Cokolwiek powiesz, nic nie mów. Группа авторов

Чтение книги онлайн.

Читать онлайн книгу Cokolwiek powiesz, nic nie mów - Группа авторов страница 8

Cokolwiek powiesz, nic nie mów - Группа авторов Reportaż

Скачать книгу

„Mieszkańcy Shankill Road, cóż czynicie?! – pokrzykiwał. – Czy wiecie, kto mieszka pod numerem 425?! Ludzie papieża, ot co!”148. W istocie dokonywał czystek etnicznych, ale w skali detalicznej, nie hurtowej. Wymieniał kolejne adresy – Aden Street 56, Crimea Street 38, wspominał o właścicielach miejscowej lodziarni – wskazując tym samym „sługusów papieża”, agentów Rzymu, których koniecznie należy przepędzić. W domu przy Avoniel Road nie było telewizora149, ale Jean z Arthurem odwiedzali sąsiadów i oglądali u nich wieczorne wiadomości. Ruch na rzecz praw obywatelskich budził się do życia, w Irlandii Północnej coraz częściej dochodziło do zamieszek, a McConville’owie czuli narastający niepokój.

      W 1969 roku, kiedy rozpętało się piekło, Michael McConville miał osiem lat. Każdego lata w Derry lojalistyczne bractwo o nazwie Terminatorzy organizowało marsz dla uczczenia młodych protestantów, którzy w 1688 roku zamknęli bramy miasta przed katolicką armią Jakuba II. Odprawiano przy tym tradycyjny rytuał: chłopcy wspinali się na mury otaczające Derry i ciskali pensówkami w domy w Bogside, katolickim getcie. Jednak w 1969 roku katolicy postanowili potraktować to jako zaczepkę i wybuchły brutalne zamieszki, określone później mianem bitwy o Bogside150.

      Wieści o starciach dotarły do Belfastu i wkrótce przemoc rozprzestrzeniła się niczym zaraza. Bandy młodych protestantów wdzierały się do katolickich dzielnic, wybijały szyby w oknach i podpalały domy. Katolicy kontratakowali, ciskając kamieniami, butelkami i koktajlami Mołotowa. Królewska Policja Ulsteru oraz Oddziały Specjalne B zainterweniowały, ale skupiły się głównie na pacyfikowaniu katolickich bojowników. Na przemoc ze strony lojalistów służby nie reagowały; funkcjonariusze stali tylko z założonymi rękami i patrzyli (tak przynajmniej twierdzili katolicy). W katolickich dzielnicach wkrótce wyrosły więc barykady, mające zapewnić ludziom bezpieczeństwo. Mieszkańcy uprowadzali autobusy dowożące dzieci do szkoły, kradli furgonetki piekarzy i przewracali je na bok, by blokować ulice i wznosić fortyfikacje. Młodzi katolicy wyrywali kostkę brukową i ciskali nią w policjantów151. Zaniepokojona policja rzuciła do akcji przysadziste wozy opancerzone nazywane świniami. Toczyły się one ciężko po wąskich ulicach, wieżyczki strzelnicze obracały się czujnie na wszystkie strony. Niekiedy o stalowe pancerze uderzały koktajle Mołotowa i płonąca błękitnym płomieniem benzyna rozlewała się niczym białko z rozbitej skorupki jajka152.

      Zdarzały się chwile poetyckiej anarchii. Buldożer pozostawiony na placu budowy został podwędzony przez parę dzieciaków, które ruszyły wesoło przez zachodni Belfast, pośród wiwatów i radosnych okrzyków okolicznych mieszkańców. W pewnym momencie chłopcy stracili kontrolę nad potężną maszyną i uderzyli w słup telegraficzny. Wtedy ktoś natychmiast cisnął w buldożer butelką z benzyną i w górę buchnęły płomienie153.

