją dwa rodzaje ludzi: ci z naładowaną bronią i ci, którzy kopią. Ty kopiesz”. Oto prawdziwie pradawna mądrość przełożona na współczesny język. Przez większość dziejów życie miało charakter hierarchiczny. Nieliczna garstka wybranych mogła cieszyć się przywilejami wynikającymi ze zmonopolizowania środków przemocy. A wszyscy inni musieli kopać.
Ale dlaczego właściwie hierarchie pojawiły się w historii na długo przed sieciami? Oczywista odpowiedź jest taka, że nawet w najdawniejszych grupach prehistorycznych istot człekokształtnych istniały jakieś podziały ze względu na różne rodzaje wykonywanej pracy oraz hierarchię zdolności fizycznych i intelektualnych narzucanych przez naturę. I z tego właśnie powodu już najbardziej prymitywne plemiona miały (i mają nadal) charakter hierarchiczny, a nie sieciowy[1]. Bo przecież nawet w „najprostszych wspólnotach zbieracko-łowieckich” potrzebne jest przywództwo[2]. Ktoś musi decydować o tym, kiedy i dokąd wyruszyć na łowy. Ktoś musi potem podzielić to, co upolowano – dbając, by również najsłabsi, w tym dzieci i starcy, otrzymali należne im pożywienie. A ktoś inny musi zabrać się do kopania.
W miarę jak pierwsi ludzie zaczęli tworzyć coraz większe grupy i angażować się w coraz bardziej złożone formy polowań czy innych rodzajów pozyskiwania pożywienia, rozwijali oni także najbardziej podstawowe ramy intelektualne wspomagające tego rodzaju działalność – takie jak mity objaśniające naturę świata, w których rządy nad nim sprawują zawsze bogowie o nadludzkich umiejętnościach – jak również pierwsze praktyki i substancje wpływające na działanie mózgu[3]. Jednocześnie owi pierwsi ludzie zaczęli uczyć się elementarnych prawideł sztuki wojennej, a wraz z ich opanowywaniem przystąpili do produkcji zadziwiających ilości prymitywnych rodzajów broni, takich jak topory, łuki czy strzały[4]. Najwcześniejsze wspólnoty rolnicze epoki neolitu (począwszy od około 10 200 r. p.n.e.) w sposób oczywisty zmuszone były przeznaczać znaczące zasoby na obronę przed najeźdźcami (albo też samemu organizować najazdy). Stratyfikacja społeczna na panów i niewolników, na wojowników i robotników czy też na kapłanów i wiernych musiała zatem pojawić się stosunkowo wcześnie w dziejach. Wraz z rozwojem pisma symbolicznego, które wyewoluowało z rysunków naskalnych, narodził się pierwszy system magazynowania danych poza przestrzenią ludzkiego umysłu, a to z kolei doprowadziło do powstania kolejnej warstwy społecznej – uczonych.