      Gangi lojalistów wzięły się za przeczesywanie Bombay Street, Waterville Street, Kashmir Road i innych katolickich okolic154. Sypało się szkło okienne, koktajle Mołotowa wpadały do pomieszczeń, setki domów zostały zniszczone i zupełnie wypatroszone. Ludzie lądowali na ulicy. Mieszkańcy Belfastu zabijali deskami drzwi i okna, jak gdyby szykowali się na nadejście huraganu155. Należało odsunąć meble na środek salonu, żeby w razie czego nie zajęły się ogniem, po czym przywarować z innymi domownikami w kuchni na tyłach. Dziadkowie i babcie ściskali w dłoniach różańce156. Pozostawało tylko przeczekać panujący chaos.

      Tamtego lata w Belfaście blisko dwa tysiące rodzin uciekło z domów157. W ogromnej większości byli to katolicy. Populacja miasta liczyła około trzystu pięćdziesięciu tysięcy ludzi158; w nadchodzących latach aż dziesięć procent mieszkańców zdecydowało się na przenosiny w inne miejsce159. Bywało, że pod dom nadciągał tłum liczący nawet sto osób i wyrzucał lokatorów na bruk160. Ale niekiedy wystarczyła wsunięta przez otwór na listy wiadomość, że mieszkańcy domu mają godzinę, żeby się wynieść161. Rodzina upychała się w samochodzie – nawet po osiem osób naraz – i jechała na drugi koniec miasta w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia162. Tysiące katolików tłoczyło się na dworcu kolejowym. Stali się uchodźcami czekającymi na pociąg, który zabierze ich na południe, do Republiki Irlandii163.

      Nie minęło wiele czasu, a tłum przyszedł też po McConville’ów. Ludzie z okolicy odwiedzili Arthura i kazali mu się zabierać. Wymknął się w nocy i ukrył w domu matki164. Jean i dzieci z początku zostali u siebie w nadziei, że przemoc zelżeje, ostatecznie jednak także musieli uciekać, zabierając tylko tyle dobytku, ile zmieściło się w taksówce165.

      Jechali przez odmienione miasto. Widzieli ciężarówki pędzące to w jedną, to w drugą stronę, załadowane meblami, które ludzie zdołali zabrać podczas wyprowadzki. Na ulicach mężczyźni dźwigali leciwe sofy i szafy, na skrzyżowaniach płonęły samochody166. Ze zgliszcz podpalonych szkół unosił się dym, a jego kłęby zasnuwały całe niebo. Zniszczono sygnalizację świetlną, więc kierowaniem ruchem musieli zająć się na ochotnika zwykli ludzie167. Katolicy przechwycili sześćdziesiąt autobusów i zrobili z nich barykady uliczne. Wszędzie walał się gruz i okruchy rozbitego szkła, nazwane przez pewnego poetę belfasckim confetti168.

      Ale pośród tej jatki twardzi obywatele miasta znaleźli sposoby, by się przystosować i żyć dalej. Kiedy na jakiś czas cichły strzały, drzwi domów uchylały się ostrożnie i kobiety w okularach w rogowej oprawie wystawiały nos, by sprawdzić, czy jest bezpiecznie. A potem zakrywszy chustką lokówki na głowie, wychodziły wyprostowane, odziane w swe zwykłe płaszcze, i ruszały przez strefę wojenną do sklepu po zakupy169.

      Taksówkarz wiozący Jean McConville i jej dzieci ze strachu odmówił zapuszczania się poza Falls Road. Resztę rzeczy rodzina musiała przenieść pieszo, aż do domu matki Arthura170. Na dłuższą metę nie było to jednak odpowiednie miejsce. Mary McConville, częściowo ociemniała171, miała tylko jedną sypialnię, poza tym nadal nie aprobowała faktu, że jej dawna służąca poślubiła jej syna, toteż zupełnie się z Jean nie dogadywały. W okolicy często wywiązywały się strzelaniny. Dom sąsiadował od podwórza z tartakiem; gdyby doszło tam do pożaru, ogień mógłby się szybko rozprzestrzenić172. Rodzina znowu się więc przeniosła, tym razem do katolickiej szkoły przerobionej na tymczasowy schron. Nocowali na podłodze w jednej z sal lekcyjnych.

      Władze mieszkaniowe Belfastu organizowały prowizoryczne domy dla tysięcy ludzi, którzy nagle stali się uchodźcami we własnym mieście. Po pewnym czasie McConville’om przydzielono nowo zbudowany domek, ale

Скачать книгу


<p>148</p>

Ed Moloney, Andy Pollak, Paisley, Dublin: Poolbeg Press, 1986, s. 89.

<p>149</p>

McKendry, Disappeared, dz. cyt., s. 10; McKay, Diary, dz. cyt.

<p>150</p>

Richard English, Armed Struggle. The History of the IRA, New York: Oxford University Press, 2003, s. 102; Russell Stetler, The Battle of Bogside. The Politics of Violence in Northern Ireland, London: Sheed and Ward, 1970.

<p>151</p>

Max Hastings, Barricades in Belfast. The Fight for Civil Rights in Northern Ireland, London: Taplinger, 1970, s. 142, 143.

<p>152</p>

Archiwalne nagrania filmowe.

<p>153</p>

Hastings, Barricades in Belfast, dz. cyt., s. 143.

<p>154</p>

The Burning of Bombay Street, BBC One Northern Ireland, 2011.

<p>155</p>

Seamus Brady, Eye-Witness Account of Events in Belfast, 22 sierpnia 1969, National Archives of Ireland; The Burning of Bombay Street, dz. cyt.

<p>156</p>

Tommy McKearney, The Provisional IRA. From Insurrection to Parliament, London: Pluto Press, 2011, s. 47.

<p>157</p>

„The Irish Time”, „The Guardian” i inne media podają tę samą liczbę. Jej źródłem jest zapewne Tim Pat Coogan. Uważa się, że między lipcem a wrześniem 1969 roku 1820 rodzin musiało opuścić domy, w tym 315 rodzin protestanckich i 1505 rodzin katolickich – zob.: Day the Troops Marched in to Nationalist Welcome, „Irish Times”, 14 sierpnia 1999; Tim Pat Coogan, The Troubles, New York: Palgrave, 2002, s. 91.

<p>158</p>

Spis ludności, 1971.

<p>159</p>

Paul Doherty, Michael A. Poole, Ethnic Residential Segregation in Belfast, Northern Ireland, 1971–1991, „Geographical Review” 1997, vol. 87, No. 4.

<p>160</p>

McKay, Diary, dz. cyt.

<p>161</p>

Seamus Brady, Eye-Witness Account…, dz. cyt.

<p>162</p>

Tamże.

<p>163</p>

Army Under Crossfire, „Telegraph”, 16 lipca 1972; Thousands of Northern Refugees Streamed over the Border in the 1970s – Some Were Called “Ungrateful”, „The Journal.ie”, 27 grudnia 2014.

<p>164</p>

Michael McConville, wywiad udzielony autorowi.

<p>165</p>

McKay, Diary, dz. cyt.; McKendry, Disappeared, dz. cyt., s. 10.

<p>166</p>

The Burning of Bombay Street, dz. cyt.

<p>167</p>

Hastings, Barricades in Belfast, dz. cyt., s. 146, 147.

<p>168</p>

Ciarán Carson, Belfast Confetti, Winston-Salem: Wake Forest University Press, 1989.

<p>169</p>

Zachowały się archiwalne nagrania filmowe przedstawiające kobiety idące do sklepu przy Omar Street podczas przerwy w strzelaninie w sobotę 4 lipca 1970 roku.

<p>170</p>

McKendry, Disappeared, dz. cyt., s. 10; McKay, Diary, dz. cyt.

<p>171</p>

Michael McConville, wywiad udzielony autorowi; raport pomocy społecznej na temat dzieci Jean McConville, 13 grudnia 1972.

<p>172</p>

McKendry, Disappeared, dz. cyt., s. 11; McKay, Diary, dz. cyt.